Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama

Fenomen Tolkiena

J.R.R. Tolkien, profesor w Oksfordzie i lingwistyczny geniusz, dla przyjemności i zabawy stworzył kilka języków. Dopiero później wymyślił świat, w którym mogłyby funkcjonować i tak zrodziły się kultowe powieści „Hobbit” i „Władca Pierścieni". 25 marca przypada Światowy Dzień Czytania Tolkiena.

Choć gatunek zwany fantasy istniał wcześniej, to z pewnością „Władca Pierścieni”, wydany w latach 50-tych XX wieku, stał się wzorcowym utworem tzw. epickiej fantasy. Autor tchnął w tę formę zupełnie nowe i niespodziewane życie. Dlatego dziś Tolkien uważany za jednego z ważniejszych pisarzy XX wieku.

Mitologia dla Anglii

John Ronald Reuel Tolkien czytał już jako czterolatek. Intrygowały go opowieści rycerskie i legendy, oraz nordyckie sagi o smokach i bohaterach. W wieku 16 lat znał łacinę, grekę, francuski i niemiecki. Interesował się też wymarłymi językami jak staroangielski, walijski i staronordycki. Różne dialekty były dla niego jak słuchanie muzyki. 

Urodził się w 1892 r. w Bloemfontein, stolicy Wolnego Państwa Orania (dzisiejsza Republika Południowej Afryki), gdzie ojciec pracował w banku. Rodzina powróciła do Birmingham, gdy przyszły autor miał trzy lata. Osiedli na przedmieściach miasta, które nie było jeszcze tak zindustrializowane. Tolkien dorastał otoczony sielankową naturą, co stało się dla niego sporą inspiracją do stworzenia Shire, osady wymyślonych przez niego hobbitów.

Jak na tak wielką karierę literacką, początki nie były jednak spektakularne. Po studiach w Oksfordzie i udziale w pierwszej wojnie światowej, Tolkien rozpoczął karierę naukową. Nie marzył o byciu opublikowanym autorem. Jego pierwszą pracą był esej na temat poematu „Beowulf”, staroangielskiego dzieła o mitycznych bohaterach. Kiełkowały w nim różne pomysły, łącznie z próbą stworzenia mitologii dla Anglii, którą nazwał „Księgą zaginionych opowieści”. Jednak to nie było to.

Klucz do sukcesu

Tolkien jeszcze przed wojną zaczął wymyślać własne języki, bazując na swojej znajomości fińskiego i walijskiego, a także innych anglosaskich i skandynawskich języków.

Same języki to jednak zbyt mało, by zainteresować szerszą publiczność.

Dlatego Tolkien zajął się tworzeniem czegoś, co stało się dziełem jego życia. I nie chodzi tu o „Hobbita” czy „Władcę”. Rozpoczął prace nad „Silmarillionem”, zbiorem legend traktujących o stworzeniu kosmosu i świata, który nazwał Śródziemiem (Middle-earth). Tutaj mógł wykorzystać stworzone przez siebie języki, jak i wcześniejsze inspiracje starymi eposami i historiami o bohaterach. Pojawiły się tu także opowieści o elfach i burzliwych dziejach klejnotów, silmarilów, w których zaklęte było światło świętych Drzew Valinoru.

Dzieło nie spotkało się jednak z zainteresowaniem wydawców. Uważali je za trudne i zbyt niszowe. Na szczęście jeden z nich zasugerował, że zbiór stworzonych przez Tolkiena legend jest „kopalnią, z której można korzystać przy pisaniu dalszych książek”.

I to był klucz do sukcesu.

Hobbit, czyli tam i z powrotem

„W pewnej norze zimnej mieszkał sobie pewien hobbit” tak zaczyna się pierwsze słynne dzieło Tolkiena, którego bohaterem jest niepozorny Bilbo Baggins. Hobbit kocha spokój i domowe zacisze, ale musi podjąć się niebezpiecznej misji. Zostaje wybrany przez czarodzieja Gandalfa z uwagi na swój niewielki wzrost, zwinność i spryt. Przerażony i pełen wątpliwości Bilbo dołącza do grupy krasnoludów, którzy chcą odzyskać skarb swych przodków od strasznego smoka Smauga.

Książka jest czarująca i zawdzięcza to głównie prostemu stylowi pisania, który jednocześnie buduje bardzo sugestywne obrazy. Popularnie uważa się, że Tolkien napisał ją dla swoich dzieci. On sam jednak zaprzeczał. W wywiadzie dla New York Timesa z roku 1967 mówił: — Jeśli jesteś młodzieńcem i nie chcesz żeby się z ciebie naśmiewali, mówisz, że piszesz dla dzieci.

Powieść trafiła do Stanleya Unwina, wydawcy z Allen & Unwin, a ten dał ją swojemu synowi do przeczytania. Młody recenzent zachwycił się tą historią, mimo że język był nieco poetycki, powieść nie miała jakichkolwiek żeńskich postaci, nie było też postaci dziecięcych, z którymi łatwo mogłoby identyfikować się dziecko. 

Książka trafiła do druku w 1937 roku i od razu odniosła sukces. „Hobbit” stał się popularny, bo nie było wtedy na rynku niczego  podobnego. Tolkien stworzył cały świat, którego nikt wcześniej nie znał, a Śródziemie przyciągało swoją magiczną aurą.

Sam fakt pisania dla dzieci przez oksfordzkiego profesora był dla niektórych zaskoczeniem. Tolkien relacjonował: „Myślę, że zainteresowanie Oksfordu zostało lekko rozbudzone. Ciągle jestem pytany, jak się miewa mój hobbit. Tej postawie (jak się spodziewałem) towarzyszy zaskoczenie i pewna doza litości. W moim własnym kolegium krąży chyba jakieś sześć egzemplarzy, nawet jeśli kupiono je po to, by mieć materiał do docinków. Recenzja w The Times przekonała kilku mych co bardziej statecznych kolegów, że mogą się przyznać do znajomości moich ‚fantazji’ (tj. mego wybryku) bez ryzyka utraty akademickiej godności.”

Do dziś „Hobbit, czyli tam i z powrotem” sprzedał się w 100 milionach egzemplarzy i przetłumaczono go na 50 języków. W tym roku przypada osiemdziesiąta rocznica pierwszego wydania tej powieści.

Władca Pierścieni

Po pierwszym sukcesie czytelnicy i wydawcy zaczęli domagać się kontynuacji. Tolkien ochoczo na to przystał i rozpoczął pisanie kolejnej wesołej historyjki, roboczo nazwanej „Nowy hobbit”. Powieść szybko jednak wymknęła się spod kontroli. W trakcie pisania zaczęła przeradzać się w coraz bardziej mrocznego „Władcę Pierścieni”. Zaczynała się jak bajka, ale powoli stawała się poważniejszą opowieścią o walce dobra ze złem.

W nowej odsłonie powrócili Bilbo Baggins i Gandalf. Okazało się także, że odnaleziony w poprzedniej historii pierścień posiada niezwykłą moc zapewniającą władzę nad światem. W Mordorze odrodziły się siły zła, a jego władca Sauron, chciał odzyskać pierścień. Dlatego czym prędzej należało go zniszczyć. Tę misję miał wypełnić krewniak Bilba, Frodo, który wyruszył w pełną niebezpieczeństw podróż.

- Moje opowieści rosną jak płatki śniegu wokół pyłku — mówił Tolkien. Dlatego w trakcie pisania, autor wciąż wprowadzał coraz to nowe wątki i detale, przez co dzieło zaczęło się rozrastać. Tolkien, z natury perfekcjonista, bez przerwy poprawiał gotowe już rozdziały, dopracowywał najdrobniejsze szczegóły geograficzne i chronologiczne. Tworzył mapy, tabele wydarzeń i całe elaboraty na temat języków jakimi posługują się mieszkańcy Śródziemia. Pisanie zajęło mu aż 12 lat, a z dwustu stron na których zamknął pierwszą opowieść o hobbicie, zrobiło się 1200. Pierwszy tom na publikację musiał poczekać jeszcze kolejne pięć lat.

O swojej książce Tolkien powiedział: „Napisałem ją własną krwią, taką, jaka jest, gęsta czy rzadka. Inaczej nie potrafię”.

Pierwsza odsłona „Władcy Pierścieni” ukazała się 29 lipca 1954 r. w skromnym nakładzie 3500 egzemplarzy.

Tolkienomania

Główną zasługą J.R.R. Tolkiena było stworzenie kompletnego świata z własną historią, mitologią i językami, w którym toczy się akcja jego powieści. To bajkowe miejsce z elfami, krasnoludami i mówiącymi drzewami, znanymi wcześniej jedynie z opowiadań ludowych.

W jego powieściach pojawiają się także równorzędne ludziom istoty jak orkowie, hobbici i inni. Każde z nich ma swoje charakterystyczne cechy, mówi swoim językiem. Szczegółowy opis świata wzbogacony jest mapami, tabelami chronologicznymi i genealogicznymi, kronikami władców, traktatami dotyczącymi języków i ras. Dodatkowo Tolkien wplata w swą opowieść różne gatunki jak legendy, baśnie, podania, czy mity.

Zagłębiając się w lekturze, można odnieść wrażenie, że autor doskonale zna Śródziemie, że żyje w nim od wielu lat. Wszystko to, co zrodziło się w jego wyobraźni jest wspaniale opracowane, a on sam przeżył tę wielką przygodę i teraz o niej opowiada.

Cała ta staranność i pieczołowitość w konstrukcji Śródziemia sprawiła, że gdy powieść została odkryta, wkrótce świat ogarnęła absolutna tolkienomania. Zaczęło się od Stanów Zjednoczonych, gdzie w latach 60-tych zyskał popularność w kręgach studenckich. To właśnie tam, w przerwach między publikacjami kolejnych tomów powieści, ludzie pisali do wydawnictw z prośbą o przyspieszenie. Robili to w języku elfickim, co z miejsca stało się miarą sukcesu powieści Tolkiena i mocy jaka w niej tkwi.

Frodo McCartney

„Władca Pierścieni” czytany był w milionach egzemplarzy od lat 60-tych. Przyczyniło się to do powstania całej masy fanklubów, gdzie ludzie spotykali się, jedli świeże grzyby, ulubiony przysmak hobbitów, palili fajki, pili cydr i rozmawiali o drzewach genealogicznych, ponieważ „żaden hobbit nie jest w stanie się temu oprzeć”.

Prawdziwie globalnym autorem uczyniły Tolkiena jednak adaptacje filmowe jego powieści.

Pierwszą z nich, już w latach 60-tych, chcieli zrobić członkowie zespołu The Beatles ze Stanleyem Kubrickiem jako reżyserem. Paul McCartney miał zagrać Frodo, a George Harrison Gandalfa. Na szczęście sam Tolkien nie był zwolennikiem tego pomysłu i nie wyraził zgody.

W kolejnych latach powstawały za to filmy animowane i gry osadzone w świecie Śródziemia. Największy oddźwięk miała jednak adaptacja Petera Jacksona z początku XXI wieku. Po trzy filmy z serii „Władca Pierścieni” i „Hobbit” otworzyły nowym pokoleniom oczy na twórczość Tolkiena.

— Pierwsze ekranizacje mające premierę w 2001, 2002 i 2003 roku pobiły wszelkie rekordy, zarówno frekwencji w kinach, jak i ceny produkcji, z budżetem bliskim 300 milionów dolarów. Trylogia spędziła 8 lat w produkcji i była dziełem niemniej ambitnym, niż poczynania samego Tolkiena. Wszystkie części „Władcy Pierścieni” były nominowane do Oskarów w sumie 30 razy, a otrzymały 17 statuetek. Całość w rozszerzonej, reżyserskiej wersji trwa 682 minuty i zarobiła prawie 3 miliardy dolarów.

W 2012 pojawił się pierwszy film z serii o hobbicie. Do roku 2014 powstały kolejne dwa z budżetem jeszcze większym, niż „Władca”.

Od lat powieści J.R.R Tolkiena inspirują tysiące czytelników i autorów na całym świecie. Już kilka pokoleń z wypiekami na twarzach śledzi losy Bilba i Froda, zarówno w oryginalnych książkach, jak i grach, adaptacjach filmowych, teatralnych, czy radiowych. Aż trudno uwierzyć, że cały ten fenomen, cały ten bogaty świat stworzył jeden człowiek, za pomocą jedynie dwóch palców, którymi stukał na klawiaturze maszyny do pisania.


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz
Komentarze
Reklama