Brytyjska straż graniczna wprawdzie nie śpi, ale nie jest w stanie zabezpieczyć każdego odcinka linii brzegowej. Jak wynika z opracowania NCA, transporty coraz częściej docierają do małych, niepozornych portów na południowym i wschodnim wybrzeżu UK. Wciąż jednak głównym punktem „rozładunkowym” pozostaje port w Kent.
Według oficerów NCA, brytyjskiego odpowiednika amerykańskiego FBI, cena przerzucenia jednej osoby przez „zieloną granicę” sięga nawet 13,5 tys. funtów. Stawka zależy od rodzaju i zakresu „usługi”. Wpływ na nią ma m.in. to, czy imigrant oczekuje całościowego transportu z miejsca na miejsce czy jedynie częściowej pomocy w przeprawie, poziom ryzyka związany z przemytem, sposób transportu, a także stopień wypłacalności „klienta”. Przykładowo, osoba chcąca przedostać się z Iraku do UK drogą lądową zapłaci „jedynie” 4 tys. funtów, ale w przypadku podróży drogą powietrzną cena wzrośnie do kilkunastu tysięcy funtów.
- W tego typu sytuacjach niezbędne jest zdobycie wiarygodnego dokumentu podróży, który umożliwi oszukanie linii lotniczych i służba granicznych. Mimo to, do takich form przemytu dochodzi regularnie – mówi Tom Dowdall, zastępca dyrektora jednostki NCA zajmującej się ochroną granic.
W przypadku przeprawy imigrantów z Francji ceny są niższe niż w przypadku podróży długodystansowych, jednak ich rozpiętość również jest znacząca. Nielegalny transport znad Sekwany do UK można zapewnić sobie już za 100 funtów, ale wiąże się on z dużym ryzykiem wykrycia, a nawet zagrożeniem życia. Za pewniejsze i wygodniejsze warunki „dostawy” na sąsiedni ląd trzeba zapłacić nawet 6 tys. funtów.
Napisz komentarz
Komentarze