Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama

Sztuka łączenia pasji

Pasja do fotografowania pojawiła się gdzieś po drodze w moim życiu i pewnie pozostanie na długo, podobnie jak nasza rodzina motoryzacja - mówi Robert Śliwiński, pasjonat fotografii samolotów oraz nie tak jeszcze starej, polskiej motoryzacji.
Sztuka łączenia pasji

Autor: Fot. Arch. Robert Śliwiński

Witaj Robert. Ostatnim razem jak rozmawialiśmy był to niemal początek lockdownu. Powiedz jak ten czas “zamknięcia” wpłynął na twoja działalność i twoje pasje?

Czas "zamknięcia" sprawił, że pasję fotograficzną ciężko było realizować w terenie. Nadrobiło się zaległości związane z przeglądaniem zasobów twardych dysków. Ostatnim czasem udało się zrealizować część motoryzacyjnych marzeń, ale o tym może za chwilę. (śmiech)


Zacznijmy zatem od robienia zdjęć samolotom. Skąd zrodził się w tobie pomysł na taką działalność?

Już jako mały chłopiec zadzierałem głowę w stronę nieba i obserwowałem przelatujące na wysokościach przelotowych samoloty, szczególnie będąc na wakacjach u dziadków, ponieważ tam częstotliwość przelotów była i jest wciąż duża. W tamtej okolicy jest jedna z bardziej ruchliwych tras przelotu nad Polską. W moim rodzinnym mieście, swego czasu stał pomnik radzieckiego samolotu, dostępny dla ogółu, stąd też jak tylko była okazja, zawsze do niego zaglądałem. Niestety, ówczesne władze postanowiły go usunąć i przeznaczyć na złom. Moje obserwacje i fascynacja samolotami nie malała. Jeżdżąc po Polsce, często spotykałem różnego rodzaju, mniej lub bardziej zadbane samoloty jako pomnik bądź miejscowa atrakcja. I tak ta fascynacja latającymi maszynami była ze mną. Po wyjeździe do UK, zamieszkaliśmy w Luton, jednym z kryteriów wyboru tego miasta było lotnisko. I tak to się właśnie zaczęło. Nabyłem swój pierwszy aparat cyfrowy, nie była to jeszcze lustrzanka, ale już coś można było zrobić. Zacząłem częste odwiedziny tego lotniska, szukałem miejsc, gdzie by można było zrobić ciekawe zdjęcie. Wciągało mnie to coraz bardziej. W prezencie dostałem od rodziny pierwszą lustrzankę Nikona. Nowy sprzęt sprawił, że pasja do fotografowania zagościła na dobre. W poszukiwaniu różnorodności maszyn zacząłem jeździć również na inne lotniska, np. Heathrow, Stansted, a z czasem zacząłem jeździć po całej Anglii i nie tylko. 

 

Powiedz na czym to tak właściwie polega?

Fotografia to przyjemny sposób na zapis chwili, zamrożenie sceny, którą w danym momencie widzisz przez obiektyw. Fotografowanie samolotów, podchodzących do lądowania, przebywanie w okolicy lotniska, zapach przypalonych gum, kiedy koła samolotu stykają się z pasem podczas lądowania, i tym podobne, to sama przyjemność. Często też właśnie takich kadrów szukam. Samolot na pasie startowym, moment kiedy rozpoczyna start, kiedy podnosi przednie koła, bądź kiedy jest minimalnie nad ziemią. Ale tak naprawdę, każde zdjęcie, które uda mi się zrobić, cieszy mnie bardzo. Trzeba znaleźć odpowiednie miejsce przy płocie. Bywa tak, że są zakazy fotografowania w niektórych miejscach, trzeba na to zwracać uwagę, aby nie narazić się na mandat. Fotografując przy lotnisku w Paryżu, trzeba wcześniej wystąpić o pozwolenie do władz lotniska i wtedy bez problemów fotografujesz w miejscach dozwolonych. W UK, w większości miejsc fotografujemy bez problemów, ale trzeba dostosować się do wymogów danych lotnisk.

 

Masz swoje ulubione miejsca lub ulubione rodzaje maszyn, które fotografujesz?

Moje ulubione miejsce to takie, gdzie są samoloty, (śmiech) czyli lotniska, muzea, pomniki lotnicze itd. Nie mam jednego ulubionego miejsca. Jak tylko nadarza się możliwość to jadę w zaplanowane miejsce. 

Staram się moją fotografię lotniczą urozmaicać na wszelkie możliwe sposoby. Możliwości do realizacji pasji fotografii lotniczej jest wiele, jeżdżę w okolice lotnisk, odwiedzam muzea, staram się jeździć na pokazy lotnicze. Kiedy nie mam możliwości bądź czasu na dojazdy, fotografuję z przydomowego ogrodu. W tym celu zakupiłem teleskop, do którego montuję aparat i robię zdjęcia samolotów na wysokościach przelotowych. Wymaga to trochę wprawy, ale kiedy nabierzesz już odpowiedniego doświadczenia, daje to dużo frajdy.

Bardzo lubię fotografować maszyny z silnikami śmigłowymi typu ATR czy Antonov An12 lub An22, to moje jedne z najbardziej ulubionych rodzajów maszyn. Kiedy jestem na tzw. łowach, fotografuję większość maszyn, które w danym momencie lądują na lotnisku. Omijam maszyny, które często się powtarzają, np. marka bądź malowanie. Najbardziej cenną maszyną, która wzbudza (niestety dziś można powiedzieć wzbudzała) największe pożądanie jest Antonov An225 Mrija. Jak wiemy, została zniszczona. Ja miałem możliwość fotografować ją podczas trzech wizyt w UK. To ogromny samolot, którego wizyta na jakimkolwiek lotnisku na ziemi, wzbudza ogromne zainteresowanie i na jego przylot przybywają tłumy obserwujących, plane spotterów, ale także osób, które niekoniecznie interesują się lotnictwem. Kolejną maszyną, dla której przemierzyłem kilkaset kilometrów jest Antonov An22, potężny transportowiec, którego udało mi się uwiecznić na matrycy mojego aparatu. Wymienione samoloty to takie perełki, dla których warto było wziąć urlop i pojechać sfotografować. O rodzajach samolotów moglibyśmy rozmawiać godzinami i temat by się nie wyczerpał. 

 

Powiedz jak duże jest grono ludzi z pasją podobną do twojej? Znasz innych naszych rodaków zajmujących się tym?

Kiedy zaczynałem przygodę z fotografią lotniczą kilkanaście lat temu wiedziałem, że jest to bardzo popularna pasja wśród anglojęzycznych osób, które często spotykałem pod płotem lotnisk. Zrobione zdjęcia zacząłem pokazywać na różnych stronach internetowych. I tak właśnie poznałem kolegę Przemka, okazało się że też interesuję się fotografią lotniczą i mieszka w okolicy. Zaczęliśmy wspólnie fotografować. Zawsze w towarzystwie jest raźniej i weselej. Wspólne wyjazdy, publikacja zdjęć w przestrzeni internetu, spowodowały, że zaczęli się odzywać rodacy, którzy dzielą naszą pasję. Na początku powstała grupa na Facebook, gdzie zrzeszyliśmy grupę rodaków z wspólną pasją lotniczą. Kilka lat temu, decyzją większej grupy osób, zdecydowaliśmy się założyć polskie stowarzyszenie o nazwie Polish Spotters Association UK. Pod taką nazwą jest fanpage na Facebooku, gdzie zamieszczane są fotografie osób należących do stowarzyszenia. Zapraszam do polubienia i obserwacji strony.

Wspólnie z Przemkiem prowadzimy również bloga o tematyce lotniczej - skyspotting.net, gdzie zamieszczamy nasze fotograficzne relacje. Na blogu opisujemy wspólne lub osobiste wizyty, naszymi wiodącymi tematami są: spotting naszym obiektywem, wizyty w muzeum lotnictwa oraz pomniki lotnicze Europy. Również zapraszam do lektury. 

 

Jak dużo czasu poświęcasz na realizowanie swojej pasji?

Tak naprawdę nie jestem w stanie tego policzyć... Przez te lata pewnie uzbierało się tysiące godzin, spędzonych pod płotem, na wyjazdach typowo spotterskich. Przed pandemią kilka razy w roku wyjeżdżaliśmy z Przemkiem na kilkudniowe wypady po Europie w celach fotograficznych. Przemek jest świetnym organizatorem i zawsze przygotowywał pełny plan naszych wyjazdów. Zwykle w planie było fotografowanie przy lotniskach, w muzeum, zawsze na trasie jak tylko był jakiś pomnik, padał naszym łupem. Ja osobiście podczas urlopu też staram się przeznaczyć część czasu na pasję - rodzina to rozumie. Na jednym z urlopów udało mi się na jednej trasie odwiedzić i sfotografować 16 punktów, przejeżdżając przy tym ponad 600km, całość zajęło mi prawie 17 godzin. To był hard core, ale jak przygotowywałem materiał na bloga, byłem zadowolony, mimo, że zmęczenie było ogromne na tamtą chwilę. Poza tym całodzienne pokazy lotnicze, do których w tym roku wracamy po pandemicznych zakazach, to wszystko składa się, że ta pasja jest czasochłonna, ale kto liczy czas kiedy jest przyjemnie?


Inną twoją słabością jest stara, polska motoryzacja. Jak to sie stało, że pasjonujesz się polonezami, małymi i dużymi fiatami oraz innymi tego typu autami?

Oj, tak. Motoryzacja jest we mnie od małego. Już jako dzieciak siedziałem z ojcem w garażu i dłubałem razem z nim przy samochodzie. Pewnie więcej wtedy popsułem jak naprawiłem, ale radocha była wielka. W czasach szkoły podstawowej, pamiętam chodziliśmy po osiedlu i oglądaliśmy auta. Kolega stwierdził, że jak dorośnie to chce mieć mercedesa. Ja tak niewiele myśląc, mówię: a ja chce mieć takiego Poloneza, wskazując na model Caro. Zawsze moim marzeniem było posiadać takiego Poldka. Gdy po kursie otrzymałem prawo jazdy, znalazłem ogłoszenie o sprzedaży Poloneza, tzw. Borewicza - wszyscy wiedzą, że nazwa wzięła się z kultowego filmu o poruczniku Borewiczu, który używał na co dzień właśnie Poloneza pierwszej generacji. Na miejscu okazało się, że Poloneza już sprzedał, ale miał jeszcze Fiata 126p, czyli Malucha. I tak oto moim pierwszym kupionym autem stał się maluszek. Wtedy nie nabyłem Poloneza, ale miłość do tego auta została. Dokładnie w 18-tą rocznicę zakończenia produkcji Poloneza, nabyłem samochód marki Polonez Caro. Wtedy nie wiedziałem, że to mój pierwszy egzemplarz, którego do dziś posiadam w Polsce i użytkuję podczas wizyt u rodziny. Dwa miesiące później, otrzymałem informację, że znajomy znajomego chce sprzedać Poloneza “Borewicza” w UK. Wersja z kierownica po lewej stronie. Otrzymałem kontakt, szybkie ustalenia warunków transakcji i już po kilku dniach byłem w drodze po odbiór wymarzonego Poloneza, dokładnie takiego po jakiego w wieku 17 lat jechałem kupić. Druga sztuka Poloneza - otrzymał przydomek Kocur, tak określił go kolega z pracy i tak już zostało, trafił do mnie w maju 2020 roku. Spełniło się moje marzenie od dziecka! Całkiem niedawno otrzymałem informację o maluszku, który prawdopodobnie trafi na złom, będę chciał go uratować więc jest szansa, że moja motoryzacyjna stajnia powiększy się. (śmiech) Łącząc dwie pasję, zdarza się, że na fotografowanie samolotów jadę Seicento Sportting, prawie 20-letnim, którego użytkuje na codzień.


W tym przypadku wiem, że jest tu duże grono Polaków z tego typu zainteresowaniami. Współpracujesz z kimś na tej niwie? 

W UK jest naprawdę bardzo duże grono Polaków, którzy posiadają motoryzacyjne perełki takie jak Syreny, Warszawy, Polonezy, Żuki, Maluchy, Fiaty i wiele innych aut pochodzenia PRL. Większość osób, które posiadają taką motoryzacyjną perłę zamieszkuje tereny południowe, na północy Anglii czy też Szkocji, posiadaczy aut rodem z PRL jest mniej. Udało mi się skontaktować z grupą Yanooshe - przez jednego z kolegów z tej grupy otrzymałem info o Kocurze - byłem też z moim Kocurem na imprezie motoryzacyjnej organizowanej przez tych zapalonych sympatyków starej motoryzacji. Uczestniczyłem w rajdzie charytatywnym organizowanym przez Yanooshy, a w planach są kolejne imprezy plenerowe.

 

Gdzie i jak często zatem spotykacie się, by podziwiać swoje auta i powymieniać się doświadczeniami?

W okresie letnim jest organizowanych sporo zlotów, nie tylko przez angielskie kluby motoryzacyjne, ale też organizowane przez polskie grupy. Przed nami kilka zlotów w miesiącu wrześniu i mam plan się na nich pokazać. Miłe jest też to, że jak jadę ulicami, ktoś wskaże palcem na Poloneza z podziwem, ktoś pomacha ręką, pokaże kciuk w górę. Fajnie, że Kocur wzbudza takie emocje. Jestem zapraszany na różne imprezy związane z naszą społecznością i wtedy jest wiele okazji do porozmawiania na temat między innymi motoryzacji. Podchodzi wiele osób z pytaniem o tego Poloneza jak również słyszę wiele historii związanych właśnie z tą marką. Wiele osób mówi, że kiedyś posiadało takiego Poloneza, a to rodzice mieli takiego Poloneza, a to dostałem od dziadka takie auto i tym podobne. Zdarzają się też historię związane z pierwszą sympatią, randkami czy też, że takim Polonezem zdawałem prawo jazdy. Raz pan podchodzi do mnie i mówi: wszystkiego bym się spodziewał w UK, ale nie Borewicza. (śmiech) Bardzo miło się rozmawia i cieszy słuchanie takich opowieści. Niejednej osobie łza się w oku zakręci, bo to taki powrót do lat młodzieńczych, gdzie każdy, kto posiadał taki samochód, ma z nim związane historie. Podczas takich planowanych spotkań jak również spontanicznych poznałem wiele osób, które podobnie jak ja, posiadają tutaj na wyspach jakąś rodzimą moto konstrukcję. Narodził mi się taki plan, aby Polonezem pokonać trasę ze Szkocji, Perth do Londynu. Mam nadzieję, że uda mi się zrealizować ten plan jeszcze w tym roku. 

 

Powiedz mi, czym są dla ciebie obie te pasje? Są one różne, ale chyba całkiem dobrze uzupełniają się… 

Pasją do motoryzacji jest we mnie od dzieciństwa. Zawsze interesowała mnie motoryzacja, stąd też po szkole podstawowej skończyłem dwie szkoły o kierunku motoryzacji. W dorosłym życiu, posiadanie tych egzemplarzy rodzimej produkcji jest dla mnie spełnieniem marzeń motoryzacyjnych, tym bardziej, że ceny takich samochodów idą znacznie w górę.

Pasja do fotografowania pojawiła się gdzieś po drodze w moim życiu i pewnie pozostanie na długo, podobnie jak nasza rodzina motoryzacja.  

 

Gdzie można zapoznać się z twoją działalnością, gdzie mozna podziwiać zdjęcia i fimiki z lotów i ze zlotów?

Jak wcześniej wspominałem wspólnie z kolegą prowadzimy bloga o tematyce lotniczej www.skyspotting.net. Tam można przeczytać dużo informacji, a także zobaczyć wiele zdjęć z naszych lotniczych wypraw. Na fanpage Polish Spotters Association UK jest zamieszczanych bardzo dużo fotografii z różnych miejsc, różnych pokazów lotniczych wszystkich członków tego stowarzyszenia. Na fanpage “Ja w Podrozy” też znajdziecie sporo zdjęć motoryzacyjnych.

Serdecznie zapraszam do odwiedzin bloga jak również do polubienia fanpage PSA UK oraz subskrypcji na Instagramie psauk_team.

 

Rozmawiał: Dariusz A. Zeller


 



Podziel się
Oceń

Napisz komentarz
Komentarze
Reklama