Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama

Ludzie będą żyć 200 lat

Niektórzy mówią, że pierwszy człowiek, który dożyje 200 lat, już się urodził.

Inni twierdzą, że ludzki gatunek zmierza w kierunku degeneracji i żyć będziemy coraz krócej.

Dr Aubrey de Grey to biogerontolog (to stosunkowo młoda nauka, która bada przyczyny starzenia się organizmów i stara się znaleźć metody pozwalające na to, by im zapobiec) z Uniwersytetu Cambridge. Dziś mówi, że jeżeli nauczymy się leczyć kilka chorób i z powodzeniem zakończymy prace nad technologiami, które umożliwią wyeliminowanie powodów starzenia, to pojawią się ludzie, którzy będą żyli 1000 lat. Być może – dodaje de Grey – taki człowiek już się urodził.

Opowieść znanego z futurologicznych wizji naukowca brzmi tak: za około 25 lat nauczymy się w taki sposób modyfikować ludzki kod genetyczny oraz cały organizm, że będziemy w stanie powstrzymać starzenie na każdym jego etapie. Człowiek będzie mógł więc zdecydować, w jakim wieku biologicznym chce pozostać, a gdy znudzi się – powiedzmy – byciem „20-latkiem”, zawsze będzie mógł nieco się postarzeć. Zdaniem de Greya, oprócz trwałych zmian biologicznych, będzie to też wymagało „przeglądów okresowych”, w czasie których organizm będzie poddawany odnowieniu. – Początkowo może to być na przykład jeden miesiąc na 10 lat, który będziemy musieli spędzić w szpitalu. A później to może być już tylko jeden dzień – opowiadał portalowi Live Science.

Mówił zresztą o wiele więcej: „Jeżeli zakładasz, że ludzie będą mówić, że starzenie jest i musi być częścią życia, to cóż, z pewnością masz rację. Jednak kilkaset lat temu gruźlica też była jego częścią, i nie wahaliśmy się zbyt długo, gdy tylko mogliśmy ją z niego usunąć”. Zresztą – podkreśla – nawet kiedy już nie będziemy musieli się starzeć, to śmierć i tak będzie nam towarzyszyła. Będziemy jednak gotowi zrobić o wiele więcej, by uniknąć wypadków oraz ryzyka. Czym innym jest bowiem stawianie na szali 20 lat życia, a czym innym 200. I choć na pierwszy rzut oka może to dla wielu brzmieć jak fantastyczna bajeczka, to warto pamiętać, że nie są to słowa pisarza.

Mówi to naukowiec, który może pochwalić się doktoratem w dziedzinie biologii, zdobytym na jednym z najlepszych uniwersytetów świata – brytyjskim Cambridge. De Grey rozłożył po prostu powody starzenia na siedem części, przyjrzał się im z bliska i uznał, że nie ma żadnego powodu, by nie dało się powstrzymać każdego z nich. Najpierw – mówi – zrobimy to u myszy. Kiedy powiedzie nam się z nimi, to zabierzemy się za człowieka. To pierwsze jest kwestią 10 lat. Drugie – 25.

Jego przekonanie, że kluczem jest powstrzymanie starzenia u innych, niż człowiek, ssaków, skłoniło go (jest to człowiek bardzo zamożny) do założenia fundacji, prowadzącej oraz finansującej badania nad starzeniem, oraz ufundowania dwóch nagród. Jednej w wysokości 1 mln dolarów amerykańskich dla naukowca, który jako pierwszy z komórek biorcy wyhoduje wątrobę,  przeszczepi mu ją, a biorca przeżyje trzy miesiące po operacji trzymając się „normalnego stylu życia”; przy czym ten nie musi być człowiekiem – liczy się każdy duży ssak. Druga nagroda nosi nazwę „Methuselah Mouse Prize” i jest przeznaczona dla tych, którzy przedłużą życie myszy.

Od myszy do człowieka

Chętnych nie brakuje. Tak, jak i sukcesów. Obecny rekordzista (dr Andrzej Bartke ze Springfield) wyhodował mysz, która żyła pięć lat. Przeciętnie te zwierzaki umierają po mniej więcej dwóch. Udało się to osiągnąć za sprawą genetycznych manipulacji; i to w nich wielu dostrzega szansę na wydłużenie ludzkiego życia – może nie do 1000 lat, ale liczby od 150 do 200 pojawiają się często.

W tę stronę spogląda Google, które nigdy nie żałuje pieniędzy na dobrze rokujące innowacyjne projekty. Jednym z nich jest założona przez tę korporację firma Calico, której celem jest rozpracowanie „biologii starzenia” i wydłużenia ludzkiego życia oraz zapewnienia, by przebiegało ono w zdrowiu. Oraz – oczywiście – spieniężenie tych osiągnięć. Do zespołu zrekrutowano m.in. Cynthię Kenyon, której udało się sześciokrotnie wydłużyć życie glist. Spytacie – co glista ma wspólnego z człowiekiem. Ale skoro da się to zrobić u glisty, to zapewne da się też i u myszy. A jeżeli uda się u myszy, to co stanie na przeszkodzie temu, by wydłużyć życie także człowiekowi.

Tym tropem idzie wiele firm technologicznych, a także wielu milionerów i miliarderów, którzy nie żałują pieniędzy na badania, mające doprowadzić do zrealizowania jednego z odwiecznych marzeń ludzkości (oraz ich własnych) – marzenia o nieśmiertelności. Joon Yun to koreańsko-amerykański biznesmen, który kieruje funduszem inwestującym w firmy z Krzemowej Doliny. Trzy lata temu ufundował Palo Alto Longevity Prize, która wynosi 1 milion dolarów i trafi w ręce naukowców, którzy jako pierwsi wydłużą przeciętny czas życia myszy o 50 proc. i utrzymają je w dobrym zdrowiu. Do zawodów stanęło 15 zespołów i najpewniej już wkrótce któryś z nich otrzyma przelew.

Dysponujemy już odpowiednimi technologiami, lub jesteśmy na granicy doprowadzenia ich do stanu, w którym będzie się je dało praktycznie zastosować. – Jesteśmy w momencie, w którym wydłużenie życia myszy staje się łatwe. Już w ogóle nie ma pytania, czy to da się zrobić. A czy w takim wypadku jest to możliwe także u człowieka? Nie widzę żadnego powodu, dla którego miałoby się nie dać – mówił „Guardianowi” David Sinclair z Harvardu.

Tajemnica zaklęta w genach

Jedną z technologii, które osiągają punkt rozwoju pozwalający na ich zastosowanie w szukaniu tajemnicy nieśmiertelności, jest sekwencjonowanie DNA. Ludzki genom odczytano już kilkanaście lat temu, ale początkowo była to bardzo droga zabawa. Jednak wraz z rozwojem techniki i pojawianiem się nowych metod, ceny badań genetycznych znacząco spadły. Na tyle, że Craig Venter (mówi: „Nie widzę absolutnie żadnego powodu, by zakładać, że długość ludzkiego życia musi mieć jakikolwiek limit”), który był jednym z badaczy stojących za stworzeniem pierwszej kompletnej mapy ludzkiego DNA, postanowił wykorzystać je, by poszukać genu długowieczności.

W tym celu wraz z przedsiębiorcą Peterem Diamandisem założył spółkę Human Longevity Inc. Ta zaplanowała stworzenie do 2020 roku gigantycznej bazy miliona sekwencji ludzkiego DNA. A przede wszystkim zmieszczenia w niej genów tych ludzi, którzy dożyli 100, a nawet 110 lat. Sam Venter nie planuje odkrycia tajemnicy długowieczności, ale liczy, że potężny zbiór informacji pomoże w tym komuś innemu. Na przykład wspomnianej firmie Calico, za którą stoi Google.

Rozwiązania szuka się zresztą nie tylko w ludzkich genach. Uniwersytet w Liverpoolu (a pracuje nad tym zespół Joao Pedro de Magalhaesa), szuka go u wieloryba grenlandzkiego. Robi to z dwóch powodów. Po pierwsze, jest to najdłużej żyjący ssak na ziemi (przeciętnie dożywa ok. 200 lat). Po drugie, jest to ssak, który nie tylko żyje 200 lat, ale też bardzo powoli się starzeje – osobniki 150-letnie niewiele różnią się pod względem zdrowia oraz sprawności od 20-latków. Dzieje się tak pomimo to, że osobniki tego gatunku mają 1000 razy więcej komórek, niż my, i powinny być bardziej podatne na przykład na nowotwory. Tak nie jest, ponieważ u wieloryba grenlandzkiego wyjątkowo sprawnie działa mechanizm naprawy uszkodzonego DNA oraz komórek organizmu. Odkryto 80 genów, które mogą za to odpowiadać. Zrozumienie tego, jak to działa, daje nadzieję nie tylko na opracowanie terapii, które spowolnią starzenie, ale także nowych metod leczenia raka.

Przeszczepy i cyborgizacja

Ale nie wszyscy rozwiązanie widzą w genach. Są i tacy, którzy swoją uwagę kierują na transplantologię oraz robotykę. Niekiedy łącząc jedno z drugim i tworząc własną opowieść o tym, jak wydłużymy swoje życie – opowieść o bezproblemowej wymianie zużytych organów oraz zamianie ludzi w cyborgi o ogromnych możliwościach, a także wielkiej odporności.

Na początku bieżącego roku dr Sergio Canavero, Włoch, który pracuje w Chinach – można się domyślać, że chodzi o względy etyczne, bo w Państwie Środka można więcej – ogłosił, że wraz ze swoim lokalnym partnerem dokonał udanego przeszczepu głowy u małpy. Wielu ma wątpliwości, czy jest to prawda, ale pewne jest, że takie próby są podejmowane. Pojawiają się również obietnice, że to samo uda się już w przyszłym roku zrobić u człowieka.

Problemem może być tylko znalezienie dawcy całego ciała. Jednak – jak mówią złośliwi realiści – w Chinach powinni sobie poradzić z tym problemem, bo życie ludzkie ma tam zdecydowanie mniejszą cenę, niż w Europie.

Są też ludzie oraz firmy, które przyszłość człowieka widzą w robotyce. Wielkim echem odbiło się stwierdzenie historyka z Jerozolimy, prof. Yuvala Noaha Harariego. Ten w ubiegłym roku powiedział, że zmieszanie się człowieka i maszyny będzie największą zmianą „w biologii”. To pozwoli homo sapiens nie tylko żyć dłużej, ale też przekraczać naturalne granice organizmu. Izraelczyk przewiduje, że ludzie będą stawiać kolejne kroki w kierunku cyborgizacji i w perspektywie 200 lat „rozwijanie” nowych funkcji i umiejętności dzięki wszczepianiu implantów będzie czymś zupełnie normalnym. Przynajmniej wśród ludzi bogatych. I nie są to rojenia fantasty. Co do tego, że takie możliwości się pojawią, w świecie naukowym panuje zgoda. Pytanie dotyczy jedynie tego, jak je wykorzystamy i kto skorzysta.

W kontekście możliwości przedłużenia ludzkiego życia pojawiają się też spory tzw. etyczne – o to, czy w ogóle należy z nich korzystać. Nasza planeta już dziś mierzy się z przeludnieniem i większej liczby mieszkańców może po prostu nie znieść.

Homo sapiens ulegnie degeneracji?

Są jednak i tacy, którzy twierdzą, że przeludnienie nam nie grozi, bo człowiek zamiast żyć dłużej, będzie żyć coraz krócej. Wynika to z przekonania, że pomagając swojemu organizmowi i poprawiając życie jednostkom, szkodzimy całemu gatunkowi. Zwolennicy tego przekonania odwołują się do teorii doboru naturalnego Karola Darwina. Ta – w największym skrócie – głosi, że w przypadku każdego gatunku osobniki zdrowsze oraz lepiej przystosowane pozostawiają więcej potomstwa. Dzięki temu (działa tu czysta statystyka) udaje się eliminować, lub przynajmniej ograniczać podatność na choroby oraz występowanie niekorzystnych cech, i promować korzystne.

W przypadku ludzi było tak jeszcze do niedawna. Ale – mówił o tym choćby sir David Attenborough – już nie jest. Przynajmniej, gdy chodzi o najbardziej rozwinięte kraje Zachodu. Nie jest, ponieważ rozwinęliśmy medycynę do poziomu, w którym jesteśmy w stanie nie tylko utrzymać przy życiu nawet najsłabsze jednostki, ale też zapewnić im możliwość posiadania potomstwa. Dotyczy to ludzi, którzy poddani presji selekcji naturalnej, nie mieliby na to szansy – przede wszystkim dlatego, że nie dożyliby dorosłości. Jest to powód, dla którego przybywa ludzi cierpiących z powodu chorób zapisanych w genach, a także słabnie naturalna odporność ludzkich organizmów, które nie muszą się bronić same i liczą na pomoc z zewnątrz. Dowodem, że tak się dzieje, ma być między innymi rosnąca liczba dziedzicznych chorób psychicznych, które 100 lat temu uniemożliwiały normalne funkcjonowanie, a dziś są trzymane w ryzach z pomocą leków.

Jest to informacja, która może wpędzić w depresję i niektórzy rzeczywiście wyciągają z tego przygnębiające wnioski. Ich wizja przyszłości opowiada o powolnej, ale konsekwentnej degeneracji  homo sapiens, który będzie coraz słabszy, coraz mniej inteligentny i coraz bardziej podatny na choroby. Długość ludzkiego życia będzie więc coraz krótsza. Większość znających się na rzeczy, nie poddaje się jednak pesymizmowi. I tak jak sir David Attenborough wskazuje, że nie tyle zatrzymaliśmy ewolucję gatunku, co przenieśliśmy ją na inny poziom – z biologii na kulturę.

Przestaliśmy po prostu – jako gatunek, a przynajmniej ta jego część, która żyje we względnej zamożności oraz wygodzie – odpowiadać na wyzwania ewolucji, nieświadomie poddając się jej presji. Wzięliśmy sprawy w swoje ręce i próbujemy okiełznać jej siły. Szukając na przykład metod pozwalających na manipulowanie genami, wydłużenie ludzkiego życia oraz zapanowanie nad gnębiącymi nas problemami. Kiedyś pojawienie się chorób – wspomnijcie choćby średniowieczne epidemie „czarnej śmierci” –  powodowało, że o przetrwaniu decydowała naturalna odporność organizmu. Dziś decyduje o nim przede wszystkim dostęp do leków. O czym przekonuje  choćby porównanie przebiegu epidemii AIDS w Europie i w Stanach Zjednoczonych oraz w Afryce.

***

Powodów do optymizmu jest w każdym razie więcej, niż tych do pesymizmu. I wprawdzie dziś jeszcze nie sposób powiedzieć, czy już niedługo ludzie będą żyli 150, 200, a może nawet 1000 lat, to da się napisać, że jest to wielce prawdopodobne. Można też dodać, że my najpewniej z tych odkryć nie skorzystamy, ale – żeby nie być zbytnim pesymistą – że jest spora szansa, byśmy także byli nieco do przodu. Trwają prace nad lekami, które (jeżeli zacznie się je brać w okolicach 40. lub 50. roku życia)  wydłużą jego przewidywaną długość o 10 lat. Są już takie, które zadziałały u myszy, a teraz czekają na testy na ludziach. Oraz na postępy w innych dziedzinach, bo żeby cała rzecz miała sens, musimy nie tylko potrafić zapewnić sobie dłuższe życie, ale i to, by było to życie w pełni formy fizycznej oraz psychicznej. Dziś największą przeszkodą jest choroba Alzheimera.

 


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Rysiek 22.07.2017 09:55
Fascynujące i optyumistyczne, rosnąca długość życia jest faktem, aczkolwiek czy w takim tempie to nastąpi to wątpię, raczej będzie to procec powolony. Ze statysytk wynika że wiek rośnie. W roku 1990 średnia długość życia w Polsce wynosiła ok. 70 lat, na rok 2015 podają około 78 lat. Więc gdyby założyć utrzymanie tempa tej zmiany to ludzie urodzeni w 1920 żyli 70, w 1937 - 78 lat, urdzeni w 1954 powinni mieć średnią 86 lat, urodzeni w 1971 jakieś 94 lata, w ci z 1988 aż 102 lata śrędnią życia.... pożyjemy zobaczymy. Tak czy siak tak długość życia ma sens jak się ma dobrą formę - bo wegetowanie przez ostatnie 20 lat - to raczej nie życie.

and 10.02.2017 23:00
bzdury spotkamy sie za 10 lat i bedziesz starszym dziadem nic do ukrycia

Reklama