Co cię sprowadziło do Wielkiej Brytanii?
- Projekt „Młodzi w działaniu”. Twórcami projektu są ludzie z organizacji OpportUNITY, która działa w Newcastle w ramach innego unijnego projektu „U.R.ban”. Głównym założeniem było to, żeby ludzie z różnych środowisk, z różnych krajów, w tym przypadku z dziewięciu krajów europejskich, zjednoczyli się dzięki kulturze ulicznej.
Jakie było zadanie twoje i twojej ekipy?
- Działało to na takiej zasadzie, że byliśmy zarówno instruktorami, jak i członkami całego projektu. Byliśmy odpowiedzialni za część taneczną, ale projekt miał też za zadanie przybliżyć ludziom całkowicie kulturę uliczną, kulturę hiphopową: graffiti, zdobywanie wiedzy, próby tworzenia własnego rapu itd.
Jak to się stało, że ludzie z OpportUNITY dotarli do ciebie?
- Jedną z osób zaangażowanych w ten projekt była dziewczyna z Polski, koordynująca projekty unijne, głównie właśnie „Youth in Action”. Stwierdziła, że jestem osobą, która mogłaby się zająć częścią taneczną.
Robisz dużo rzeczy w Polsce. Jesteś tancerzem, instruktorem, rzecznikiem festiwalu w Gdańsku, uczestniczysz w kilku innych projektach… Nie brakuje ci na to energii?
- Wydaje mi się, że to jest właśnie taki mój motor. To ładuje moje akumulatory, dodaje energii. Szczególnie ludzie, których poznaję, ludzie, z którymi pracuję w różnych miejscach. Oni mnie motywują i ładują te życiowe baterie. Jeśli widzisz, że warto, to po prostu to robisz.
Kiedy zacząłeś tańczyć? Co cię zainspirowało? Pamiętam, że czytałem kiedyś jakąś historię z tym związaną…
- To zadziałało trochę jak przygoda. Nigdy jakoś nie byłem zainteresowany tańczeniem i pewnego razu mój starszy brat zaprosił mnie i moje rodzeństwo do Sztokholmu, gdzie mieszka, na koncert rapowy. Pod sceną grupka młodych tancerzy pokazywała różnego rodzaju style taneczne, z których kilka kojarzyłem – locking, popping – ale kilku z nich robiło coś, czego zupełnie nie kojarzyłem. Trzy miesiące później osoba, z którą nawet nie utrzymywałem kontaktu, wysłała mi link do filmu na YouTube. To byli tancerze, którzy wykonywali właśnie ten styl taneczny – c-walk clown walk. Zobaczyłem nazwę i pomyślałem, że to nie może być przypadek i trzeba po prostu spróbować.
Ile lat miałeś, jak zacząłeś tańczyć?
- Miałem wtedy 16 lat.
To chyba późny wiek na naukę tańca?
- Moim zdaniem nie ma zasady. Jedni uważają, że wiek 12 lat to jest już za późno, żeby zacząć tańczyć, a według mnie to zależy tylko od tego, jak bardzo zdeterminowaną osobą jesteś. Są osoby, które tańczą 10 lat i jeszcze nic nie osiągnęły, jeśli chodzi o taniec zawodowy. Są osoby, które po roku, po dwóch latach robią naprawdę niesamowite rzeczy, bo chcą.
Kiedy w tobie nastąpiła ta zmiana, która z tancerza zrobiła również aktywistę?
- Zaczęło się od tego, że poznałem się z ludźmi, którzy reprezentują organizację Universal Zulu Nation w Polsce. Przede wszystkim lidera tej organizacji, który zasiał we mnie takie ziarno ciekawości. Zacząłem bardzo dużo grzebać w tym wszystkim, obserwowałem też poczynania innych ludzi, którzy w Polsce nie tylko prezentują swoje umiejętności artystyczne, ale robią też coś dla innych. Bardzo mi się to spodobało. Jeszcze kiedy mieszkałem w Koszalinie, zorganizowaliśmy contest taneczny zupełnie undergroundowy. Na dachu centrum handlowego. Wszyscy w kółeczku, boombox, wszyscy siedzą na ziemi, dwóch tancerzy tańczy i ludzie oceniają, kto lepiej. Z tego się rozkręciło. Obecnie odbyło się już osiem edycji tego wydarzenia, które nazywa się „Come For Battle” i jest wydarzeniem środowiska c-walk’owego.
Ostatnio robiłeś z inną ekipą, w Gdyni czy w Gdańsku, dużą imprezę. Były ciuchy, muzyka, rap…
- A to w Spocie. Akurat pomiędzy jednym miastem a drugim (śmiech).
Wiedziałem, że gdzieś w tych okolicach (śmiech)...
- Akurat to wydarzenie jest organizowane razem z firmą, dla której pracuję – MagicTown Group. Postanowiliśmy, że zrobimy coś fajnego. Coś, czego jeszcze w Polsce nie było, czyli przede wszystkim targi modowe, streetwearowe. Postanowiliśmy, że nie zrobimy tego, jak typowych targów, tylko – jeśli to są rzeczy związane z naszą kulturą – to zrobimy coś więcej dla tej kultury, czyli po prostu większy festiwal. Tak powstał SHC Elements Festival. Głównym priorytetem było to, żeby integrować środowisko. Zorganizowaliśmy to w Zatoce Sztuki. To jedyne miejsce w Polsce, gdzie na plaży odbywają się tak duże imprezy. Spotkało się to z bardzo dobrym przyjęciem. Już teraz wiemy, że będziemy organizować kolejne edycje.
Z jakimi reakcjami spotykają się w Polsce takie akcje? Z punktu odniesienia, jakim jest Londyn, skala „hejtingu” w Polsce jest ogromna.
- Nie wiem, skąd to się bierze. Wydaje mi się, że ludzie w Polsce mają za dużo czasu na to, żeby obserwować działania innych. Nie, żeby obserwować z powodu tego, że rzeczywiście się tym interesują i starają się to śledzić w jakiś sposób, ale żeby krytykować. Polska ma taką swoją mentalność. Nie chciałbym uderzać w stereotypy, ale wydaje mi się, że cały czas w Polsce jest obecny stereotyp zawiści.
Zaczynałeś od niczego, doszedłeś do fajnego poziomu. To też wzbudzało pewnego rodzaju nienawiść…
- Cały czas wzbudza. Kiedyś mnie bardzo dotykało, gdy widziałem, że ktoś rzuca we mnie wulgarnymi słowami i robi to nachalnie przy każdym projekcie, który tworzę. Teraz w ogóle mnie to nie rusza.
Nie traktujesz tego jako zło konieczne?
- Nie, nie, nie. W ogóle takimi ludźmi się nie przejmuję. Wiem, że tacy ludzie są, ale szkoda mi własnej energii i czasu na myślenie o nich.
Jesteś jedną z osób, które propagują „Hiphopową Deklarację Pokoju” w Polsce.
- Dostałem propozycję, żeby nadzorować stronę promującą deklarację pokoju. „The Hip Hop Declaration of Peace” została złożona w siedzibie ONZ w Nowym Jorku w 2001 r. przez pionierów i aktywistów hip-hopu. Na stronie podpisują się osoby, które popierają tę deklarację. Dla tych ludzi hip-hop to coś więcej niż sam rap.
Deklaracja pokoju jest fajna. Generalnie piękna idea, ale trochę kłóci się z wizerunkiem ulicznego rapu, tej tzw. ulicznej części hip-hopu.
- Wydaje mi się, że to jest domena hip-hopu, który z jednej strony pokazuje, że ma pewne zasady: pokój, miłość, jedność, wspólna zabawa, zamiast negatywnego – pozytywne. Z drugiej strony to jest multikultura, kótra pozwala na to, żeby wyrazić się w dowolny sposób. Z jednej strony mamy pewnego rodzaju zasady, z drugiej strony pozwalamy sobie na absolutną wolność. Tak naprawdę, jeśli ktoś ma swój własny pomysł na to, jak tworzyć hip-hop, i on może być w pewien sposób sprzeczny z tymi pozytywnymi stronami, nie można powiedzieć, że on nie robi hip-hopu. To wszystko zależy od ludzi.
To, co robisz obecnie, te wszystkie rzeczy, którymi się zajmujesz – traktujesz jako swoje życie czy bardziej jako pracę?
- Powiem ci szczerze, że nie dzielę tego w ten sposób. Ważne dla mnie jest to, że udało mi się w tak fajnym wieku dojść do takiego poziomu, że to wszystko, co robię, naprawdę sprawia mi przyjemność. Rano się budzę i wiem, że idę do firmy, w której pracuję, i robię tam takie rzeczy, które mnie interesują, bo wszystko jest związane z kulturą
hip-hop. Każdą chwilę staram się wykorzystać. Na przykład tę, kiedy teraz rozmawiamy i mogliśmy się spotkać.
Czy z tym wszystkim, co robisz, wiąże się jakiś przekaz?
- Przede wszystkim chodzi mi o młodych ludzi. Chciałem pokazać, że możesz dojść do czegoś, jeśli tego chcesz. Ja spotykałem się z wielką falą krytyki na wielu etapach swojej działalności, ponieważ na początku c-walk w Polsce nikt nie robił tego na takim poziomie jak ja – nikt nie prowadził warsztatów, nie organizował contestów. Nawet gdy prowadziłem wykłady, wielu miało z tym problem. W pewnym momencie, kiedy przestałem się tym przejmować, zacząłem dochodzić do tego, czego chciałem.
Czyli nie ryje ci to beretu, że gdzieś w tle są jacyś hejterzy?
- W żaden sposób. Mało tego, mam jeszcze parę pomysłów, jest parę rzeczy, których jeszcze w ogóle nie robiłem, a mam pewnego rodzaju plany. Chcę pokazać młodym ludziom, że jeśli masz swój pomysł na siebie, to po prostu go realizuj. Kocham tańczyć, przebywać z ludźmi, edukować ludzi i tym samym edukować siebie. Na pewno chcę w przyszłości pójść bardziej w stronę poezji. Nie jestem raperem, ale piszę wiersze. Chciałbym wydać swój własny tom poezji. Chciałbym też zacząć coś robić w temacie, w którym się wciąż obracam, jakim jest streetwear.
Jak w tym wszystkim wyglądają twoje studia?
- Na uczelni balansuję na krawędzi – być albo nie być (śmiech). Ale gdy dochodzi do tworzenia różnego rodzaju projektów, to daję radę. (Kuki studiuje psychologię – przyp. red.) Postanowiłem też sobie, że wszystkie projekty związane ze swoimi studiami będę robił wokół tematu tanecznego, wokół kultury hip-hop.
I udaje się?
- Całkowicie.
Napisz komentarz
Komentarze