Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
News will be here

Dobre, bo polskie

Polskie sklepy w Londynie nadal mają się dobrze – jeśli nie lepiej niż kilka lat temu. Inwazja naszych handlarzy sprawiła, że nawet brytyjskie supermarkety musiały zacząć sprzedaż polskich produktów.

W branży usług nie jest dużo inaczej – gałąź serwisów i świadczeń przeznaczonych wyłącznie dla rodaków kwitnie, a nowe miejsca obsługujące Polaków pojawiają się jak grzyby po deszczu. Chociaż kosmetyczkę, fryzjerkę i mechanika w teorii najlepiej wybierać po umiejętnościach, to w praktyce Polacy często kierują się narodowością usługodawcy. Tylko dlaczego?

W którym banku pracuje Polak?

O ile polskich produktów nie trzeba już w Anglii nawet szukać, o tyle usługi wykonywane przez rodaków to wciąż gorący temat. Pytania o polskie kosmetyczki, fryzjerki, polskich mechaników, kucharki i cukierników – to powszedni temat na każdym polonijnym forum. Polaków w bankach i urzędach ceni się ponad przeciętną, a namiary na nich są przekazywane z rąk do rąk.

Na potrzeby społeczności, co bardziej przedsiębiorczy rodacy organizują też inne, mniej standardowe usługi z nutką polskości: od mięsa na telefon, przez notariuszy i taksówkarzy, po dostawców Internetu. Chociaż narodowość sprzedawcy wydaje się w ogóle nie mieć wpływu na jakość tych usług, to jednak te „polskie” i tak cieszą się zainteresowaniem.

–  Według mnie, przyczyny tak zwanego „popytu na Polaka” są różne – zależy, czy ktoś szuka polskiego jedzenia, czy polskiej obsługi w banku. O ile chodzi o nasze produkty, to na pewno liczy się smak czy jakość. No ale ktoś, kto szuka Polaka na konkretnym stanowisku, najczęściej po prostu szuka ułatwienia, a nie patriotycznej solidarności – mówi Karolina, która kiedyś sama była ,,tą Polką z banku”. – Ustawiały się do mnie prawdziwe kolejki. Ludzie, których nawet nie znałam, wprost prosili o panią Karolinę. W tamtym czasie chyba nie miałam nawet jednej, niezakłóconej przerwy na lunch. Najczęściej były to osoby, które albo nie mówiły po angielsku, albo były zbyt skrępowane, by chociaż próbować.

Opinia Karoliny wydaje się sprawdzać. Rzeczywiście popyt na polskie usługi jest największy wśród tych, którzy słabo mówią po angielsku. Jednak nawet ci, którzy w codziennym życiu radzą sobie z komunikacją wzorowo, w sprawie profesjonalnej porady dzwonią do znajomego Polaka. – Nie mam problemów z językiem i dobrze się dogaduje w każdej codziennej sytuacji... oprócz wizyty u mechanika. Nie mam chłopaka ani żadnego mężczyzny z mojej rodziny w Londynie, a sama nie znam się na częściach samochodowych. Dlatego jeśli już muszę coś naprawić, to jadę do Polaka. Już sobie wyobrażam, jak bym tłumaczyła w angielskim warsztacie, że moje auto robi tu-tu, tru-tu, stuk-stuk! Nie będę robić z siebie kretynki – streszcza Weronika, 29-letnia asystentka z City – w Londynie od 5 lat.

Najpiękniejsze są polskie dziewczyny

Czasem nawet przy użyciu płynnego angielskiego trudno wyjaśnić specjaliście, co dokładnie mamy na myśli. Ta zasada sprawdza się szczególnie w sprawach urody i wyglądu. Takie sytuacje często obserwuje fryzjer Mateusz, który pracował w angielskim salonie, jednak od kiedy obsługuje klientki w ich własnych mieszkaniach, dużo lepiej mu się wiedzie. Oczywiście większość pań to Polki.

– Wiesz, jak się wyjaśnia fryzjerowi, co się chce mieć na głowie? Najczęściej: zrób mi takie ten, tutaj pofarbuj na cieniowane, a potem na Kasię Cichopek. Wiadomo, trochę przesadzam, ale tak ogólnie wygląda konwersacja. Tu nie można pokazać zdjęcia konkretnego produktu czy użyć prostych słów, musi być porozumienie między klientką a autorem jej nowego wyglądu. Poza tym usługi kosmetyczne często się różnią: na przykład w hinduskich salonach naturalny wygląd brwi to tak, jakby w polskim nic nie zrobić. Mało Polek robi sobie też takie zdobne paznokcie jak Brytyjki. Nasze dziewczyny wolą skromniejszy manicure. Dlatego wiele moich klientek zraziło się do usług u obcokrajowców.

W dyskusjach o wybieraniu polskiego serwisu często pada argument innych standardów – nie tylko w kwestii klarownych oczekiwań, ale też jakości czasu spędzonego na przykład w salonie kosmetycznym. Kosmetyczki z Polski podobno poświęcają klientce więcej czasu i uwagi. Być może takie wrażenie wynika też z tego, że – jak przyznają panie – klientki lubią w trakcie zabiegu trochę porozmawiać. Zwłaszcza po polsku.

Jakość, klasa, zaufanie

– Jestem tu od przeszło 17 lat, ale i tak wciąż kupuję u Polaków. Nasze produkty są po prostu lepsze – twierdzi Henryk. – Tu nie chodzi o pustą pychę i przechwałki, ale nawet inne nacje już się zorientowały, że polskie jedzenie jest dobre. Mięso, mleko, wędliny czy sery z Polski to produkty unikatowe, ale nawet paczkowane jedzenie z kraju jeszcze nie ma tylu chemicznych dodatków, co podobne z Anglii. Niektórych potraw nie da się przygotować z produktów dostępnych w supermarketach, a my jesteśmy przywiązani nawet do naszego tradycyjnego schabowego.

Sprzedaż polskich produktów ma się najlepiej przed Bożym Narodzeniem, ale codzienne zakupy też robi się przynajmniej po części w sklepach rodaków. Produkty, do których Polacy są szczególnie przywiązani to chleb i mleko, polski majonez, niektóre warzywa i... 10-procentowy ocet, niedostępny na angielskim rynku. Popyt na produkty przywożone z kraju nie słabnie i raczej nieprędko się załamie – tym bardziej, że do głosu dochodzi grupa wynosząca swoją polskość na piedestał. A ta ani myśli zmieniać swoje nawyki żywieniowe: – Każdy naród kocha swoje. Włoch je włoskie, Chińczyk – chińskie, a Polak lubi polskie. Skończyły się czasy podwijania ogona i udawania, że jest się bardziej angielskim od Elżbiety II – twierdzi 23-letnia studentka Aleksandra.

Prawda jest taka, że podświadome poszukiwanie tego, co znane i sprawdzone, to naturalny popęd każdego człowieka. O ile nie jest powodowany chorobliwym wstydem i poczuciem zagubienia, a świadomym wyborem – to może być nawet korzystny. – Moja rodzina kupuje polskie i korzysta z polskich usług, bo wolę zapłacić swojemu niż obcemu. Bardziej ufam Polakom – i budowlańcom, i lekarzom. Uważam, że znają się na różnych rzeczach lepiej, więc chcę dołożyć swoją cegiełkę do rozwoju ich biznesu. Czemu mam nie wspierać swoich i nie trzymać we własnej grupie? – opowiada 38-letnia Ela. Stosuje takie podejście od lat – przy pełnej aprobacie męża, który jest rodowitym Brytyjczykiem. On też docenia polskie produkty i usługi.

Przedsiębiorca z kraju kwitnącej cebuli

Chociaż ogólne nastawienie do polskich przedsiębiorców w Wielkiej Brytanii jest raczej przyjazne, to zdarza się usłyszeć niepochlebne opinie o nich – i rodakach korzystających z ich usług. – Mieszkam tutaj, tak wybrałem, więc się przystosowuję. Nie szukam sobie pomagierów i tłumaczy, unikam polaczków od biznesu, którzy tak bardzo wspierają rodaków, że nie zapomną żadnego na odchodne oskubać. Polak potrafi zażyczyć sobie za standardową usługę cztery razy więcej – bo myśli, że skoro do niego przyszedłeś, to nigdzie indziej nie dasz sobie rady – irytuje się 27-letni Kamil. Na co dzień jest taksówkarzem, ale nie poszukuje dodatkowej fuchy i unika umawiania się z innymi Polakami na kurs po znajomości.

Jego dziewczyna Asia ma podobne zdanie, ale wyraża je w łagodniejszych słowach: – Rzeczywiście, są ludzie, którzy starają się zbudować sobie polski klosz. Osobiście znamy takich, którzy po 15 latach w Londynie nie znają nawet podstawowych atrakcji tego miasta, nie mają żadnych znajomych – poza Polakami, kupują tylko w polskich sklepach... Nie potępiam tego, bo najczęściej są to osoby, które nie przyjechały tu dla zabawy, tylko po lepsze pieniądze dla rodziny. Szkoda jednak, że to na nich najłatwiej żerują nieuczciwi biznesmeni.

Popyt był, jest i będzie

Choć Polacy w Anglii czują się coraz bardziej swojsko, to jednak coraz rzadziej próbują przyjąć angielski styl życia. Wydaje się, że równowaga między byciem Polakiem i asymilującym się imigrantem jest coraz łatwiejsza do osiągnięcia. Jednym ze znaków zmiany jest inne nastawienie Polaków, które można zaobserwować w dyskusjach – ale i oficjalnie, na przykład przy okazji konkursów i rankingów dla polskich przedsiębiorców w Londynie. Poszukiwanie polskich produktów i usług już nie jest symbolem nieporadności i ograniczenia – a raczej synonimem świadomości i zamiłowania do tego, co własne.

 


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz
Komentarze
Reklama