Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama

Nie ustawać w poszukiwaniach

Coma jest zespołem niezwykłym. Wygrywają plebiscyty i zdobywają wyróżnienia na polskiej scenie muzycznej w czasie, gdy może się wydawać, iż przepojony mocą tekstów rock alternatywny odchodzi na drugi plan. Muzycy łódzkiej grupy swoja niezwykłością zadają jednak temu kłam, windując swój „teatr muzyczny” w strefy dla innych nieosiągalne. Z jednej strony są nierozpoznawalni, z drugiej zaś mają tysiące zagorzałych fanów i jeszcze więcej miłośników swojej muzyki. Także w Londynie, gdzie już 24 kwietnia w legendarnej Shepherd’s Bush Empire wystąpią jako gwiazda Festiwalu Cooltury 2010.
Nie tylko o fenomenie Comy i sposobach zdobywania serc swą twórczością, z Piotrem Reguckim, wokalistą i liderem zespołu rozmawiał Dariusz A.Zeller.

Już niebawem zawitacie po raz pierwszy do Londynu. Jakie macie odczucia przed tym koncertem?
Niewątpliwie wyjazd do Londynu na pierwszy zagraniczny koncert Comy jawi się być zdarzeniem ekscytującym dla każdego z członków zespołu, mieliśmy w Londynie zawitać już nie raz, ale zazwyczaj w ostatniej chwili pojawiały się nieprzewidziane przeszkody, które uniemożliwiały wyjazd. Dlatego jesteśmy przekonani że i tym razem będzie podobnie, ale gdyby jednak koncert doszedł do skutku, to nie mamy pietra, bo nasi przyjaciele mieszkający na Wyspach zagwarantowali liczne przybycie i gorące wsparcie. Świetnie, że będzie można znów zobaczyć gęby, których nie sposób widywać częściej.

Coma jest ewenementem na polskim rynku muzycznym. Z zewnątrz mogłoby się wydawać, iż zdobyliście rynek nagle.  Jak to wygląda z waszej perspektywy?
Osobiście uważam, że jeśli kryterium dla bycia ewenementem jest nagłe zdobycie rynku, to my się plasujemy w samym ogonie ewenementów. Nie będę tu wymieniał przykładów z czołówki, bo każdy dopowie sobie sam takie nazwy jak Feel czy coś, COMA w tym roku obchodzi niezbyt hucznie 12-stą rocznicę istnienia. Zaczynaliśmy od samego początku krok po kroku starając się realizować marzenia, nasza droga w równych proporcjach usiana jest sukcesem jak i porażkami, o każdy awans trzeba było ostro walczyć i każdy okupiony był wysiłkiem i ryzykiem, że się nie powiedzie. Jak na razie wiedzie się.

Jesteście przedstawicielem rocka alternatywnego, gatunku, który wydawałoby się szczególnie w mediach publicznych odchodzi powoli w zapomnienie. Skąd zatem wasza tak mocna pozycja i uznanie publiczności?
O naszej muzyce w polskich mediach zapomniano zaraz gdy wydaliśmy pierwszy album, a właściwie to nigdy sobie o niej nie przypomniano, za wyjątkiem kilku rozgłośni radiowych specjalizujących się w emitowaniu rockowego brzmienia. Nie funkcjonujemy w radio i telewizji tak jak zwykły były egzystować tuzy popu. Nasza pozycja dosyć solidnie ugruntowana w świadomości fanów wynika w głównej mierze z koncertowania i bezpośredniego kontaktu, może dlatego jest wciąż autentyczna i romantyczna.

Z pewnością tak, ale mówiąc Coma oprócz doskonałej muzyki myślę przede wszystkim o wyrazistych, charakterystycznych tekstach. Skąd czerpiecie motywację, jakie motywy kierują powstawaniem waszych utworów?
Dziękuję za tak słodkie komplementy. Czuję, że wszystko czego bym teraz nie powiedział mogło by tylko zepsuć ten cieplutki i lekko podniosły nastrój mojego sukcesu, ale odpowiem, że motywacje płyną z serca, a serce pełne szlachetnych inspiracji, choć czasem się mylę, choć czasem nie mam racji, zawsze w drodze eksploracji na coś cennego się trafi, byle tylko nie ustawać w poszukiwaniach i byle tylko być wciąż zainteresowanym w postępującym rozwoju własnej wyobraźni i świata wewnętrznego, a nie zabraknie ciekawych tematów o których można z ludźmi niegłupimi mądrze porozmawiać.

Ostatnie sześć lat, czyli jak dotychczas połowa waszej działalności, to nieprzerwane pasmo sukcesów. Jesteście doceniani zarówno przez ludzi „z branży”, krytyków, jak i publiczność. Co dla was z tego wszystkiego jest najważniejsze?
To żeby nie zabrakło sił i jakiejś tam ukutej na własne potrzeby Prawdy, ale takiej, w którą przez jakiś czas naprawdę da się uwierzyć. Z tymi sukcesami to trochę przegięcie. Specyfiką naszej działalności jest to, że w Polsce liczbę wszystkich, którzy radują się naszym sukcesem równoważy siła czekających tylko na potknięcie i nasz ostateczny upadek, tutaj sukces nigdy nie jest ostateczny, i nie jest pasmem.

Zaryzykuję stwierdzenie, że to nie tylko w tej branży i nie tylko w waszym przypadku. To nic nowego, ale faktem bezspornym jest, że jesteście laureatami wielu nagród. Z których jesteście najbardziej zadowoleni?
Ze wszystkich, jakoś specjalnie nie wyróżniamy, ulubionej statuetki nie mamy, nagrody dają kopa do dalszej pracy. Dobrze, kiedy się pojawiają.

A tak bardziej ogólnie - z czego w swojej dotychczasowej karierze jesteście najbardziej dumni?
Najbardziej dumni to jesteśmy z faktu, że na nasze koncerty wciąż przychodzą ludzie i to w niezmiennie od kilku lat dużej ilości.

Coma jest zespołem solidnym, z mocno i stabilnie osadzoną na gruncie rocka muzyką. Czy w dobie mieszania się wszelakich gatunków muzycznych nie korci was, » by od czasu do czasu spróbować odważniej czegoś innego?
Gatunki, nie tylko muzyczne, mieszały się zawsze i wszędzie od zarania dziejów, więc i my mieszamy bardziej lub mniej świadomie i nie wstydzimy się czasem porządnie namieszać. Zasadą, której się trzymamy jest to by jednak owo mieszanie sprawiało nam maksymalną przyjemność estetyczną, zatem staramy się mieszać składniki uzupełniające się w smaku.

Powiedz zatem jak postrzegacie współczesny rynek muzyczny w Polsce. Czy reprezentowana przez was muzyka autorska ma obecnie szansę wygrać z kiczem i podróbkami tego, co płynie z zachodu?
Nie mamy szansy wygrać z tym co właśnie powiedziałeś, a to z jednej przyczyny – my właśnie z tym czymś nie stajemy do wyścigu. Polska muzyka ma się wystarczająco dobrze. Ci, którzy chcą tworzyć oryginalnie - tworzą, ci którzy chcą podrabiać - podrabiają i tak się wypełniają dni żywota polskiego rynku i każdego innego rynku w podobnej mierze.

Zatem spytam cię o inny rynek.  Jedną z atrakcji Festiwalu Cooltury będzie konkurs dla tutejszych polskich kapel. Myślicie, iż nasi reprezentanci mają szansę przebicia się na tak trudnym rynku jak tutejszy?
Ciągle ten rynek, powoli się czuję jak straganiarz… (śmiech). Każdy ma szansę wszędzie i zawsze, przecież ktoś musi wygrywać. Potrzebne jest świeże mięso po to, by zastąpiło oldboyów. Jeśli robisz dobrą muzę to się w końcu uda, jeśli robisz popelinę też nie wykluczone, że się uda, trzeba pracować.

Jesteście, w przeciwieństwie do wielu innych, bardzo naturalni. Z kolei to, co robicie na scenie można nazwać w pewnym sensie „teatrem”. Czy to wpływ twojego wykształcenia?
Teatr i naturalność to pojęcia, które moim zdaniem się wykluczają, nam na scenie zależy tylko na tym, by uchwycić uwagę publiczności, a potem już jej nie wypuścić, tak by dokonać w ich głowach jednorazowej przemiany, by po wyjściu z koncertu uważali że było warto, a czy pomaga w tym moje aktorskie wykształcenie nie jest kwestią, która mnie szczególnie absorbuje, najważniejsze by osiągnąć cel, czyli grać dobre koncerty.

Przed dwoma laty ukazał się wasz ostatni album „Hipertrofia”, który nawiasem mówiąc zyskał status platynowej płyty. Prawem serii w tym roku powinien ukazać się wasz kolejny. Czy szykujecie już zatem materiał na nową płytę? 

Nie, w tym roku jedynym wydawnictwem będzie koncertowe DVD, czyli takie podsumowanie 11 lat naszej działalności, nowy materiał prawdopodobnie w 2011.

W Londynie tylko teoretycznie będziecie grać „na wyjeździe”, w praktyce bowiem, jak się przekonacie, festiwal Cooltury będzie świętem polskiej muzyki. Jak odbieracie takie koncerty?
Skoro gramy dla publiczności polskiej, to miejsce nie ma większego znaczenia. Zagramy koncert po polsku, więc czy Londyn czy Rzeszów, nie stanowi potwornej różnicy. Większy wpływ będzie miała dla nas ilość przybyłej publiczności - im więcej osób tym większa odpowiedzialność, a tym samym większa trema.

Pytanie to zadaję nieprzypadkowo. Wielka Brytania jest przecież stolicą nowej, polskiej emigracji. Czy wy kiedykolwiek myśleliście o wyjeździe za granicę?
Tak myślę o tym zawsze, kiedy zima w Polsce trwa pół roku, czyli praktycznie co roku. Szczególnie w marcu, gdy już nie sposób wytrzymać śniegu, deszczu, brudu, szarości i mroku. Natomiast z całym szacunkiem na pewno wolałbym wyjechać do Tajlandii niż do Wielkiej Brytanii. To, że tak wielu ludzi wyjechało z Polski nie stanowi żadnego szczególnego fenomenu. Po prostu w Polsce nadal jest słabo, można tylko mieć nadzieję, że będzie lepiej, ale nadzieja nie zastąpi porządnej wypłaty za ciężko wykonywaną robotę.

Grono waszych fanów w Wielkiej Brytanii po 24 kwietnia z pewnością się jeszcze zwiększy. Możecie zatem zdradzić ułamek tego co zaprezentujecie na koncercie w Shepherd’s Bush Empire?
Na koncercie w Londynie pokażemy to, co najlepszego z naszych trzech dotychczasowych albumów. Mamy nadzieję, że to wystarczy by zabawić publiczność.

Z pewnością.  Jedno zatem wam mogę obiecać – gorące przyjęcie. Z pewnością będzie gorąco podczas waszego koncertu…
Mam nadzieję że i my się przyczynimy do powstania tej atmosfery. Na pewno nie będziemy się oszczędzać, bardzo się cieszymy, że spotyka nas szansa, by zagrać dla wszystkich z którymi tak rzadko mamy okazję się widywać. Będzie tam również wielu naszych przyjaciół, dlatego mamy nadzieję, że pójdzie dobrze i organizatorom dostarczymy powodów, by do Londynu zapraszano nas częściej.

W takim razie czekamy na was z niecierpliwością w „polskim Londynie”!
Dzięki za zaproszenie i zapraszamy do wspólnej rockowej jazdy na długo oczekiwanym przez nas koncercie. Czuję, że to będzie nasz najlepszy koncert w Londynie (śmiech), więc nie może tam zabraknąć czytelników Cooltury i słuchaczy Polskiego Radia Londyn!

Podziel się
Oceń

Napisz komentarz
Komentarze
Reklama