Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu

Obrońca wiary katolickiej, król, który wyrolował papieża

W 1521 roku papież Leon X ogłosił króla Anglii Henryka VIII obrońcą wiary katolickiej. Nie była to ani pierwsza, ani ostatnia nietrafiona decyzja Watykanu. Jednak niewiele było pomyłek równie spektakularnych. Henryk VIII zakończył katolicki rozdział w historii kraju.

Nowe życie angielskiemu katolicyzmowi próbowała dać jeszcze tylko jego córka Maria, która w historii zapisała się z przydomkiem Krwawa. Zasłużyła sobie na niego tym, że protestantów traktowała tak samo, jak jej ojciec traktował katolików. Był to jednak tylko krótki przerywnik i jej następczyni Elżbieta I dokończyła dzieło Henryka. Katolicyzm był wtedy równoznaczny ze zdradą stanu. Księża odprawiający msze byli wieszani i topieni. Wyznanie powiązano z nacjonalizmem.

Papizm, jak mówiono o katolicyzmie, uważano za zaprzeczenie angielskości.

Obrońca wiary katolickiej

Jednak jeszcze w 1521 roku niewiele wskazywało na to, że Henryk VIII zerwie więzi z Watykanem. Był to bowiem król wyjątkowo religijny. Modlił się. Pielgrzymował. Wierzył, jak większość jego współczesnych, w to, że Bóg interweniuje w ziemskie sprawy. Nie przez przypadek jego pierwszą żoną była Katarzyna, córka Izabeli Kastylijskiej oraz Ferdynanda Aragońskiego. Pary, której papież przyznał tytuł Królów Katolickich i kobiety, znanej jako Służebnica Boża Kościoła katolickiego. Nie przez przypadek, ale przez chęć ścisłego związania Anglii ze światem katolickim.

Kiedy w 1512 roku królowi urodził się pierwszy syn, chłopiec bardzo słaby i chorowity, by zapewnić mu dobre zdrowie, Tudor pielgrzymował boso do kaplicy Matki Boskiej w Walsingham. Podróż w jedną stronę zajęła mu 10 dni. Tam złożył ofiarę, ucałował relikwię mleka Maryi Dziewicy i zmówił swoje modlitwy. Te nie pomogły. Chłopiec zmarł, jednak władca nie stracił wiary. Pielęgnował religijność, którą pojmował w prosty sposób.

„Dla Henryka religia była przede wszystkim zestawem ściśle uregulowanych czynów i jasno określonych ceremonialnych gwarancji przeciwko wieczności spędzonej w dołach piekielnych” – pisał o niej John Matusiak w „Henry VIII: The life and rule of English nero”. Kiedy więc Marcin Luter ogłosił swoje 95 tez uderzających w ówczesny katolicyzm, Tudor postanowił znaleźć się w pierwszym szeregu jego obrońców.

„Henryk VIII angielski był katolickim władcą, który serdecznie nienawidził Marcina Lutra” – napisał Norman Davies w doskonałych „Wyspach”. Postanowił to podkreślić wydając broszurę skierowaną przeciwko tezom mnicha z Norymbergi. Tę, podobno, napisał samodzielnie i zatytułował „W obronie siedmiu sakramentów” (Luter twierdził, że te są tylko trzy). 28 egzemplarzy wysłał do papieża Leona X. W tym jeden specjalny, oprawiony w złoto, który miał zwrócić uwagę Ojca Świętego. Henryk, zawsze łasy na sławę i tytuły, liczył, że dzięki temu ich lista się wzbogaci. Zazdrościł, piszą historycy, królom Hiszpanii przydomka „królów katolickich”, a francuskim „królów najbardziej chrześcijańskich”. Chciał zostać „obrońcą wiary katolickiej”. I został.

Leon X powiedział, że Tudor pisząc broszurę okazał wielką elokwencję i mądrość, wspaniale uderzył w „strasznego potwora Lutra”, i podziękował Bogu, że ten wyniósł do władzy księcia, który będzie bronił Kościoła. Wreszcie pozwolił Henrykowi używać przydomka „Fidei defensor”.

Sprawa Richarda Hunna

Król został obrońcą wiary katolickiej. A ta w pierwszej połowie XVI wieku wyjątkowo potrzebowała przychylnych władców. Był to bowiem czas gwałtownego wzrostu reformacji. Ogłoszenie 95 tez Marcina Lutra spowodowało, że spod ziemi wyszli przedstawiciele wielu rozłamowych religii. Wierni, którzy mówili: dość sprzedaży sakramentów, nepotyzmowi, traktowaniu kościelnej wspólnoty jak dojnej krowy, mającej zapewnić dobre życie duszpasterzom.

Hasła padały na podatny grunt, bo był to czas wyjątkowej degrengolady w Watykanie oraz całej kościelnej korporacji. Jej symbolem byli rozkochani w ziemskich przyjemnościach papieże, którzy obnosili się z bogactwem, a za pieniądze gotowi byli zrobić bardzo wiele – Juliusz II i Leon X. Była nią także wszechobecna korupcja oraz to, w jaki sposób Kościół traktował wiernych. Tezy Lutra okazały się być iskrą, która rozpaliła religijną rewolucję ludzi, którzy chcieli, by Pismo traktować poważnie. Wcześniej protestanci byli obecni w Europie, ale w większości krajów żyli w podziemiu.

Tak było także w Anglii, gdzie żywe było nauczanie Johna Wyclifa. Założyciela ruchu „llolardów”, którzy – to ciekawostka – uciekając z Wysp (od 1401 roku groził im tam stos za herezję) często trafiali do Czech, gdzie mieli wielki wpływ na rozwój husytyzmu. Wystąpienie Lutra dało im nową energię do działania, a po sukcesach reformacji na kontynencie także oparcie za granicą.

I choć wielu z nich straciło życie (Henryk VIII bez litości zwalczał herezję), to byli coraz bardziej słuchani. Pomagało to, że – tak jak w całej Europie – ówczesny Kościół był swoim najgorszym wrogiem. W Anglii symbolem stała się makabryczna sprawa Richarda Hunna z 1512 roku. Był to handlarz z Whitechapel, który chciał pochować kilkutygodniowe niemowlę. Ksiądz w parafii jako zapłaty zażądał całunu, w który było owinięte dziecko i odmówił pochówku, jeżeli go nie otrzyma. I wprawdzie w końcu pogrzeb się odbył, ale po nim ksiądz wystąpił do sądu kościelnego z pozwem o zapłatę. Hunne’a zatrzymano (był to czas, gdy władza kościelna działała równolegle z państwową), oskarżono o herezję i wtrącono do wieży Katedry Św. Pawła. Dwa dni później znaleziono go martwego. Strażnicy twierdzili, że popełnił samobójstwo, ale wszystko wskazywało na morderstwo.

Koroner uznał, że handlarz został zabity na zlecenie biskupiego kanclerza. Za to, że nie zapłacił za pogrzeb dziecka. Pośmiertnie uznano go winnym herezji. Ciało publicznie spalono na stosie. Ale chodziło nie tyle o karę, co o to, że skazanie pozwoliło skonfiskować cały majątek mężczyzny.  W ten sposób Kościół się wzbogacił, a sieroty po mężczyźnie zostały pozbawione środków do życia.  Sprawa wywołała falę antyklerykalnych nastrojów, które pomogły angielskim protestantom.

Akt supremacji

Ich wpływy rosły, jednak wciąż niewiele wskazywało, że znajdą posłuch u arcykatolickiego króla. To zmieniło się jednak, kiedy ten uznał, że dość ma swojej hiszpańskiej małżonki Katarzyny Aragońskiej i postanowił unieważnić małżeństwo. Na co jednak, kierując się politycznym interesem i dbając o oparcie, które dawała mu Hiszpania, papież się nie zgodził. Złość, którą to wywołało u króla, wykorzystała Anna Boleyn, ówczesna kochanka i przyszła żona Henryka. Ta podsuwała mu pisma reformatorów. W tym i takich, którzy twierdzili, że władza królewska jest nad papieską.

Te trafiły na podatny grunt i Henryk VIII zaczął odsuwać się od Watykanu. Z jednej strony chciał ożenić się z Anną i do pasji doprowadzało go to, że ktokolwiek może mu w tym przeszkadzać. Z drugiej, jak szybko zauważono, perspektywa przejęcia pieczy nad dobrami kościelnymi, mogła zapewnić Tudorowi spory zastrzyk gotówki, a był to król, który pieniądze wydawał bardzo łatwo i równie łatwo generował długi. Możliwość finansowego wzmocnienia państwa była więc kusząca.

Początkowo relacje z Watykanem pogarszały się powoli. Jednak około 1532 roku Henryk uznał, że ma dość czekania i dość podlegania odległej władzy kościelnej. Zdecydował, że ogłosi się głową kościoła w Anglii. Prawne uzasadnienie dla tego posunięcia miał przygotować Tomasz Cromwell, który zdecydował, że prawo musi powstać w parlamencie.

Tak też się stało, co wzmocniło pozycję tego ostatniego w ustroju państwa i w długiej perspektywie ułatwiło angielską szlachetną rewolucję.

Zmianę uzasadniano tym, że angielski król, w rzeczywistości imperator, na swojej ziemi nie może podlegać żadnemu obcemu księciu, nawet, jeżeli jest to papież. Tak zrodził się akt supremacji z 1534 roku, który ogłaszał Henryka VIII najwyższym zwierzchnikiem kościoła w kraju i w praktyce powoływał do życia Kościół Anglii. Ten był o tyle ciekawy i wyjątkowy, że jednocześnie był arcykatolicki w sferze doktryny i protestancki, bo oderwany od Rzymu. Był to efekt połączenia przekonań i politycznych oraz finansowych potrzeb Tudora.

Dobra martwej ręki i prześladowania

Ten stawał się bowiem nie tylko przełożonym kościoła, ale też jego skarbnikiem. Podatki, dziesięciny i świętopietrze, które wcześniej trafiały do Rzymu, miały teraz znaleźć drogę do królewskiego skarbca. A sumy były ogromne. W zasadzie równocześnie z ogłoszeniem aktu supremacji, rozpoczęto spis dóbr kościelnych. Zadaniem tym został obarczony Tomasz Cromwell, który wkrótce przedstawił królowi tzw. Valor Ecclesiasticus, który był szczegółowym wyliczeniem dochodów oraz majątków duchownych. Wynikało z niego, że dochody kościoła w Anglii są znacząco większe niż te państwa. Ich przejęcie ponad dwukrotnie zwiększyło przychody korony.

A nie był to koniec, bo zaledwie dwa lata później – w 1536 roku – rozpoczęto proces przejmowania dóbr martwej ręki. W ciągu czterech kolejnych lat państwo odebrało Kościołowi ziemię (należała do niego 1/6 gruntów ornych w kraju), budynki, w tym 900 klasztorów, dobra ruchome i wszystko, co przedstawiało jakąkolwiek wartość. Część z nich trafiła do Kościoła anglikańskiego. Inne nie. Stanowiły potężny zastrzyk gotówki, który – jak argumentuje część historyków – umożliwił Anglii wejście na drogę prowadzącą do stania się światowym mocarstwem oraz potęgą morską.

Jednocześnie Henryk zadbał, by utrzymać w ryzach krytyków. W tym celu w 1536 roku, tym samym, kiedy rozpoczęto przejmowanie dóbr kościelnych, uchwalono ustawę o zdradzie. Ta pozwoliła nie tylko założyć kaganiec krytykom, ale też pozbywać się niewygodnych rywali. Wprowadzała bowiem karę śmierci za zdradę, którą było krytykowanie aktu supremacji, króla i jego religijno-państwowej reformy. A także zasadę, że do skazania wystarczy jeden świadek. Ci wkrótce zaczęli pojawiać się według potrzeb. Tak skazano Tomasza Morusa, który został świętym Kościoła katolickiego. Tak skazano wielu innych. Na dworze zapanowała atmosfera strachu.

Podtrzymywały ją kolejne brutalne egzekucje. Takie jak ta Johna Houghtona, mnicha z Zakonu Kartuzów i, tak jak Morusa, męczennika Kościoła katolickiego, który w 1534 roku poprosił o wyłączenie jego zgromadzenia spod aktu supremacji i konieczności złożenia przysięgi na wierność królowi. Efektem było aresztowanie jego oraz dwóch innych kartuzów i skazanie ich na śmierć na podstawie ustawy o zdradzie. Wykonanie wyroku stało się publicznym widowiskiem. Houghtona oraz dwóch innych mnichów zaprowadzono do Tyburn, gdzie najpierw go powieszono. – Niemal natychmiast go odcięto. Ocucono go z pomocą octu, następnie odarto z habitu, pozostawiając jedynie włosienicę. Następnie go wykastrowano, rozcięto mu brzuch i wyciągnięto jelita, by na końcu wyrwać mu serce i wytrzeć je o jego twarz – opisywał egzekucję John Matusiak.

W ciągu kolejnych lat wykonano ponad 100 podobnych egzekucji. I choć liczba może nie wydawać się wielka, to groźba bycia oskarżonym o zdradę i niemożność obrony, spowodowała, że królewski dwór oraz wielu duchownych zaczęło robić, co się da, by dowieść swojego anglikanizmu. Jednocześnie wielu z tych, którzy chcieli pozostać katolikami, w tym całe zakony, uciekło z Anglii na kontynent. Kolejne dziesięciolecia, z przerwą na brutalne rządy Krwawej Marii, pozwoliły umocnić się nowej religii i na dobre powiązać ją z angielskim nacjonalizmem. Co ciekawe, angielscy królowie po zerwaniu z Watykanem, nie przestali używać tytułu „obrońców wiary”.

Używa go także Elżbieta II.

 


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Reklama