Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama

Siedem najdziwniejszych pomysłów Ryanaira

Linię lotniczą, która wprowadziła do powszechnego użytku cattle class, można tylko kochać lub nienawidzić. Uczucia pośrednie są w tym wypadku wykluczone. Dba o to sama firma.

I robi to nie bez powodu, ale o powodach – za chwilę.

Najpierw siedem najgłupszych pomysłów, które Ryanair wypuścił w świat. Choć firma operuje w marketingu sloganem „Ciągle lepiej”, to lepiej pasuje: „Ciągle gorzej. Ciągle taniej.”

Miejsce siódme na liście musi więc zajmować pomysł „oszczędnościowy”. Oto David o'Leary, głowa irlandzkiej potęgi, jakiś czas temu zalecił, by personel pokładowy zadbał o poziom spalania żółto-niebieskich Boeingów. Jak? Chudnąc. Każdy kilogram – argumentował Boss – to oszczędność dla firmy. W nagrodę ci, a bardziej „te”, którzy zrzucili najwięcej, mieli mieć okazję pozować w bikini do sesji, zdjecia z której przeznaczono do corocznego charytatywnego kalendarza firmy.

Na szóstce znajduje się za to pomysł, z pozoru niegłupi, by Ryan udostępniał na pokładzie filmy porno. O'Leary mówił, że przecież wszyscy je mają: hotele je mają, kablówki je mają, to i samoloty mogą mieć. Nie wziął jednak pod uwagę – nie pierwszy raz – komfortu pasażerów. I tych, którzy będą porno oglądać. I tych, którzy będą w, jak mówi się o irlandzkim przewoźniku, cattle class siedzieć obok oglądających. Chociaż, trzeba to przyznać, angielskie podróże na wieczory kawalerskie do Polski mogą stać się jeszcze ciekawsze.

Doskonały był też pomysł piąty. Taki, by pasażerowie samodzielnie ładowali bagaż do samolotu. Zalety są dwie: jedna taka, że mniej trzebaby było płacić za obsługę lotniskową. Druga taka, że byłoby mniej chętnych do latania z bagażem rejestrowanym, a tego Ryan bardzo nie lubi.

Irlandzki Boss miał także ideę (pomysł czwarty), by z pokładów usunąć toalety. Nie wszystkie – oczywiście. Dwie z trzech, bo przecież wszystkie prawie nigdy nie są zajęte naraz. A z pewnością jeszcze mniej będą zajęte, gdy wprowadzi się pięciofuntowe opłaty za korzystanie z nich.

Moja trójka to pomysł zaoszczędzenia na pilotach. Pojawiły się bowiem i takie doniesienia, podgrzewał je sam o'Leary, że Ryan zrezygnuje z drugiego pilota, bo samolotem może kierować komputer. A na wszelki wypadek – mówił – można przeszkolić stewardessy tak, by mogły przejąć stery. - Jeżeli pilot ma jakieś emergency może zadzwonić i ją wezwać, a wtedy ona zacznie pilotować – mówił Bloombergowi człowiek, który wymyślił też – to lubię najbardziej – że wprowadzi miejsca stojące.

A dokładnie (dwójka) coś w rodzaju stołków barowych, do których pasażerowie by się przypinali. Miały stać z tyłu samolotu, tam gdzie nie byłoby toalet lub była jedna, a skorzystanie owocowałoby 25 proc. zniżką na bilet. Wszystko dzięki temu, że cattle class byłaby jeszcze bardziej cattle.

W wersji hard tej idei wszystkie miejsca siedzące miałyby zostać zamienione w stojące.

Wtedy być może dałoby się wcisnąć ludziom leżaki i skasować za to kilka funtów, bo – tego z kolei zupełnie nie rozumiem – zachodni autorzy zwykle za pomysł najbardziej absurdalny uznają to, że w Ryanach za wszystko, ale to wszystko trzeba płacić. Jednak to m.in. dzięki temu jest taniej. Jak ktoś chce tylko lecieć, to tylko leci. Jak chce strzelić „setkę”, to musi sięgnąć do kieszeni.

Rzecz, o którą trudno się pogniewać.

Sens bezsensu

Ale obiecałem, że wrócę jeszcze do poszukania sensu w tym bezsensie. A tego jest więcej niż dużo. W tym wszystkim nie chodzi bowiem o to, by te zasady wprowadzać, ale o to, by się o nich mówiło. I bynajmniej nie z tego powodu, że o'Leary wyznaje zasadę, że nie ważne jak mówią, byle mówili. Chodzi o to, żeby mówili źle. Dlaczego? Bo w ten sposób firma wysyła jasny komunikat.

Taki: jesteśmy tak bardzo do d...., że cię na nas stać.

A celuje w klientów, którym bardziej niż na komforcie, zależy na tym, by nie przepłacić.


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz
Komentarze
Reklama