Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama

The Count – Polak, który zdobył brytyjskie szlachectwo i uratował życie tysięcy Irlandczyków

Najwyższa góra Australii nosi nazwę Góry Kościuszki, ponieważ nazwał ją tak Paweł Strzelecki - wybitny polski podróżnik. Człowiek w Wielkiej Brytanii ceniony tak bardzo, że odznaczono go Orderem Imperium Brytyjskiego. Ale ciepło wspomina go też Irlandia, gdzie trafił w czasie Wielkiego Głodu i próbował nieść pomoc cierpiącym.

Niektórzy twierdzą, że jego aktywność w tym czasie pozwoliła uratować nawet 200 tys. ludzkich żyć, choć tak naprawdę policzyć się tego nie da, ale o tym za chwilę.

Strzelecki urodził w 1797 roku w Głuszynie koło Poznania, a opowieść o nim wypada zacząć od romantycznej legendy, która związała się z nim nierozłącznie za sprawą poetki Narcyzy Żmichowskiej. Ta opisała jego młodość, ale zrobiła to opierając się na pogłoskach i plotkach. I jak to poetka – stworzyła romantyczną legendę. Zgodnie z nią przyszły podróżnik opuściła kraj za sprawą nieszczęśliwej miłości do Adyny Turno. Była to obdarzona oryginalną urodą odziedziczoną po matce Włoszce córka niejakiego Adama Turny – szlachcica pochodzącego z rodziny o dużych tradycjach oraz mającego spore mniemanie o sobie, ale nie współmierny do tego majątek.

W każdym razie legenda brzmi tak: młody i diablo przystojny „fanfaron” Paweł Strzelecki, poznał nie tak piękną, ale mającą w sobie „to coś” Adynkę i zakochał się w niej bez opamiętania. Tak jak i ona w nim. Jednak ojciec wybranki liczył na więcej, bo Strzelecki choć zdolny, był wtedy młodzianem zupełnie „gołym” i adoratora pogonił. Ten się tym jednak zbytnio nie przejął, bo był człowiekiem obdarzonym wielką fantazją, o dziewięć lat młodszą dziewczynę porwał i próbował z nią uciec. Ojciec był jednak czujny, parę dogonił, chłopaka wywlekł z powozu, a z córką wrócił do domu. Strzelecki wtenczas wyjechał z kraju i przez kolejne lata trwała wielka, choć korespondencyjna miłość obojga. Piękne? Jak każda bajka. Może z wyjątkiem Braci Grimm.

Jest to bowiem historia tyle romantyczna co nieprawdziwa. Strzelecki nikogo nie porwał, a relacja Żmichowskiej najprawdopodobniej wzięła się z plotki. Prawdy jest w tym tyle, że jakiś romans miał miejsce i kawaler zaszedł za skórę panu Turno, bo ten w pamiętniku – cytuję za Lechem Paszkowskim, który dość dokładnie zajmował się Strzeleckim – napisał: „Ile sobie przypomnieć mogę że w 9-tym 1821... (...)...także awanturnik, niewdzięcznik (zakreślone - Strzelecki), bo to biedne było, dałem mu co mogłem, na koniec piękny zegarek, a ten łaydak mi córkę bałamucił, wyjechał przecież. Życzę mu wszystkiego dobrego tylko nie powrotu do nas” Życzenie się spełniło, bo – niezależnie od powodu – Strzelecki rzeczywiście wyjechał z Polski niedługo przed Powstaniem Listopadowym i już nigdy do niej nie wrócił.

 

Nazwał Górę Kościuszki

Los albo raczej wybór, bo nie był to raczej człowiek, który dawał sobą kierować, rzucił go do Londynu. Jeszcze przed tym zyskał pokaźny majątek, co zawdzięczał najprawdopodobniej przyjaźni i uznaniu Franciszka Sapiehy, który powierzył mu m.in do administrowanie ogromnymi dobrami w Mohylewie, co Strzelecki robił ponoć z dużymi sukcesami. Na Wyspach szybko zaprzyjaźnił się z miejscową śmietanką towarzyską, a z czasem zaczęto mówić o nim The Count, ponieważ wymówienie nazwiska Strzelecki przekraczał brytyjskie możliwości.

Już wtedy geolog, bo takie wykształcenie miał nasz bohater, zdradzał zapędy podróżnicze. Jeszcze przed przybyciem na Wyspy zjeździł spory kawałek Europy, a niedługo po przyjeździe do Londynu objechał Szkocję i zajrzał na Morze Północne. Wkrótce wyruszył w podróż, która miała mu przynieść sławę, a Australii nazwę dla najwyższego szczytu kontynentu. 10-letnia podróż przebiegła przez USA i Kanadę (odkrył tam pokaźne złoża miedzi), Amerykę Południową, o której później wiele napisał – opisując m.in. nieludzkie traktowanie indian oraz niewolników i stawiając fundamenty pod dziedzinę nauki, która w przyszłości miała zostać nazwana antropologią społeczną i do ojców założycieli której powszechnie zalicza się innego naszego wybitnego rodaka – Bronisława Malinowskiego. Tego od „Seksu w społecznościach dzikich”, który ciekawy jest jednak tylko z nazwy i dla fachowców.

Aż wreszcie wylądował w Australii, którą eksplorował przez cztery lata. W tym czasie – znów za Lechem Paszkowskim - „szukając metali znalazł złoto, srebro, miedź, żelazo, piryty (dwu siarczany żelaza) siarczki, fosfaty i arsenki żelaza, tlenki tytanu, molibdeniany ołowiu (wulfeni). Wśród minerałów natrafił na opale, karneole, agaty, marmur, kaolin (glinka porcelanowa) złoża węgla i azbestu.” Do tego znalazł najwyższy szczyt masywu górskiego leżącego w pobliżu Sydney, który później okazał się być najwyższy na całym kontynencie i nazwał go Górą Kościuszki. W myśl zasady, że dobrze żyć z władzą, nazwał jeszcze jedną z australijskich prowincji, które zbadał, Gippslandem – na część gubernatora, który bardzo pomógł w eksploracji Australii.

 

The Count

Po 10-letniej podróży wrócił do Wielkiej Brytanii, a zgromadzone środki – oraz nagroda od Australijczyków, którzy wynagrodzili mu odkrycie cennych złóż – pozwoliły zostać rentierem. Swój czas pożytkował na pisanie, co zdobyło mu spore uznanie i miejsce w niezwykle prestiżowym Royal Society oraz „bywanie” na salonach, gdzie także zaskarbił sobie sporą sympatię. The Count do swoich przyjaciół mógł zaliczyć co najmniej dwóch brytyjskich premierów. W tym legendarnego Williama Gladstone'a.

Zaufanie zaowocowało angażem do trudnej misji i Strzelecki stanął na czele komitetu pomocy głodującej Irlandii. - W annałach Głodu wciąż jest wspominany z wdzięcznością, nie tylko za ciężką pracę, ale też z powodu empatii z cierpiącymi – pisał Tim Pat Coogan w „The Famine Plot” (o „Wielkim Głodzie” więcej TUTAJ). Polak, posiadający już wówczas angielskie obywatelstwo, stał się niezmordowanym rzecznikiem cierpiących. Pisał do Londynu: „Możecie już teraz uwierzyć we wszystko, co słyszycie lub czytacie. To co ja w rzeczywistości oglądam wykracza poza wszystko co ja w przeszłości słyszałem lub czytałem o tych katastrofach.” Przed parlamentarną komisją występował mówiąc – w Anglii wciąż jeszcze przypisywano im rolę „podludzi” - że Irlandczycy w każdym kraju świata pokazują, iż są zaradni i pracowici, i należy im się taki sam szacunek, jak każdej innej nacji. Po powrocie blisko współpracował z imperialnym rządem.

Zmarł w 1873 roku w Londynie. Na jego cześć nazwano górskie szczyty, pustynię, a nawet miasteczko. Był kawalerem Orderu Łaźni oraz komandorem Orderu św. Michała oraz św. Jerzego, a także Orderu Imperium Brytyjskiego. Uniwersytet Oksfordzki przyznał mu tytuł doktora honoris causa. Był Polakiem, którego zalicza się do najwybitniejszych brytyjskich podróżników.

 

Więcej znajdziecie na stronie Mount Kosciuszko (TUTAJ) i w książce Lecha Paszkowskiego.


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz
Komentarze
Zdz 18.05.2016 23:03
Zapraszam i polecam stronę mtkosciuszko.org.au. Znajdziesz tam sporo materiałów źródłowych po polsku i angielsku związanych ze zdobyciem Góry Kościuszki najwyższego szczytu Australii, jak również z jego zdobywcą Pawłem Edmundem de Strzeleckim.

Reklama