Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama

Polak czy cudzoziemiec?

W Polsce wciąż panuje przekonanie, że Polka, która wiąże się z obcokrajowcem, robi to dla pieniędzy. Albo jest tak brzydka, że tylko obcokrajowiec potrafi docenić jej urodę. Czy w społeczeństwie operującym takimi stereotypami znajdzie się miejsce dla nowego typu „egzotycznych związków” – reemigrantów z Polakami, którzy z kraju nie wyjechali?
Spotkania po latach
 
Karolina (29 lat) za dwa tygodnie wraca do Wrocławia. Za miesiąc będzie już mężatką.
 
– Paweł jest moją pierwszą miłością. Poznaliśmy się jeszcze w liceum. Rozstaliśmy, gdy wyjechałam na studia do Hiszpanii. Po magisterce przyjechałam do Londynu. Przez dziewięć lat nie utrzymywaliśmy kontaktu – opowiada Karolina.
 
„Wpadli na siebie” ponownie rok temu – w jednej z wrocławskich knajp. Zaiskrzyło. Nie rozstawali się przez dwa tygodnie. Potem on odwiedził ją w Londynie. Raz, drugi, trzeci. Oświadczył się.
 
– Śmieję się, że Paweł jest moim jedynym Polakiem, z którym byłam – mówi Karolina. Od wyjazdu z Polski zawsze wiązała się bowiem z obcokrajowcami.
 
Historia wydaje się być jak z bajki, a jednak Karolina czuje się przybita perspektywą wyjazdu z Londynu. – Wcale nie chcę wracać do Polski, bo chociaż mam we Wrocławiu rodzinę, to znowu będę musiała budować swoje życie od początku. A wcale nie odczuwam takiej potrzeby – przyznaje.
 
W Londynie ma pracę, którą lubi i przyjaciół, którzy nie mówią po polsku. Rezygnuje z tego, bo kocha Pawła i jeśli chce z nim być, po prostu musi wrócić. Przeprowadzka Pawła do Wielkiej Brytanii czy choćby Hiszpanii nie wchodzi w grę, ponieważ nie zna dobrze języków obcych. Musiałby pracować poniżej swoich kwalifikacji, a we Wrocławiu ma pracę, w której się realizuje.
 
– Takich osób jak Karolina będzie coraz więcej. Oni są już bardziej cudzoziemcami niż Polakami, dlatego trudno jest im wracać do rzeczywistości, z której dobrowolnie kiedyś zrezygnowali. Również dla Pawła Karolina stała się bardziej egzotyczna – twierdzi Krystyna Walewska-Huseynov, psychoterapeutka z Londynu.
 
Małżeńskie stereotypy
 
Związki osób tej samej narodowości postrzegane są stereotypowo jako „łatwiejsze”. Gdyby jednak ten sam kraj pochodzenia, religia, tradycja czy kolor skóry były gwarancją udanej relacji, liczba rozwodów w Polsce nie powinna rok rocznie rosnąć. Tymczasem statystyki Głównego Urzędu Statystycznego (GUS) pokazują, że w 2006 roku było ich o 4 tysiące więcej niż w roku 2005 i aż o 23 tysiące więcej niż w roku 2003, czyli przed wejściem Polski do UE. Co ciekawe, w tym samym czasie liczba rozwodów w Wielkiej Brytanii wykazuje tendencję malejącą, a przecież pary „mieszane” są tutaj na porządku dziennym.
 
Fala migracji po 2004 roku rozpętała publiczną dyskusję na temat związków wielokulturowych. Emigranci, którzy stworzyli trwałe relacje z obcojęzycznymi partnerami, konsekwentnie tłumaczą na łamach mediów, że czarnoskóry mężczyzna to może być dyrektor dużego banku, a nie dzikus mieszkający na drzewie, zaś młoda, zadbana kobieta spacerująca pod rękę z wyraźnie starszym od siebie mężczyzną, niekoniecznie jest Polką polującą na bogatego męża.
 
Stereotypy, które emigranci przywieźli do Wielkiej Brytanii z kraju, wciąż słychać jednak na ulicach nawet tak wielonarodowościowej mozaiki, jaką jest Londyn. Operują nimi również wykształcone osoby z dużych miast.
 
– Stereotypy wynosimy z domu, a rodzice osób migrujących na Wyspy nie mieli zbyt wielu okazji do poznania obcych kultur. Powtarzali więc zasłyszane od swoich przodków opinie. Ich weryfikacja poprzez indywidualne poznanie była niemożliwa aż do lat 90-tych – tłumaczy Krystyna Walewska-Huseynov.
 
Jej zdaniem związek z obcokrajowcem nie należny do prostych. Zwłaszcza po okresie pierwszej fascynacji. Podkreśla jednak, że równie trudne bywają relacje osób o tym samym języku i kolorze skóry.
 
– To, że dwie osoby mówią po polsku, oznacza, że mogą się ze sobą swobodnie komunikować, ale czy oznacza również, że potrafią się porozumieć? – pyta retorycznie Walewska-Huseynov.
 
Również kultura i tradycja w ramach jednego kraju różni się w zależności od regionu. Osoba wychowana na wsi może mieć zupełnie inny stosunek do religii czy roli kobiety w związku niż ta z rodziny wielkomiejskiej.
 
Polskie uprzedzenia
 
Bezpodstawność przekonań Polaków na temat związków z obcokrajowcami widać szczególnie wyraźnie na tle głównych przyczyn rozpadów małżeństw w Polsce. Z danych GUS za 2006 rok wynika, że ich głównymi powodami były niezgodności charakterów, alkoholizm i przemoc w rodzinie. Na tle tych faktów uwagi typu: „Zostaw tego Araba, bo on cię zamknie w domu i będzie bił, lepiej znajdź sobie jakiegoś Polaka” brzmią po prostu głupio. Związek z osobą z tego samego kraju nie jest więc gwarancją szczęśliwego życia. Tak, jak nie jest nią związek z obcokrajowcem.
 
Zdaniem Krystyny Walewskiej-Huseynov, zanim zdecydujemy się jechać na koniec świata za ukochanym, warto poczytać o kulturze kraju, z którego pochodzi i spróbować wyłapać rzeczy, które w przyszłości mogłyby stać się punktem zapalnym w związku, a nawet postawić obydwoje partnerów po przeciwnej stronie barykady. Do sytuacji takiej doprowadzić mogą choćby odmienne poglądy na wychowanie dziecka. W pewnych kulturach prawa wychowawcze ma wyłącznie mężczyzna, w związku z czym kobiecie nie wolno na przykład wywozić go poza granice kraju bez zgody ojca malucha.
 
To właśnie wybór miejsca do wspólnego życia jest pierwszą z wielu trudnych decyzji i kompromisów, przed jakimi stają „pary mieszane”. Jeżeli obydwie osoby mieszkają w kraju, w którym się poznali, na przykład w Wielkiej Brytanii i chcieliby w nim zostać, kłopot jest mały. Gorzej, gdy jeden albo obydwoje z partnerów przyjechali na Wyspy w określonym celu, ale nie wyobrażają sobie tu życia na stałe. Wtedy ktoś musi ustąpić.
 
Przeprowadzka z kraju poznania się pary do ojczyzny jednego z partnerów zmienia status obydwojga. On w ojczyźnie poczuje się pewniej – ona będzie w niej gościem. Przynajmniej na początku. W zależności od stopnia znajomości języka danego kraju i perspektyw pracy, może jej być stosunkowo łatwo zaaklimatyzować się w nowym miejscu albo tak trudno, że ucierpi na tym cała relacja.
 
– Trzeba być osobą bardzo silną psychicznie, żeby przetrwać okres adaptacyjny do nowego miejsca – twierdzi Walewska-Huseynov.
 
Jak podkreśla, duży wpływ na powodzenie związku mają również kwestie finansowe. Jeśli para nie ma dużych dochodów, kłopotem stają się nawet odwiedziny u rodziny raz w roku. Pół biedy, jeśli obydwie osoby pochodzą z Europy. Ale co jeśli w grę wchodzi lot na linii Australia – Polska? Pojawienie się na świecie dziecka jeszcze bardziej komplikuje sytuację. Koszty podróży rosną, a rodzina w Polsce coraz mocniej domaga się odwiedzin wnuka. Pojawia się kolejne pytanie: ile można jeździć na urlop w odwiedziny do rodziców?
 
Ile ludzi, tyle historii miłosnych. Trudno przewidzieć ich zakończenie. Niewątpliwie jednak sukces związku zależy od zbyt wielu czynników, żeby zrzucać winę za niepowodzenia na kark odmienności kulturowej.

Podziel się
Oceń

Napisz komentarz
Komentarze
Reklama