Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama

Ognisko(wa) wypadków

Ogniskowa jest parametrem decydującym o kącie widzenia obiektywu aparatu fotograficznego. Co decyduje o tym, jaki kąt widzenia obierają ludzie, którzy walczą o „Ognisko Polskie” w londyńskiej dzielnicy Kensington? Większość wzywa: „Trzeba ratować »Ognisko«”. Mniejszość chce sprzedać budynek, a wraz z nim kawałek polskiej historii. Jak w tym wszystkim ma się odnaleźć przeciętny młody Polak, który na Wyspach zjawił się po 2004 r., a do którego odwołują się wszystkie strony konfliktu?


Żeby uzmysłowić wszystkim, czym jest „Ognisko Polskie”, trzeba wrócić do 1940 r. Ten powrót jest bardzo ważny, ponieważ nawet ci, którzy obecnie należą do tego znamienitego klubu, nie pamiętają chyba jego historii, a pewnie i tego, że są jego członkami. Przez kilkadziesiąt lat „Ognisko Polskie” było elitarnym centrum polskości. Tak jak wojskowi mieli na przykład Klub Lotnika niedaleko stacji Earl’s Court, tak cywile mieli „Ognisko”. (Historyczna lampa sprzed wejścia do klubu przy Earl’s Court zachowała się i można ją oglądać w „spadkobierczyni” tradycji polskiego Klubu Lotnika – restauracji Spifire niedaleko stacji Hammersmith).
Zatem powracamy do trudnych lat II wojny światowej.

Płonie ognisko i szumią knieje,
drużynowy jest wśród nas…

Po klęsce wrześniowej 1939 i „ewakuacji” z Francji w 1940 r. Polskie Siły Zbrojne wraz z generałem Władysławem Sikorskim próbowały złapać „kolejny oddech”, tym razem na terenie Wielkiej Brytanii. Polacy byli tak samo potrzebni Brytyjczykom jak Brytyjczycy Polakom. Krótko mówiąc, byliśmy na siebie zdani.
Polscy żołnierze mieli sporo szczęścia i więcej rozumu od swoich dowódców – większości udało się wydostać z zajętej przez Niemców Francji. Niestety, po drugiej stronie Kanału Angielskiego pozostał cały skarb narodowy, jaki udało się przemycić z Polski przez Rumunię i całą Europę do Francji.

W tej sytuacji zanim Polska dogadała się z Amerykanami odnośnie do odzyskania swojego złota z depozytów francuskich w amerykańskich bankach, potrzebna była mocna pomoc Anglików.
Londyn „opanowały” polskie oddziały, politycy oraz cywile. Jasne było, że Polacy potrzebują „swoich budynków”, choćby i po to, żeby mógł funkcjonować Rząd na Uchodźstwie. Dostali kilka takich. Między innymi gmach należący do Imperial College przy 55 Prince’s Gate, Exhibition Road. W samym centrum Londynu. Budynkiem zarządzał British Council oraz Polski Czerwony Krzyż. Oczywiście za wszystko trzeba było płacić. Otwarcia „Ogniska Polskiego” dokonali premier Władysław Raczkiewicz i generał Władysław Sikorski wraz z księciem Kentu oraz Lordem Halifax.

Jeszcze przed końcem wojny budynek stał się za mały dla Polaków, dlatego postarano się o większy i przez jakiś czas „Ognisko Polskie” funkcjonowało w dzielnicy Belgravia (dokładnie przy 45 Belgrave Square).

Po wojnie, kiedy rząd brytyjski wycofał swoje poparcie dla Rządu w Londynie, „Ognisko Polskie” powróciło do budynku przy Exhibition Road. Właścicielem stało się Towarzystwo Pomocy Polakom (działające do dziś i mające 10 proc. udziałów w Ognisku), a właściwie nie właścicielem, a dzierżawcą i zarządcą. Końcową datą dzierżawy był rok 1976…


Opowiada starodawne dzieje,
bohaterski wskrzesza czas…
Co w tym „Ognisku” się nie działo, kogo tam nie można było spotkać, kto tam nie bywał, kto nie występował! Lista jest przeogromna.

To, że to miejsce było ważne dla Polaków, nie podlega dyskusji. Zawsze otaczała je aura elitarności i elegancji. Swój stolik w restauracji na parterze miał generał Władysław Anders, a wraz z nim inni oficerowie. Jak wieść gminna niesie, dokładnie naprzeciwko siadywała elita polonijnego dziennikarstwa i publicystyki. Na pierwszym piętrze był teatr, w którym szyku zadawała „trupa” Mariana Hemara. W teatrze występowała Irena Delmar, Irena Anders czy Krystyna Podleska (znana z filmu „Miś” – „a jakaś taka jestem”). Grano i śpiewano tutaj utwory Feliksa Konarskiego „Re-Frena” (autora „Czerwonych Maków na Monte Cassino”).

Przez lata miejsce odwiedzało wiele wspaniałych osób, z premier Margaret Thatcher na czele. Nie można zapomnieć o członkach rodziny królewskiej, którzy bywali tutaj oficjalnie i nieoficjalnie, korzystając z pewnej anonimowości, jaką dawało „Ognisko Polskie”.

W czasach już bardziej współczesnych pojawiali się tutaj Gustaw Holoubek, Wiesław Michnikowski, Wojciech Pszoniak, Stefan Friedman, Wojciech Młynarski czy Hanka Bielicka. Wymieniać można w nieskończoność. Trzeba oczywiście podkreślić, że miały tutaj swoje miejsce postacie dzisiaj już historyczne: premier i prezydent RP na Uchodźstwie Kazimierz Sabbat, wspomniani już Władysław Raczkiewicz i Władysław Sikorski. Stałym gościem był również tragicznie zmarły ostatni prezydent II RP Ryszard Kaczorowski.

W „Ognisku” się bywało i dyskutowało. Zanim wybudowano Polski Ośrodek Społeczno-Kulturalny na Hammersmith, tutaj mieściło się centrum kulturalne Niepodległej Polski. Było tak aż do lat siedemdziesiątych, kiedy to kończyła się oficjalna dzierżawa. Postanowiono budynek wykupić, co też uczyniono niemałym kosztem, bo, jak to zwykle bywało, w kasie polonijnej brakowało pieniędzy. Te na kupno budynku pożyczył hrabia Jan Badeni. „Ognisko” zostało uratowane. I tak sobie trwało. Zmieniały się zarządy. Na drewniane tablice członków tuż przy wejściu do „Ogniska” trafiały coraz to bardziej znane nazwiska. Czasem szlachetne, czasem trochę mniej. Ale jednak trafiały. Przez lata coś się tutaj działo. Aż przyszedł marazm ostatnich lat dwudziestu…

A z młodzieńczej się piersi wyrywa
pieśń potężna, pieśń jak dzwon…
Wydawać by się mogło, że w połowie roku 2004, kiedy otwarto granice Wielkiej Brytanii dla Polaków, te wszystkie miejsca, o których uczyła się większość z nowo przyjeżdżających na lekcjach historii, zaczną tętnić życiem.

Niestety, tak się nie stało. Starzejąca się brytyjska Polonia „nowych Polaków” traktowała ze strachem i obawą. Właśnie, już samo nazewnictwo wiele mówi. Starsi mówili o sobie „Polonia”, a najnowsza fala emigracji nazywała siebie „Polakami”. To, że przyjechali na Wyspy, nie oznaczało, że przestawali nimi być, i tak się właśnie czuli. „Polonia” brzmiała jakoś tak staroświecko. I taka, nie ma co ukrywać, była.

Starsi woleli spieniężyć majątek, aniżeli pozwolić, aby służył dalej Polakom. Prym w wyprzedawaniu majątku pochodzącego z zapisów testamentowych, w których jasno stoi, że ma służyć kolejnym pokoleniom Polaków, wiedzie londyński zarząd Stowarzyszenia Kombatantów Polskich – pomimo protestów sprzedano Dom Polski w Luton. Do sprzedaży szykuje się też nieruchomości w innych brytyjskich miastach, na przykład w Bristolu.

Nic dziwnego zatem, że zarząd „Ogniska Polskiego” (Polish Hearth Club) idzie w ślady swoich kolegów. Po dziwnych zmianach prawnych nagle okazało się, że „Ognisko” można szybko sprzedać, a pieniądze (jakie by nie były deklaracje) w świetle prawa trafią do prywatnej kieszeni członków zarządu.
Dziwne jest to wszystko, bo budynek można wykorzystać i to bez zbytniego wysiłku. „To jest takie miejsce, że tutaj nawet sprzedają się parasolki w słoneczne dni…”.

Ogniska już dogasa blask,
braterski splećmy krąg…
Ale prezes Andrzej Morawicz twierdzi inaczej. – Jesteśmy zadłużeni – mówi. – Ze składek członkowskich nie starcza na utrzymanie budynku. Potrzebny jest natychmiastowy remont ogrzewania, dachu i elewacji. Ostatnio rozsypał nam się komin i spadł na chodnik – wylicza naszej gazecie.

– Kompletna bzdura – mówi z kolei pragnący zachować anonimowość „stały bywalec” „Ogniska”. – Jeśli ten budynek jest wart 20 milionów, to w ostateczności można wziąć nawet pożyczkę pod hipotekę. Ile ten remont będzie kosztował? 100 tysięcy? – pyta.

– Dzieje się tutaj coś w ciągu tygodnia? – Wynajmujemy pomieszczenia polskim organizacjom, na przykład Fundacji z Brzezich Lanckorońskim czy Towarzystwu Pomocy Polakom – odpowiada prezes Morawicz. – Jednak większość to Brytyjczycy – dodaje.

„Stały bywalec” gwałtownie się ożywia, gdy wychodzimy na zewnątrz. – Ten budynek jest wykorzystywany w dziesięciu procentach. Chętni sami przychodzą, bo zarząd w żaden sposób się nie reklamuje, przecież „Ognisko” nie ma nawet strony internetowej – mówi już lekko podniesionym głosem. To prawda. Stronę internetową ma tylko działająca w budynku restauracja.

Jak to było z tą fatalną recenzją w „The Independent”? – Jeśli ktoś chce coś znaleźć, to zawsze coś znajdzie – mówi jedna z osób obsługujących gości restauracji. – Gdyby rzeczywiście było tak źle, to byśmy nie mieli kilkudziesięciu profesorów Imperial College codziennie na lunchu – ripostuje. – Poza tym wpadają tutaj regularnie ludzie z wyższych sfer, prezesi największych brytyjskich spółek giełdowych i bankowych. Hugh Grant to nasz stały gość – kiedy to mówi, obok nas właśnie przechodzi Hanna Gronkiewicz-Waltz, a dwóch profesorów Imperial College przypatruje nam się z zaciekawieniem. Swoją drogą polędwiczki cielęce, które zamówiłem, były przepyszne.

Prezes Andrzej Morawicz twierdzi, że cieszy go sytuacja, w której wszyscy zaczęli o „Ognisku” mowić. – Dla nas, dla „Ogniska” to tylko dobrze – twierdzi. – Jeśli przez to przybędzie nam nowych członków, to pozwoli nam utrzymać budynek już z samych składek – przekonuje. To fakt, jeśli liczyć około 180 członków klubu, którzy są już zapisani, a dodając jeszcze kilkuset, na przykład czterystu – jak wylicza prezes – to średnio 200 funtów za członkostwo na osobę daje niebagatelną kwotę ponad 100 tys. funtów rocznie…

Nie pozwolimy, by ją starł
nieubłagany czas…
Ważnym graczem w zawodach o pieniądze po „Ognisku” jest Towarzystwo Pomocy Polakom, które ma w nim 10-proc. udział. Jego prezes Janusz Sikora-Sikorski nie pozostawia złudzeń. – Przede wszystkim trzeba powiedzieć, że zarząd („Ogniska” – przyp. red.) jest zmęczony, szczególnie prezes, który nie ma żadnych nowych idei. Powinni oni razem wszyscy zrezygnować, a jest oczywiste, że „Ognisko” należy zachować – mówi twardo. – My jako Towarzystwo Pomocy Polakom mające udział w budynku będziemy robić wszystko, żeby nie dopuścić do jego sprzedaży. On ma służyć Polakom. Bez dwóch zdań – dodaje.

Janusz Sikora-Sikorski twierdzi ponadto, że cały zarząd działa bezmyślnie. Potrzeba zmian, a tych nie da się przeprowadzić bez twardej krytyki obecnego zarządu i jego działań. Sikora-Sikorski krytykuje również sposób gospodarowania budynkiem i porównuje go do myślenia z czasów komunistycznych. – Jeśli byliby to honorowi ludzie, to powinni zrezygnować, a przede wszystkim prezes – nie ukrywa swoich emocji prezes TPP.

Będzie trudno z tym odwołaniem, bo przyjmowanie nowych członków jest przyblokowane, a bez tego nie da się wpłynąć na działalność „Ogniska”. Pomimo to 27 maja Polacy będą protestować przeciwko sprzedaży tego miejsca. W tym dniu odbędzie się walne zgromadzenie członków klubu „Ognisko Polskie”, które zadecyduje o sprzedaży budynku…


Przy innym ogniu w inną noc
do zobaczenia znów… (?)
Prezes Morawicz zdaje się nie przejmować zapowiadanymi protestami przed budynkiem. – Wolny kraj – kwituje. Co wyniknie z tej nagłej społecznej pobudki? Trudno powiedzieć. Cała nadzieja w członkach zarządu, którzy „nie jedzą prezesowi z ręki”. A tych nie wiadomo, ilu jest. Nie ulega jednak wątpliwości, że może być ich sporo.

Przygotowując się do tego artykułu, spotkałem się z kilkoma osobami z zarządu „Ogniska”, działaczami społecznymi i wieloma innymi aktywnie broniącymi tego miejsca ludźmi. Nie wszyscy chcieli rozmawiać pod swoim nazwiskiem. Często podczas rozmów pojawiała się atmosfera tajemniczości. Niejednokrotnie słyszałem: „Wszystko będzie dobrze” i następowało szelmowskie mrugnięcie okiem. W wykonaniu kilku „wiekowych” osób było to wręcz osobliwe zachowanie.

Szkoda tylko, że stwierdzenie „wszystko będzie dobrze” może oznaczać wszystko albo nic. Ostatecznie budynek będzie starało się kupić polskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych, a dokładnie – w jego imieniu – Ambasada RP w Londynie. Wszystko jednak zależy od ceny. Walka na pewno będzie ostra, bo po przeciwnej stronie barykady stoją ludzie, którzy na sprzedaży bardzo skorzystają. Warto też wymienić osoby, które obecnie są w zarządzie „Ogniska Polskiego”, i zapamiętać te nazwiska. Być może okryją się one hańbą, a być może sławą w walce o kawał prawdziwej i bardzo ważnej historii Polski i dziejów Polaków.

Prezesem „Ogniska Polskiego” jest Andrzej Morawicz (od przeszło 20 lat). Jego zastępcami są Lucy Quirke oraz Jerzy Sulimirski. Skarbnikiem jest Waldemar Ceglowski, a sekretarzem Włodzimierz Mier-Jędrzejowicz (jednocześnie jest prezesem Zjednoczenia Polskiego w Wielkiej Brytanii, największej polskiej organizacji w UK). Pozostali członkowie zarządu to: Tamara Wiktorowska-Solecka, Małgorzata Sztuka, Jacek Korzeniowski, Jarosław Koźmiński (red. nacz. „Dziennika Polskiego” – najstarszej polskiej gazety w UK), Zbigniew Lis, Jerzy Jarosz, Jerzy Kulczycki, Jeremy Cannell oraz Regina Wasiak-Taylor.

 

 

OŚWIADCZENIE W SPRAWIE OGNISKA POLSKIEGO
 
Ambasada RP w Londynie jest żywotnie zainteresowana znalezieniem najlepszego rozwiązania problemów „Ogniska Polskiego” w Londynie. Pragniemy, aby budynek ten, towarzyszący polskiej emigracji niepodległościowej od zarania Jej losów w Wielkiej Brytanii, będący przez dziesięciolecia centrum życia towarzyskiego i intelektualnego emigracji, pozostał w polskich rękach i mógł w dalszym ciągu służyć Polsce i Polakom w Wielkiej Brytanii.
 
Placówka nawiązała kontakt z zarządem „Ogniska Polskiego”. Z troską obserwujemy coraz trudniejszą sytuację „Ogniska” i stan budynku przy Exhibition Road. Jednak trzeba podkreślić, że o przyszłości „Ogniska Polskiego” zdecydują jego władze statutowe. Wyrażamy przekonanie, że decyzje dotyczące przyszłości siedziby „Ogniska Polskiego” będą podejmowane w sposób przemyślany i transparentny.
 
Kierując się troską o przyszłość tego historycznego obiektu, Ambasada RP zadeklarowała, że gdyby statutowe władze „Ogniska” uznały, iż jedynym wyjściem w obecnej trudnej sytuacji będzie sprzedaż budynku, to jesteśmy gotowi przystąpić do rozmów w sprawie ewentualnego jego nabycia. To stanowisko zostało przekazane Zarządowi „Ogniska Polskiego” pismem z dn. 14 maja br. W przypadku nabycia nieruchomości przez Skarb Państwa budynek zostałby przeznaczony na rezydencję Ambasadora RP (choć prowadzone są zaawansowane prace nad inną lokalizacją rezydencji). Podobnie jak w przypadku kilku innych polskich placówek zagranicznych w kluczowych stolicach świata, rezydencja mogłaby być wówczas miejscem realizacji zarówno funkcji reprezentacyjnych, jak i przedsięwzięć z zakresu dyplomacji publicznej i kulturalnej, służąc do organizowania  koncertów, spotkań, konferencji naukowych i innych tego rodzaju wydarzeń. Pragniemy, aby powyższe rozwiązanie mogli ocenić Polacy mieszkający w Wielkiej Brytanii.
 
Należy jednocześnie podkreślić, że Ministerstwo Spraw Zagranicznych przy podejmowaniu ostatecznej decyzji kierować się musi zarówno dobrem publicznym, jak i koniecznością racjonalnego gospodarowania środkami, na które składają się pieniądze polskiego podatnika.

Barbara Tuge-Erecińska
Ambasador RP w Londynie

 W tekście głównym wykorzystano fragmenty dwóch pieśni harcerskich: „Płonie ognisko”, słowa: Jerzy Braun (bohaterem pieśni w oryginale jest instruktor harcerski Władysław Wodniecki – „Druh Bajdała”, oficer Wojska Polskiego zmarły w 1920 r.) oraz „Ogniska już dogasa blask”, słowa: Jerzy Litwiniuk (tytuł

 


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz
Komentarze
Reklama