Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama

Nie robi się tego dla przyjemności

Po zmywaku, restauracjach, pubach, hotelach, rolnictwie i budowach, przyszedł czas na kolejną branżę powoli opanowywaną przez Polaków. I to zarówno tych nie znających angielskiego, jak i tych władających nim biegle. Wywóz odpadów.
– Śmieci to śmieci, obojętnie czy to z budowy, czy od osoby prywatnej, na końcu tego wszystkiego są pieniądze – Marek, współwłaściciel jednej z firm z Londynu odpowiada krótko na pytanie o rodzaj śmieci, które wywozi. – Nie robi się tego dla przyjemności, tylko dla pieniędzy – dodaje szybko i rzeczowo.
 
Dlaczego śmieci
 
Przyjechał do Anglii 14 lat temu przez zbieg okoliczności, jak sam to określa; biegle mówi po angielsku. Obecna firma nie jest jego pierwszą, wcześniej prowadził hurtownię galanterii damskiej. W ciągu tylu lat pobytu w Anglii, nie zdecydował się wrócić do Polski, ponieważ pożyczył pieniądze koledze, których ten mu nie oddawał przez jakiś czas. Nie mógł więc wrócić do Polski bez pieniędzy, a nawet, gdyby zdecydował się na powrót, prawdopodobnie nie odzyskałby już tej pożyczki.
 
Z kolei Łukasz, właściciel innej londyńskiej firmy, przyjechał do Anglii półtora roku temu, aby dołączyć do ojca i siostry. Po tygodniu pobytu znalazł pracę na budowie i pierwsze z trudem zaoszczędzone pieniądze wydał na szkołę języka angielskiego. Któregoś dnia przyjechał do jego ojca do pracy chłopak, który chciał sprzedać samochód, bo właśnie przestał zajmować się wywozem śmieci. Łukasz kupił go i zaczął własny biznes.
 
– To jest bardzo ciężka praca, byłem sportowcem w Polsce i jestem zahartowany fizycznie, ale jeśli się przerzuca 10 ton dziennie jakiegoś ładunku, to plecy i mięśnie bolą. I tak 12 godzin dziennie, człowiek jest osłabiony – mówi Łukasz, który w październiku zamierza zacząć studia w Polsce, prowadząc jednocześnie firmę w Londynie, ale już tylko ze strony organizacyjnej.
 
Kto rano wstaje...
 
Grzegorz i Artur, właściciele jednej z firm zajmujących się wywózką śmieci, opowiadają, że często dzień pracy zaczyna się nawet o 4.30 rano.
 
– Pobudka 4.30, wyjazd 5.30, o 6.00 jesteśmy na wysypisku i jeśli mamy klienta daleko, np. na północy Londynu, to tak na 8.00 dojeżdżamy na miejsce i zaczynamy pracę – opowiada Grzegorz, zapalając papierosa. – Jeśli klient ma wyniesione worki przed dom, to taki załadunek trwa 20 min, ale często bywa tak, że budowlańców nie interesuje, kto to zabierze i jak, i trzeba śmieci pozbierać i załadować, a tu już trwa do 1,5 godziny i tak wszystko się przesuwa – dodaje. – Zdarza się, że nie zdąży się wysypać śmieci, bo np. wysypiska są otwarte do 17.00. Jeśli się zdąży, to później jeszcze wieczorem, można pojechać do kolejnego klienta.
 
Grzegorz przyjechał do Anglii zaledwie rok temu, nie znając ani języka angielskiego, ani nikogo w Londynie. Błyskawicznie jednak wynajął sobie pokój, kupił kartę do telefonu i zatrudnił się do roznoszenia ulotek. Potem zaczął pracować w firmie wywozu śmieci. Przyjechał do Anglii, bo miał dosyć biedy, dosyć – jak sam mówi – wyskrobywania z portfela miedziaków na chleb po świętach. Po dwóch miesiącach ściągnął do siebie żonę, trójka dzieci jak na razie pozostała w Polsce.
 
– Pracowałem w innej firmie wywożącej śmieci, po jakimś czasie pomyślałem o otworzeniu własnej i porozmawiałem z Arturem, bo z zasady nie kolekcjonuję pieniędzy (śmiech) – opowiada Grzegorz. – Znam klientów mojej poprzedniej firmy, znam ich ceny, ale nie podbiorę im kontaktów, bo to byłoby nie w porządku, takich rzeczy się nie robi – dodaje stanowczym głosem.
 
Artur, współlokator Grzegorza, chętnie zgodził się na otworzenie firmy wywożącej śmieci budowlane, tym bardziej, że sam pracuje w budownictwie. Przyjechał do Anglii 6 lat temu, aby nauczyć się angielskiego. Po 3 latach wrócił do Polski, gdzie skończył kolegium nauczycielskie i ponownie przyjechał do Anglii w 2005 r. Obaj zajmują się teraz organizacją swojej powstałej przed miesiącem firmy.
 
Jak Polak z Polakiem
 
– Konkurencja jest niesamowita – mówi Łukasz o kulisach działalności w branży, dodając: – Jeżeli zatrudniam chłopaka, który jest obrotny, to on sobie pomyśli, dlaczego miałby pracować za 60 funtów dniówki dla kogoś, skoro mógłby kupić samochód i jeździć za 120 funtów dziennie. Bardzo często taki chłopak podpatrzy, nauczy się, potem się zwalnia i sam zaczyna. W Londynie jest bardzo dużo jednoosobowych „firemek”. Niedługo będzie tak duża konkurencja, że ta branża będzie przesycona – dodaje mocnym głosem.
 
Grzegorz doszukuje się z kolei problemów z różnicami w cenach usług pomiędzy firmami.
 
– Inne narody mają to do siebie, że jak mieszkają wszyscy na jednej ulicy i każdy z nich sprzedaje miskę pomarańczy, to u każdego z nich miska pomarańczy jest po funcie, bo tak się umówili, a Polacy to jest taki naród, że każdy z nich musi mieć wszystko dla siebie – podkreśla.
 
Aby zarobić pieniądze z wywozu śmieci trzeba doskonale wiedzieć, jakie są ceny skupu śmieci przez wysypiska w Londynie, które przyjmują odpady, a potem sortują je odpowiednio według tego, co można odzyskać, drzewo, papier, ziemię, cegły, beton itd. Niektóre wysypiska mają wyższe ceny za wysyp na ich terenie.
 
– Wysypisk jest bardzo dużo, ale trzeba znać kilka dobrych, ponieważ ceny są kosmiczne. Trzeba wiedzieć, gdzie to zawieść, bo inaczej się nie zarobi – opowiada Łukasz. – Ale ja pani tego nie zdradzę, bo to są moje długie godziny poszukiwań – dodaje.
 
Nie tylko on. Tajemnica lokalizacji najbardziej opłacalnych wysypisk w Londynie jest pilnie strzeżona przez wszystkich śmieciarzy i każdy z nich odmawia odpowiedzi.
 
W branży wywozu śmieci nie rozmawia się też o szczegółach zleceń czy pozyskiwania klientów. Śmieciarze opowiadają o przypadkach telefonów od nieznanych osób, które próbują podpytywać jak wygląda biznes, by samemu go otworzyć.
 
Łukasz przepytuje mnie szybko ze znajomości osób pracujących w redakcji, aby upewnić się, czy na pewno jestem dziennikarką i nie dzwonię z potencjalnej konkurencji. Artur natomiast przytacza treść ostatniej rozmowy z tajemniczym rozmówcą.
 
– Miałem ostatnio telefon z zastrzeżonego numeru, z pytaniami, ile i co biorę, jaka jest cena, gdzie wywożę. Człowiek zaczął tłumaczyć, że chciałby sam wyrzucić śmieci na wysypisko, więc powiedziałem mu, że ja nic nie wiem, mogę mu podać link do strony i niech sobie przeczyta. A na wysypisko może jechać i śmieci wyrzucić, jeśli ma licencję – kwituje Artur.
 
Codzienność
 
Śmieciarze pracują według zleceń, zdarza się, że mają ich tyle, że nie nadążają ich wszystkich wypełnić, a czasem nie mają żadnych. Wszyscy opowiadają jednak o bardzo surowych karach za łamanie przepisów na drogach oraz o negocjacjach z klientami, które muszą prowadzić, mimo że ilość śmieci do załadunku oraz cena są już z góry ustalone.
 
– Najtrudniej jest wytłumaczyć budowlańcom, że trzeba skończyć ładowanie samochodu, bo już jest za ciężki. Oni nie rozumieją, że nie można do końca zapełnić samochodu – mówi Łukasz. – Jeśli samochód udźwignie 2 lub 3 tony, to nie można załadować 5 ton. Trzeba pilnować, co się ładuje, bo po pierwsze wyeksploatuje się samochód, a po drugie prawie wszyscy w tej branży jeżdżą lekko przeciążeni, a to jest naginanie prawa.
 
– Niektórzy klienci już po załadunku próbują negocjować ceny. Jeśli taka sytuacja się przeciąga, to można zawsze nacisnąć przycisk wywrotki, aby wysypać śmieci, pytając tuż przed „płacisz czy nie?” – Grzegorz opowiada z zapałem, śmiejąc się razem ze wspólnikiem Arturem. – To jest czasami jedyna metoda, bo cena jest zawsze ustalona, zanim przyjeżdżamy – Raz mi się zdarzyło, że już trzymałem palec na przycisku – mówi z rozbawieniem, gasząc papierosa.
 
Zdarzają się też pomyłki w kodzie pocztowym budynku, do którego mają dojechać. Czasem śmieciarze dostają błędne namiary i po przebiciu się przez dżunglę komunikacyjną Londynu, znajdują się na drugim końcu miasta. Dojazdy do klientów mogą być czasem niezwykle stresujące.
 
– Praca nie jest łatwa, bo parę ton dziennie trzeba przerzucić w rękach, dużo też trzeba jeździć, dziennie około 160 km po Londynie. I to jest chyba bardziej męczące niż ładowanie tych śmieci – mówi Grzegorz.
 
– Ja bym połowie brytyjskich kierowców pozabierał prawo jazdy – przerywa Grzegorzowi Artur, po czym Grzegorz kontynuuje swoją opowieść:
 
– Kiedy widzę, co brytyjscy kierowcy robią na drogach, to ja się strasznie denerwuję, wychodzę z siebie i strasznie klnę. Taki kierowca nie myśli o innych na drogach. On jest sam na drodze, on jedzie.
 
Śmieciarzem być
 
– Jeśli w Polsce powiedziałbym „jestem śmieciarzem”, to... – tu Grzegorz robi znaczącą minę, że nie zostałby dobrze odebrany i nie kończy zaczętej myśli. – A tu jestem śmieciarzem, wracam z pracy i wchodzę sobie do knajpy czy do banku i nikt mi nie zwróci uwagi. A w Polsce chyba bym nawet nigdzie nie wszedł – dodaje.
 
Temat traktowania śmieciarzy w Anglii energicznie podchwytuje Artur.
 
– Jestem tutaj długo, przyzwyczaiłem się do mentalności angielskiej i dla mnie to, co się dzieje w Polsce, jest dziwne. Jeżeli mam konto w banku, pracuję legalnie i do tego ciężko, to nikt nie ma prawa mi powiedzieć, że to jest gorsza praca.
 
– Tutaj w banku wchodzę czysty lub brudny i nadal jestem klientem, a w Polsce kolejka – tam zawsze są kolejki – dopowiada sobie ze śmiechem. – A w Polsce kolejka byłaby pewnie 2 metry przede mną i 2 metry za mną, sam był stał. I jak tu się dziwnie nie czuć – śmieje się Artur na samo porównanie traktowania śmieciarzy w obu krajach.
 
Grzegorz zdaje się jednak znać odpowiedź, dlaczego w Polsce śmieciarza traktuje się jako kogoś gorszego.
 
– To jest pozostałość z dawnych lat. Wszyscy musieli pracować w różnych zawodach czy chcieli czy nie, a ten, który w ogóle nie chciał pracować i go siłą ciągnięto do pracy, był śmieciarzem, tym gorszym. Kiedyś tak było w Polsce. Kiedy byłem mały, to słyszałem: „jeśli nie będziesz się uczył, to zostaniesz śmieciarzem”.
 
Łukasz, nie wdając się w historyczne uwarunkowania, z wyższością w głosie opowiada, dlaczego nie przejmuje się komentarzami, że wykonuje gorszą pracę.
 
– Niektórzy mogą się śmiać odrobinę. Kiedy jakiś chłopaczek pracuje pod krawatem w recepcji i dostaje 250 funtów na tydzień, mogę mu powiedzieć, że jestem w stanie mieć bez problemu 1000 funtów tygodniowo. I wtedy to wszystko się rekompensuje. I mimo wszystko na tych śmieciach wychodzę lepiej niż on.

Podziel się
Oceń

Napisz komentarz
Komentarze
Reklama