Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama

Trauma kulinarna

W całym moim życiu nigdy nie miałem ani jednego produktu, który by nie przechodził przez moje gardło. Raz zdarzyło się tylko coś, co na długie lata odcięło mnie od jednej potrawy.

Potraktujcie tę opowieść jako przestrogę, jak nie karmić dzieci; i nie chodzi tu bynajmniej  o to, co mają jeść, ale jak im to podać. Dzieci to ludzie, tylko mniejsi i należy im się kulinarny szacunek.

W czasach, gdy chodziłem do zerówki, obiady były częścią codziennego rytuału. Za rączkę, parami, grzeczniutko na stołówkę. Nasza Pani „Stenia”( z piekła rodem, powinna mieć zakaz zbliżania się do dzieci) przymusiła mnie pewnego dnia do zjedzenia obrzydliwej wątróbki. Skończyło się to oczywiście pawiem i traumą kulinarną na tę właśnie potrawę pod każdą postacią. Sam zapach długo wywoływał u mnie odruch wymiotny. Było to jedyne danie, którego przyrządzanie sprawiało mi najwięcej nieprzyjemności.

Pewnego dnia, będąc w sytuacji, w której odmówić zjedzenia czegoś się nie da, pojawiła się na talerzu wątróbka. Sytuacja trudna, bo zawartość żołądka znalazła się tam, gdzie nie powinna i wystarczyłby jeden kęs, aby zakończyć imprezę w złym stylu. Jedyne, co mi przyszło do głowy, to zabić ten smak czymkolwiek. Zapytałem gospodarzy, czy mają kapary, bo ich intensywny smak był jedynym, który zaświtał w mojej głowie. Kapary się znalazły, połowa słoika wylądowała na wątróbce, ku wielkiemu zdziwieniu gospodarzy. Zjadłem! Od tej chwili i kapary i wątróbka kojarzą mi się dobrze, pokonałem traumę, a kiedy opowiedziałem w końcu gospodarzom tę historię, było dużo śmiechu.   

Kapary to bardzo ciekawy dodatek. Znane dawno temu u Greków i Rzymian, w klasycznej kuchni francuskiej, hiszpańskiej i w całym basenie Morza Śródziemnego. Były też silnie obecne w kuchni polskiej już od najwcześniej zapisanych czasów, a może nawet i wcześniej. Polska utrzymywała intensywne kontakty handlowe z Rzymem, jeszcze w czasach przedpaństwowych i jest na to wiele dowodów. Dzisiaj to trochę zapomniany dodatek, a moim zdaniem wspaniały i zasługujący na swoje miejsce w kuchni.

Słowo "kapar" pochodzi od słowa "capra" czyli koza, bo zapachem przypomina właśnie ją. Kapary to zebrane niedojrzałe pączki kwiatów kapara ciernistego. Kapar musi mieć gorące temperatury i dlatego rośnie głównie w krajach śródziemnomorskich, na prawie każdej glebie. Najlepsze są włoskie z Wysp Liparyjskich i Sycyli. Są różne odmiany i rozmiary, ale zasada jest taka, że im mniejsze tym lepsze. Kapary konserwuje się w soli i marynuje w occie, co daje im charakterystyczny intensywny smak. Należy pamiętać, że im wyższa temperatura, tym bardziej tracą swój wyrazisty smak. Najlepiej pasują z rybami , jajami, ale są też dodatkiem do serów, twarogów i sałatek. Smażąc rybę, wystarczy pod koniec smażenia dodać odrobinę masła i łyżkę kaparów, aby ryba miała smak południa. Usmażone na szybko we frytkownicy, chrupiące kapary to super dodatek do mięs, sałatek czy jajek.

Dzisiaj prowansalska pasta do bagietki – tapenade.

TAPENADE

Składniki

⅓ szklanki oliwy z oliwek extra Vergine

½ małego słoiczka kaparów tzw. Liliput (duże kapary do tapenady się  nie nadają)

szklanka czarnych oliwek (zielone też mogą być)

1 ząbek czosnku

sok z połówki cytryny

natka pietruszki

½ gałązki rozmarynu, ale tylko listki

parmezan (opcjonalnie)


Przygotowanie

Wszystko razem wrzucamy do blendera i miksujemy na pastę. Nie należy przesadzać, aby nie utworzyła nam się pulpa. Doprawiamy solą i pieprzem.

Tapenade to spaniały dodatek do kanapek, zimnych dań mięsnych i rybnych, jajek. Ja najbardziej lubię jako dodatek do twarogu.

 

 


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz
Komentarze
Reklama