Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama

Pan Wicher w Warszawie

Jest to kryminał z wielką polityką w tle. Jest o tyle wiarygodny, że wiele z postaci występujących w tej książce jest autentycznych, z tytułowym bohaterem na czele. Autorzy zabierają nas na ulice XIX-wiecznej Warszawy. Jest koniec roku 1862. Zabór rosyjski. Rosyjscy policjanci. Brytyjscy detektywi. Polscy spiskowcy. Carska arystokracja.

Ta historia zdarzyła się naprawdę. Detektyw o nazwisku Whicher żył rzeczywiście w XIX wieku w Wielkiej Brytanii. Naprawdę był śledczym w Scotland Yardzie. Naprawdę odwiedził Warszawę. Ta informacja, na którą przez przypadek natknęli się autorzy powieści, stała się bazą całej historii.


W sumie nie wiem, czy można nazwać ją kryminałem. Być może thrillerem politycznym ze zbrodnią w tle. A może tłem jest właśnie polityka, a zbrodnia i kryminał są kanwą fabuły?
Zresztą czy takie szufladkowanie jest ważne? Ważne, że fabuła wciąga i trzyma w napięciu. Nie polecam lektury tej książki współczesnym tzw. patriotom, bo mogą nie przeżyć. Otóż okazuje się (co też jest zgodne z prawdą historyczną), że zaborca, wykorzystując animozje pomiędzy stronnictwami polskimi, stara się rozbić polską konspirację.


Generalnie jeśli chodzi o aspekt dotyczący Polaków, to mało tu zmian. Wojna polsko-polska toczy się w najlepsze. 
Ciekawostką jest, jak poprowadzona jest fabuła. Autorzy wykorzystują dostępne wynalazki z epoki i tak np. Whicher telegrafuje do Anglii, a stamtąd telegrafują do USA, żeby przesłuchać ważnych świadków. Nie przeszkadza to, że faktycznie – pomimo iż udało się położyć pomiędzy kontynentami kabel telegraficzny – niemal od razu uległ on poważnej awarii. Autorzy włożyli do historii trochę wyobraźni i kabel na potrzeby brytyjskiego detektywa działał – w jaki sposób, nie będę zdradzał. Zdradzę za to, z kim telegraficznie kontaktował się Brytyjczyk. Odbiorcą był nie kto inny jak Morgan Earp, brat słynnego Wyatta Earpa – obaj panowie to jak najbardziej postaci historyczne. 
W książce znajdziemy wiele osób znanych nam z historii – Ignacy Kraszewski, Stefan Bobrowski czy Ignacy Chmieleński. Czasem autorzy wprowadzili więcej fikcji i np. jeden z głównych bohaterów, Mikołaj Czernyszewski, pomimo że jest w książce policjantem, w rzeczywistości był liderem ówczesnej rosyjskiej demokratycznej opozycji.


Jeśli chodzi o samego Jonathana Whichera, urodził się on w 1814 r. Wstąpił w szeregi londyńskiej Metropolitan Police, która istniała od niedawna. Był jednym z pierwszych ośmiu detektywów Scotland Yardu. Właściwie to współzakładał pierwszy wydział kryminalny na świecie. Wcześniej policjanci byli od wszystkiego i tzw. stójkowy jednego dnia wlepiał mandaty i pilnował porządku na ulicy, a drugiego zajmował się rozwikływaniem morderstwa. 


Whicher był gwiazdą. Szalenie inteligentny, rozwiązywał zagadkę za zagadką. Niestety, w 1860 r. nie udało mu się wyjaśnić do końca sprawy tzw. Constance Kent albo morderstwa w Road Hill House. To znaczy, udało mu się, jednak nie przedstawił niepodważalnych dowodów, aby skazać mordercę. Kłopotem w tym przypadku okazał się tradycjonalizm brytyjski, a Jonathana „Jacka” Whichera oskarżano o naruszenie miru domowego i inne „nieprzystające dżentelmenom” praktyki. Jego gwiazda gasła i nie pomogło nawet to, że 5 lat później wskazana przez detektywa morderczyni przyznała się do winy. Whicher właśnie mniej więcej w tym czasie był już w Warszawie. Po powrocie z Polski zmarł w 1881 r. Był ulubieńcem Charlesa Dickensa i nie można oprzeć się wrażeniu, że był pierwowzorem innego słynnego detektywa – Sherlocka Holmesa, wymyślonego przez Arthura Conana Doyle’a.


Właśnie mniej więcej w takim stylu rozwiązuje w książce zagadki Whicher. Chociaż na Sherlocka Królestwa Polskiego kreowany jest raczej lokalny policmajster. Albo znowu wszystko się miesza…
Polecam.


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz
Komentarze
Reklama