Nie miała dla niej znaczenia pora dnia czy nocy. Gemma Wale (23) folgowała swoim popędom. Pół biedy, gdyby robiła to dyskretnie, jednak jęki, piski i wzdychania, jakie wydawała z siebie podczas seksualnych uniesień, raz po raz przeszywały okolicę.
– Trudno w to uwierzyć, ale dochodziły nawet na koniec ulicy. Zwracałem jej kilka razy uwagę, jednak to nic nie dawało – mówił jeden z sąsiadów, a inny dodał: – To było strasznie irytujące. Jednak, żeby być uczciwym w stosunku do niej, muszę dodać, że jest ładną dziewczyną i nigdy nie powiedziała o nikim złego słowa.
Swawole 23-latki początkowo uchodziły jej na sucho, ale w końcu miarka się przebrała. Sąd w Birmingham, rodzinnym mieście kobiety, skazał ją na dwa tygodnie więzienia za łamanie zasad współżycia społecznego. Ma też zakaz uprawiania głośnego seksu, słuchania hałaśliwej muzyki, krzyczenia oraz… trzaskania drzwiami.
– To był koszmarny okres. Sama już nie wiem, ile razy pukałam do jej drzwi o trzeciej, czwartej czy piątej rano. Składaliśmy skargi na policję, do councilu i służb socjalnych, ale zabrało im rok, żeby coś z tym zrobić. Nie dziwi mnie, że skończyła za kratkami, zasłużyła na to. Doprowadzała nas wszystkich do szewskiej pasji – podsumowała jedna z sąsiadek.
Przypadek Gemmy Wale jest specyficzny, chociaż nie pierwszy tego typu. W 2013 roku samotna matka, 31-letnia wówczas Gemma Walker, za „seksualne seanse” została eksmitowana ze swojego domu w Middlesbrough. Przed sądem Walker przyznała, że kocha seks, a w swoich miłosnych uniesieniach wzorowała się na ulubionej scenie orgazmu z filmu „When Harry met Sally”.
Dusząc w zarodku
To już prawdziwa plaga. Badania przeprowadzone przez firmę prawniczą Slater and Gordon pokazują, że 2/3 właścicieli domów w Wielkiej Brytanii narzeka na swoich sąsiadów. Lista punktów zapalnych jest długa. Imprezy do późnej nocy, kłótnie, walka o miejsce na parkingu, niesforne dzieci, domowe zwierzęta. A także zbyt głośna muzyka, telewizja, rozmowy telefoniczne, motory. Część osób irytują zarośnięte, zaniedbane ogrody bądź poranne przycinanie trawy mechaniczną kosiarką.
Co dziesiąte międzysąsiedzkie spięcie kończy się rękoczynami, a co piąte wezwaniem policji albo skargą do councilu. Jedna czwarta pytanych osób stwierdziła, że ich szczęście zostało poważnie ograniczone z powodu uciążliwego towarzystwa za ścianą, a taki sam odsetek deklaruje, że cierpią na poważny stres z powodu swoich sąsiadów.
Problem jest poważny, a do tego z roku na rok narasta. Jakie są tego przyczyny? Zdaniem specjalistów, to wypadkowa wielu elementów. Rozluźniające się więzi międzysąsiedzkie, szybkie tempo życia, przyzwolenie na brutalizację, zwiększona podatność na stres, ubożenie społeczeństwa.
Samantha Blackburn ze Slater and Gordon wskazuje na coś jeszcze innego. – Liczba awantur zwiększa się równomiernie z rosnącymi cenami domów. Posesja staje się naszym największym kapitałem i dlatego, co zrozumiałe, chronimy ją. A z drugiej strony wielu ludzi nie stać na mieszkanie, o jakim marzą, więc są skazani na jego wynajem. To powoduje, że mniej angażują się w budowanie więzi sąsiedzkich, bo swoją obecną sytuację traktują przejściowo – mówi Blackburn, która podkreśla, że coraz mniej osób zna swoich sąsiadów. Widzą się tylko przypadkiem, rzadko ze sobą rozmawiają, a to skutkuje tym, że nie mają zbyt wielu sposobności wyjaśnienia sobie nieporozumień w bezpośredniej dyskusji, by zdusić problemy w zarodku. A szkoda, bo im później do tego dojdzie, tym trudniej opanować sytuację.
Zima w środku lata
Opanować sytuację. Ba, łatwo powiedzieć. Taki na przykład Norman Thompson (68) z miejscowości Leek, w hrabstwie Staffordshire, w swoim własnym mniemaniu nie wadził nikomu, bo niby komu może przeszkadzać słynne przemówienie Martina Luthera Kinga „I have a dream” z 1963 roku, które Norman z płomiennym zapałem codziennie rano wygłaszał. Albo popularna bożonarodzeniowa piosenka „Frosty the snowman”, którą regularnie puszczał w środku lata. A jednak – zachowanie 68-latka doprowadzało do szału okolicznych mieszkańców, którzy zgłaszali na niego kolejne skargi. Sprawa trafiła do sądu i mimo że Thompson odmówił przyznania się do winy, kategorycznie oskarżając sąsiadów i council o spisek w celu pozbycia się go z mieszkania, ostatecznie został z niego eksmitowany.
Inne upodobania miał niejaki Hugh McLaughlin (66). Ten mieszkaniec nadmorskiego miasta Rhyl w Walii uwielbiał się opalać. Potrzebę jedności z naturą czuł do tego stopnia, że robił to nago, paradując nieskrępowanie po swoim ogrodzie. Mężczyzna został uznany przez sąd w Llandudno winnym dokuczania sąsiadom i publicznego zgorszenia, za co trafił za kratki na cztery miesiące.
Wyrok sześciu tygodni pozbawienia wolności usłyszał z kolei Gavin Townroe (33) z Nottingham. Tyle że w zawieszeniu. Powód? Bezustanne puszczanie piosenek zespołu Spice Girls. Kiedy po licznych skargach sąsiadów policja zjawiła się w jego domu, właśnie rozbrzmiewał słynny przebój tej grupy „Viva forever” z 1998 roku.
Muzyka doprowadziła też do poważnych problemów Neila Wrighta z nadmorskiego miasta Plymouth. 47-latek nie ukrywał swojej fascynacji popową wokalistką oraz aktorką Lily Allen, której piosenki słuchał na okrągło, dzień i noc. Oczywiście, z odpowiednią mocą decybeli. Sąsiedzi twierdzili, że doprowadzał ich tym to do białej gorączki, ale niespodziewanie w obronę wzięła go sama Allen, która na swoim koncie na Twitterze zamieściła linka do sprawy, podpisując ją jednym słowem komentarza – „gang”. W ten sposób skomentowała wyrok sądu nakazujący eksmitowanie Wrighta z mieszkania. Ale to nie wszystko. Otrzymał on również zakaz słuchania swojej ulubionej muzyki, a magnetofon i głośniki, które zostały zarekwirowane wcześniej, sędzia nakazał zniszczyć. Na pocieszenie mężczyźnie, oskarżonemu ponadto o wyrzucanie śmieci przez okno i wulgarne odzywki do sąsiadów, zostawiono telewizor i kolekcję płyt CD ze wszystkimi albumami Lily Allen.
Jego adwokat Bill Lahive stwierdził, że Wright może nie jest najlepszym sąsiadem na świecie, wskazał jednak na jego problemy zdrowotne i fakt, że jest uzależniony od alkoholu.
– Nadal jestem fanem Allen. Uważam, że zakaz słuchania jej muzyki i nakaz wyprowadzenia się z mojego własnego domu są niesprawiedliwe – powiedział 47-latek po ogłoszeniu wyroku.
Wąsy Hitlera
W Internecie można znaleźć ich wiele – rady, sugestie, pouczenia jak postępować z uciążliwymi sąsiadami. Sprawa jest na tyle poważna, że zajął się nią również brytyjski rząd, na swojej oficjalnej stronie umieszczając poradnik działania w takich sytuacjach. Krok po kroku.
W pierwszej kolejności zalecana jest rozmowa z dokuczliwym delikwentem (można też napisać do niego list i wyjaśnić problem). Jeśli spór dotyczy innych sąsiadów, warto się na nich powołać.
Jak to nie przyniesie rozstrzygnięcia, autorzy poradnika zalecają kontakt z landlordem, a w dalszym etapie skorzystanie z mediacji osób trzecich (w tym z wyspecjalizowanymi w tego typu konfliktach fachowcami). To może generować pewne koszty, ale są one znacznie niższe niż kierowanie pozwu na drogę sądową.
Kolejny etap to skarga do councilu – uzasadniona, jeśli zachowanie sąsiada jest uciążliwe albo zagraża zdrowiu bądź życiu. Na specjalnej liście, tak zwanej statutory nuisance, wymieniono między innymi: hałas (głośna muzyka i szczekanie psów), sztuczne światło (z wyjątkiem lamp ulicznych), kurz, brzydkie zapachy, insekty, dym, ulatniający się gaz. W tej instancji osoba łamiąca prawo może być ukarana mandatem w wysokości 5 tys. funtów, a jeśli problemy stwarza fabryka albo firma prywatna, kwota może zostać podwyższona czterokrotnie.
Dopiero kiedy wszystkie powyższe kroki zawiodą, powinno się – zdaniem rządowych ekspertów – wezwać policję i zgłosić sprawę do sądu.
Uff, długa i czasochłonna to procedura. Dlatego niektórzy próbują iść na skróty, jak to zrobił Michael Lawton z miejscowości Milehouse, w hrabstwie Staffordshire, który chciał swój problem rozwiązać od ręki. 54-latek obmyślił plan pozbycia się swoich sąsiadów z piekła rodem, którzy przebijali opony w jego samochodzie, wybijali mu szyby w oknach oraz rzucali jajkami w dom, w którym mieszkał. W odwecie Lawton postanowił wysadzić całą ulicę w powietrze. W tym celu podłożył ogień na pobliskiej stacji benzynowej, jednak dzięki szybkiej interwencji przechodniów nic się nie stało. Za to „wybuchowy Michael” trafił na 2,5 roku za kratki.
W bardziej cywilizowany sposób zachował się Derek Morris (55). A trzeba przyznać, że ten mieszkaniec Barrow-in-Furness w Kumbrii nie miał łatwego życia. Wszystko przez wąsy, jakie nosił, a które części sąsiadów kojarzyły się z zarostem wodza III Rzeszy Niemieckiej. To sprawiało, że wołali na niego Hitler oraz pozdrawiali nazistowskim salutem i okrzykiem „Sieg Heil”. Na nic zdały się interwencje policji, których Derek naliczył ponad 70. Po roku piekła – jak to określił – wraz z żoną Carol postanowili opuścić niezbyt gościnną okolicę. W pośpiechu sprzedali dom, tracąc na tej transakcji 20 tys. funtów, i przenieśli się w inne miejsce.
W psiej budzie
Głośne odgłosy, irytujące zachowanie, nieprzestrzeganie zasad współżycia… U podłoża międzysąsiedzkich konfliktów leżą mniejsze bądź większe przyczyny. Jednak, jak pokazuje przykład Nathana Lee Granta – nie zawsze. Ten 26-latek ze wsi Shotton Colliery, w hrabstwie Durham, miał niezłą frajdę podrzucając sąsiadowi nadpalone przedmioty. Bez powodu.
– Znalazłem częściowo zwęgloną książkę w budzie psa, spalony portfel na przedniej szybie mojego samochodu i jakąś spaleniznę w koszu na śmieci. Nagrania na kamerze, którą wcześniej zamontowałem, gdyż podobne sytuacje zdarzały się wcześniej, wykazały, że sprawcą jest Grant. Nie mam pojęcia, dlaczego to robił. Zamieszkał tu rok wcześniej, w domu swoich rodziców, z którymi zawsze żyłem w zgodzie – mówił pragnący zachować anonimowość sąsiad 26-latka. A ten przyciśnięty do muru przyznał się do zarzucanych mu czynów, za co został skazany na 16 miesięcy więzienia.
Przez długi czas przyczyn nękania przez swoją sąsiadkę nie mogła zrozumieć również emerytka Pauline Bruce z Ludlow, w hrabstwie Shropshire. Yvonne Ireland Evans wykonywała do niej głuche telefony w ciągu dnia i nocy, wykrzykiwała obelgi, krążyła wokół domu, wymachiwała pięściami, wyśmiewała się z umierającego męża Tony’ego. A przecież wcześniej były w bardzo bliskich stosunkach.
– Wydawała się bardzo miłą i uczynną osobą, jeśli mogła w jakiś sposób pomóc, to tak robiła. Przychodziła do nas na herbatę i z czasem zaprzyjaźniłyśmy się. Jednak sytuacja diametralnie uległa zmianie, kiedy zaczęłam spędzać więcej czasu z inną sąsiadką, z którą pracowałam przy projekcie ogrodniczym w pobliskim parku – opowiada Pauline.
Od tej pory zazdrosna Yvonne zaczęła ją prześladować. Po kilku interwencjach policji sprawa trafiła do sądu, który uznał kobietę winną uporczywego nękania i skazał na 100 funtów grzywny. Jednocześnie podpisała zobowiązanie, że będzie się trzymała z daleka od rodziny Bruce, ale nie dotrzymała słowa. Wielokrotnie niepokoiła swoją byłą przyjaciółkę, lżyła też jej syna Johna, atakując go werbalnie i fizycznie.
– Nie ukrywam, że bałam się o nasze życie, wydawało się, że ten koszmar nigdy się nie skończy. Dopiero po siedmiu latach ta nieobliczalna kobieta dostała nakaz eksmisji i w końcu, kiedy się wyprowadziła, odetchnęliśmy z ulgą. Szkoda, że mój mąż Tony nie dożył tej chwili – mówiła Pauline Bruce w telewizji Channel 5, w programie „The nightmare neighbour next door”…
Napisz komentarz
Komentarze