Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama

Wątpliwa siła social mediów

Pan w telewizji wylał napój w proteście na podłogę, „tysiące internautów” wyrażało swoje oburzenie, prezes się kajał, pijarowcy wylecieli z roboty. Wszystko przez jeden wpis na Instagramie, który mógłby zostać odczytany jako bluźnierczy wobec powstańców warszawskich.

Miało być ogólnonarodowe potępienie. Miało być ogólnokrajowe „halo”. Spadek sprzedaży i powolna śmierć marki napoju energetycznego. Miało być. Wydaje się jednak, że chyba nie wyszło.

Nie wyszło zamierzenie grupy osób posługującej się social mediami do „produkcji” zamieszania i wywoływania tzw. gówno-burz w necie. Okazało się po raz kolejny, że życie wirtualne dalece się różni od tego realnego. Otoczeni siecią zewsząd, używając smartfonów, tabletów i komputerów, zbyt łatwo zaczynamy wierzyć we wszystko, co tam wyczytamy i zobaczymy.

 

Pół biedy, jeśli jakieś treści są „produkowane” przez uznane i sprawdzone medium. Gorzej jeśli za tzw. treściami stoi „wiejski głupek”. A już najgorzej jest, jeśli ludzie uznają takie treści jako istną wyrocznię i wyznacznik życia społecznego.

Odnoszę wrażenie, że tych ostatnich jest mniej w narodzie, co nie oznacza, że mało. Wspomniany wcześniej napój energetyczny, po aferze ze swoją puszką w roli głównej, nie tyle, że nie zanotował spadków sprzedaży. Jego sprzedaż na rynku wzrosła.

Podobno dla specjalistów tzw. branży nie było to specjalnym zaskoczeniem.

 

Ciekawi mnie natomiast, co takiego pchnęło ludzi do tego, żeby kupować więcej tego – wydawać by się mogło – „skompromitowanego” napoju?

Jedno, co mi przychodzi na myśl, to fakt, że to, że kogoś nie słychać, nie oznacza, że ten ktoś nie mówi. To, że jakaś grupa społeczna nie jest widoczna, nie oznacza, że jej nie ma.

 

Najprostszy przykład.

W tym roku, po raz pierwszy byłem w Warszawie pierwszego sierpnia. Z tego, co przekazywały mi Internet, telewizja, radio i gazety, wyobrażałem sobie, że w tym dniu o godzinie 17.00 zamiera całe miasto. Wszyscy czczą powstańców, etc.

Jakież było moje zdziwienie, że właściwie takie „zamarcie” ograniczyło się jedynie do kilku bardziej znanych miejsc w Warszawie. Poza centrum, Placem Zamkowym – być może Powązkami – wszystko toczyło się swoim życiem. Tramwaje jeździły, samochody się nie zatrzymywały, przechodnie podążali za swoimi sprawami.

Zdziwieni?

 

No właśnie. Okazuje się, że istnieją jeszcze inne – najczęściej różne od naszych – poglądy. Nie wszyscy tak samo zapatrują się na historię. Tak samo nie wszyscy potępiają komunizm, nie wszyscy potępiają hitlerowców, nie wszyscy chwalą obecną władzę.

I o tym bardzo często zapominamy.


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz
Komentarze
Tajger 08.09.2017 22:08
Kolejna gównoburza w internecie bez szans na powodzenie. Wiadomo było od razu, że to sciema będzie z tym bojkotem...

Yarek 08.09.2017 22:06
Autor jest czasem wk****jący ale nie można mu odmówić racji w tym temacie. Co się dzieje z tym narodem?

wujek A. 07.03.2018 11:20
to sie juz stalo.

Reklama