Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama

WYSPA WĘŻÓW – RYSA W ŻYCIORYSIE SIKORSKIEGO

Władysław Sikorski pomimo swoich niewątpliwych zasług, miał także w swoim życiorysie kilka rys. Jedną z nich był zlokalizowany na szkockiej wyspie Bute (Isle of Bute) – obóz karny dla polskich żołnierzy. Oficjalnie do obozu trafiali żołnierze oskarżeni o alkoholizm, homoseksualizm i szpiegostwo na rzecz Niemców. Nieoficjalnie wysyłano tam przeciwników politycznych Naczelnego Wodza oraz wszystkich tych, którzy odważyli się krytykować Władysława Sikorskiego. Oficjalnie nic szczególnego się tam nie działo. Nieoficjalnie miejsce nazywane było Wyspą Wężów.
WYSPA WĘŻÓW – RYSA W ŻYCIORYSIE SIKORSKIEGO
Generał Sikorski na inspekcji polskich oddziałów. Londyn 1941 rok.

Autor: Eric Harlow / Stringer Editorial #: 954628864 Collection: Hulton Archiv

Informacje na temat obozu są raczej trudno dostępne. Wprowadzająca w błąd jest też sama nazwa. Na żadnej mapie nie znajdziemy Wyspy Wężów. Z resztą nazwa „Wyspa Wężów” jest często podawana jako „Wyspa Węży”, co dodatkowo komplikuje poszukiwania. Czasem w polskich publikacjach można spotkać inną nazwę – Małpia Wyspa. Tak czy inaczej, z samych „alternatywnych” nazw wyspy wnioskować można, że miejsce nie cieszyło się dobrą opinią pośród Polaków.

Oficjalnie – wersja dla polskiej opinii publicznej – na wyspie był polski, wojskowy obóz karny. Oficjalnie – wersja dla Brytyjczyków – był tam zwykły
„military camp”.

Zdarza się, że w brytyjskich opisach jest adnotacja, że nieoficjalnie Władysław Sikorski traktował wyspę jak prywatne więzienie dla przeciwników politycznych. Wyspa, na której mieścił się obóz – nic z wężami wspólnego też nie ma, mało tego, była to kiedyś wyspa, na którą przyjeżdżało się „do wód”.

Ze słynnego uzdrowiska nic już nie zostało, dalej jest to urocze miejsce, jednak swoją świetność przeżywało w czasach królowej Victorii. W historii Polski to miejsce zapisało się niezbyt chlubnie.

 

Raz na wozie…

Żeby zrozumieć cel powstania obozu na wyspie Bute, musimy się cofnąć do okresu międzywojennego. Na czele państwa polskiego stał wtedy marszałek Józef Piłsudski. Okres ten w historii zapisał się jako okres sanacyjny.

Przedstawiciele ówczesnych rządów marszałka byli często nazywani „sanatorami”. Sikorski razem z gen. Tadeuszem Rozwadowskim i Piłsudskim, walczyli w wojnie polsko-bolszewickiej. Tę wojnę Polacy wygrali, dzięki planom strategicznym Rozwadowskiego. Cały splendor spadł jednak na marszałka.

Sikorskiemu, jeszcze wtedy pułkownikowi, trudno było się z tym pogodzić. Ale Piłsudski wziął Sikorskiego pod swoje skrzydła i awansował na generała brygady. Przez pół roku po zamachu na Gabriela Narutowicza gen. Sikorski był nawet premierem rządu. Za jego krótkiej kadencji, zachodnie państwa uznały polską granicę na wschodzie. Grabski przygotowywał reformę monetarną.

Jednak coraz częściej mówiono o tym, że Sikorski chętnie zająłby miejsce Piłsudskiego. Generał związał się z prawicą i ponownie wszedł do rządu. Jako minister spraw wojskowych próbował przepchnąć ustawę, która ograniczyłaby władzę Piłsudskiego w Polskiej Armii. Tego marszałek Sikorskiemu nigdy nie darował. Podczas przewrotu majowego w 1926 roku, mimo że Sikorski nie wysłał podległych mu lwowskich jednostek przeciwko marszałkowi, ten podjął fatalną dla Sikorskiego decyzję.

Pozbawił generała dowództwa i wysłał w odstawkę. Jego pobory ucięto o połowę. Ludzie odwrócili się od niego. Na salonach nikt nie podawał mu ręki. Banicja generała trwała od 1928 roku aż do formowania się Polskich Sił Zbrojnych we Francji.

Nie pozwolono mu nawet przyjść oficjalnie w mundurze na pogrzeb Piłsudskiego. Kiedy wybuchła wojna, Sikorski stawił się w pełnym umundurowaniu, gotowy do walki. Potraktowano go jak powietrze, mimo że oddał się do pełnej dyspozycji.

 

Raz pod Wozem…

Po klęsce wrześniowej oraz po internowaniu rządu w Rumuni, przed Sikorskim, który przebywa we Francji, otwierają się nowe perspektywy. Mikołajczyk został prezydentem Polski i pod naciskiem rządu francuskiego wyznaczył Sikorskiego na premiera i naczelnego wodza. Władysław Sikorski we Francji to prawdziwa legenda.

Francuzi wyraźnie mu sprzyjają. Książka Sikorskiego z 1934 roku pt. „Przyszła wojna”, jest w tłumaczeniu francuskim opatrzona wstępem gen. Petaina – legendy I wojny światowej. Władysław Sikorski nabiera pewności siebie, jednak ma sporo przeciwników, szczególnie pośród „figur sanacyjnych”, jak określał ludzi związanych z Piłsudskim.

Jeszcze we Francji, w Cerezai (zwana potocznie przez żołnierzy Sereza-Bereza), powstaje obóz dla ludzi, którzy są przeciwni jego polityce oraz dla tych, których Sikorski i jego ludzie uważają za winnych klęski wrześniowej. Coraz bardziej okazuje się, że generał jest po prostu małostkowy.

Ludzi utożsamianych z rządami przed wrześniem izoluje. Nie może im wybaczyć, że przez szereg lat żył na marginesie społeczeństwa. Zamiast jednoczyć społeczeństwo przed wspólnym wrogiem, rozpoczyna wielkie śledztwo, które ma ustalić, kto winien jest klęski wrześniowej.

We Francji okazuje się również, jak bardzo jest spragniony pochlebstw i pochwał. Francuzi wręcz manipulują nim, korzystając z jego słabości. Kiedy docierają do niego meldunki, że jedynymi jednostkami wojskowymi, jakie walczą przy granicy z Niemcami, są jednostki polskie – ignoruje je. Cały czas wierzy tylko Francuzom, którzy utwierdzają go w przekonaniu, że walka trwa na całej linii z wykorzystaniem całej armii francuskiej.

Lekceważy dramatyczne raporty o sytuacji na froncie i pomimo wszystko nie wycofuje w porę polskich wojsk z fikcyjnego „pola walki”. Kiedy jedzie sam na miejsce, przekonać się o sytuacji, widzi, że wszystko jest stracone i wpada w panikę. Nie wie, co robić.

W tym momencie Winston Churchill proponuje polskiej armii schronienie na Wyspach. Sikorski korzysta z zaproszenia, jednak ze stutysięcznej armii do Wielkiej Brytanii dociera zaledwie 20-30 tys. Wielu wojskowych nie może mu tego wybaczyć.

Wraz z tysiącami polskich żołnierzy Polska traci również całe zapasy skarbu narodowego – 75 ton złota oraz dewiz. Wszystko zostaje we Francji, ponieważ na czas
nie podjęto decyzji o ewakuacji.

 

„Ci, którzy robią intrygi…”

Władysław Sikorski bardzo bał się, że za jego plecami wyrośnie siła, nad którą nie będzie mógł zapanować. Wiedział, z własnego doświadczenia, że najlepszym sposobem zapobiegawczym, jest Tak jak on sam, na marginesie znajdował się przez lata.

Początkowo Wódz Naczelny wysyła nieprzychylnych jemu i tych, których się obawia, do obozów namiotowych w Szkocji. Warunki są urągające. Mówi się, że Brytyjczycy proponowali lepsze warunki, ale „Regina”, jak nazywają rząd londyński, nie zgodziła się na to.

Stefan Mękarski w swojej książce „Zapiski z Rothesay 1940–1942” opisuje sytuację w jednym z takich obozów, w Broughton, w lipcu 1940 roku. „W namiocie >>pod cichą lipą<< mieszkają generałowie Rouppert, Dąb-Birnacki, Shally, Kwaśniewski i Masny. Stają w długich ogonkach po zupę i po kawę. Shally stał dziś przeszło godzinę w ogonku.”

Mękarski naliczył takich namiotowych obozów co najmniej dwa. Następnie został przeniesiony na Isle of Bute, nazwaną przez otoczenie Sikorskiego Wyspą Wężów. Opisywał, jakie warunki tam panowały oraz na jakie afronty byli narażeni oficerowie, którzy zostali tam wysłani.

Po słowach Sikorskiego, że „ci, którzy robią intrygi, znajdą się w obozie koncentracyjnym” (Adam Węgłowski, Tygodnik Powszechny 2010), niektórzy wzięli sobie te słowa do serca, także często ich nadużywając.

Oczywiście, jak zaznacza Węgłowski, Sikorskiemu nie chodziło o obozy takie jak Auschwitz, raczej te z okresu wojny burskiej. Fakt pozostaje niezmienny, wydaje się, że Sikorskiego mało obchodziło, co z ludźmi tam skierowanymi się dzieje. Osadzeni w obozach oficerowie byli zdani na zabójczą nudę oraz nadużywającą władzy „dwójkę” (potoczna nazwa ówczesnego polskiego kontrwywiadu, który na rozkaz Sikorskiego zajął się inwigilacją „politycznych”).

Wyobraźcie sobie ducha walki, jaki w nich był i tą bezczynność, kiedy rodacy ginęli za ojczyznę. Niektórzy nie wytrzymali takiego napięcia i popełniali samobójstwa. Czasem jeszcze zanim dotarli do Rothesay, dostając tylko rozkaz wysyłki w to miejsce.

Wyobraźcie sobie sytuację, kiedy honorowi oficerowie przebywali razem z pijakami i czasem ze zwyczajnymi bandytami czy podejrzanymi o przestępstwa seksualne. Nie pozwolono im na uczestnictwo w walce, pomimo tego, że zgadzali się często służyć poniżej swojej szarży.

Zaskakujący jest również fakt, że pomimo tego, że jeszcze w 1945 roku brakowało w Polskich Siłach Zbrojnych oficerów frontowych, dowództwo godziło się na takie praktyki. Sikorski był nieugięty i często potrafił wręcz naigrywać się z tych, którzy mieli odwagę do niego wystąpić z prośbą o „użycie w walce”, jednocześnie chowając swoją dumę i honor oficerski.

Mękarski komentuje to w swoich pamiętnikach w ten sposób „(…) jakąż bzdurą jest w istocie dziś ta cała machlojka, która się polskim rządem nazywa."

Obóz istniał aż do śmierci Sikorskiego. O tym, co tam się działo, dowiedział się w końcu brytyjski parlament i nakazał jego likwidację. Obóz opuściła wtedy również żona marszałka Piłsudskiego, która była tam przetrzymywana.

Co ważne, główny obóz znajdował się w portowym miasteczku Rothesay, jednak można czasem natknąć się na materiały mówiące o jeszcze jednym obozie znajdującym się w głębi wyspy Bute.

Miejsce to opisywane jest już mniej „sielankowo”. Stąd też mogą pochodzić często sprzeczne relacje ma temat istnienia obozu. Jedni mówią, że były to bardziej „wczasy”, inni, że był to regularny obóz z drutem kolczastym wokół.

 

Epilog

Często Wyspa Weżów mylona jest z obozem w Shinafoot, również w Szkocji. W książce A. Majewskiego „Wojna, ludzie i medycyna” znajdujemy wstrząsający zapis:

„Pewnego wieczoru major Mazanek wezwał mnie do izby przyjęć. Ujrzałem tam dwóch żandarmów i młodego żołnierza z ogoloną głową o tak sponiewieranym wyglądzie, że nie trudno
było się domyślić w nim więźnia i to przeniesionego z bardzo złych warunków.

Chłopak dosłownie się trząsł, ilekroć któryś z żandarmów zbliżał się do niego, rzucał przy tym na nas spojrzenia dzikiego zwierzęcia. Żołnierze od dawna coś przebąkiwali o jakimś polskim obozie koncentracyjnym na terenie Szkocji, ale nie wierzyłem w to. (…) gdy podano żołnierzowi narkozę (…) Wołał: „Nie bijcie mnie, nie wyłamujcie mi rąk” itd. Przeżywał jakieś straszne rzeczy.

(…) W Wielkiej Brytanii znalazł się jako podchorąży w jednej z jednostek. Wszedł w konflikt, bo się w porę nie opanował, ze swoim dowódcą, jak się wydaje bardzo nieciekawym człowiekiem.

Został aresztowany i odesłany do obozu urządzonego w Szkocji przez pewne władze wojskowe we własnym zakresie. Było tam wszystko jak w Berezie Kartuskiej: i druty kolczaste, i baraki , i >>żabka<<, i wybijanie zębów, i dozorcy sadyści, i komendant obozu, w którego kancelarii nasz więzień często szorował podłogę i bywał przy tym bity i kopany.”

Nie ma pewności, co do tego czy Sikorski w końcu przestał snuć intrygi i wzniósł się ponad podziały. Jedno jest pewne, tuż przed swoją śmiercią, wizytując jeden z oddziałów polskich, pozwolił zagrać nawet „My Pierwsza Brygada” – co do tej pory było zabronione.

Jeżeli teoria o zamachu na Władysława Sikorskiego jest słuszna, to mając tylu niechętnych wobec siebie, pośród rodaków być może nie trzeba szukać sprawców zbyt daleko.

 

Piotr Dobroniak

Tekst był opublikowany w londyńskim tygodniku Cooltura nr 323 z 29 maja 2010 r.


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz
Komentarze
Tadeusz 25.01.2019 12:23
Panie Piotrze , a co miał z nimi zrobić?Porzucili własne wojsko i pierwsi uciekali przez Zaleszczyki. W czynnej armii na uchodźctwie pewnie zrobili by to samo. Proszę pamietać ,że w większości to byli dawni legionerzy z frakcji piłsudczykowskiej , obdarzani stopniami ale nie obciążeni wiedzą wojskową.

Reklama