Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama

Pamięć, czy pamiętliwość

Po przeszło 70 latach od zakończenia II wojny światowej i 64 latach od zrzeczenia się praw do odszkodowań niemieckich przez marionetkowy rząd PRL: Czy ma Państwo Polskie prawo do ponownego domagania się reparacji za wojenne zniszczenia w Polsce? Kolejne władze polskie, komunistyczne i posolidarnościowe, nie poruszały ponownie kwestii odszkodowań, traktując sprawę jako zamkniętą, prawnie – jeżeli nie moralnie. Niemiecka strona też uważa sprawę odszkodowań jako zamkniętą, co potwierdziła ostatnio rzecznik kanclerza, pani Ulrike Demmer. Czy jest pretekst, aby po tylu latach ciszy z naszej strony podjąć się ponownie żądania reparacji wojennych?

Otόż jest. Pretekst dały nam same Niemcy. Wśrόd warunkόw narzuconych Francuzom przez cesarstwo niemieckie w traktacie frankfurckim (1871) po zakończeniu zwycięskiej wojny francusko-pruskiej, wymagano od Francji spłacenia kompensaty wojennej 5 miliardόw frankόw. Skąd się wzięła taka suma? Była odpowiednikiem kompensaty, ktόrą Napoleon wymusił na Krόlestwie Pruskim w roku 1807, a więc 64 lata wcześniej, mimo że o zwrocie tej kompensacji nie było żadnej mowy ze strony pruskiej przez te całe 64 lata. Jest to tyle samo lat, co nastąpiło od deklaracji PRL w roku 1953 o zrzeczeniu się z odszkodowań do obecnej chwili, kiedy prezes Kaczyński i jego zwolennicy ponownie podjęli tę sprawę.

Ale teraz na poważnie. Straty materialne wynikające z inwazji i okupacji niemieckiej były astronomiczne.  W roku 2004 komisja sejmowa obliczyła, że wynosiłyby 640 miliardόw dolarόw. Polska straciła 62% produkcji przemysłowej i 84% infrastruktury, pomijając już horrendalne straty ludności. Nie podlega żadnej kwestii, że w jakiejś formie odszkodowanie Polsce się należało, moralnie i prawnie. Ale te cyfry nie były jeszcze w pełni znane zaraz po wojnie, a pozatem Polska nie była wtedy suwerennym państwem.

Tymczasem, trzy zwycięskie mocarstwa na konferencji w Poczdamie ustaliły, że Związek Sowiecki otrzyma 10 miliardόw dolarόw odszkodowania od Niemiec, z czego przekaże Polsce zaledwie 15%. Od Niemiec Polska nie miała dostać żadnych odszkodowań bezpośrednio. W dwustronnej umowie polsko-sowieckiej kompensacja składała się głόwnie z przekazanych niemieckich majątkόw państwowych i prywatnych, głόwnie leżących na terenach ziem odzyskanych od Niemcόw. W roku 1953, na żądanie sowietόw, reżim komunistyczny w Polsce zrzekł się dalszych reparacji „w uznaniu, iż Niemcy w znacznym stopniu uregulowały swoje zobowiązania z tytułu odszkodowań wojennych”. Oczywiście te „Niemcy”, o ktόrych tu mowa, to było rόwnie niesuwerenne NRD, bo Zachodnie Niemcy (NRF) nie były uznane przez blok sowiecki, i nie były partnerem w tych rozmowach. Na skutek tej decyzji, dzięki  ktόrej w zamian NRD „uznała” granicę na Odrze i Nysie, państwo polskie i indywidualni Polacy pozbawieni zostali wszelkiej rekompensaty za swoje straty od Niemiec. Wyjątkiem byli Polacy żyjący na Zachodzie, ktόrzy przeżyli obozy niemieckie i dostawali specjalne emerytury wypłacane przez NRF.

Za Polakami w Polsce nie ujął się nawet rząd Gierka w roku 1970, kiedy uzgodniono na jakich zasadach Polska nawiąże stosunki dyplomatyczne z NRF. Zachodnie Niemcy traktowały deklarację PRL z roku 1953 jako obowiązującą nie tylko NRD, ale rόwnież NRF. Jedyne, co się Gierkowi udało, była umowa o wypłacie 1.3 miliardόw DM Polakom, ktόrzy stracili prawo do emerytur po wpłatach w czasie wojny do okupacyjnego systemu ubezpieczeń społecznych.

Po odzyskaniu niepodległości rząd Mazowieckiego, dopuszczony razem z prezydentem Havlem na konferencję czterech mocarstw i dwóch jednoczących się Niemiec, też nie domagał się odszkodowań, bo liczył, że dobre stosunki ze zjednoczonymi Niemcami zapewnią Polsce niemieckie inwestycje i dobre układy handlowe, a nawet potencjalną ofertę wstępną na partnerskie stosunki ze Zjednoczoną Europą, i ewentualne członkostwo. Tak też się stało i dzięki niemieckiemu (i brytyjskiemu) poparciu Polska wyrobiła sobie świetną pozycję dyplomatyczną, a szczegόlnie gospodarczą w Unii Europejskiej, do ktόrej zgłosiła akces w roku 2004. Zasadą Unii było planowanie na przyszłość, rozwόj gospodarczy i zbliżenie się państw europejskich, aby uniknąć urazόw powojennych, a nie patrzenie wstecz. Świetnie pasowało tu powiedzonko brytyjskie „Don’t mention the war”. Należało to dobrego tonu nie przypominać bezpośrednio Niemcom na co dzień o ich zbrodniach w czasie wojny. Jednak nie było to zapomnienie. Nie, pamięć istniała. Widać to było w corocznym marszu przed Cenotafem w Londynie. Ale to była pamięć, a nie pamiętliwość. Natomiast obchody bitew, jak D-Day czy Westerplatte, odbywały się co raz częściej ze wspόlnym udziałem wielu państw, nawet byłych wrogόw.

Tę harmonię unijną łamały od czasu do czasu grupy niezadowolonych, jak na przykład rząd grecki, kiedy unijne restrykcje gospodarcze wywołały poczucie, że ta wspόlna gospodarka europejskia już im nie odpowiada. Szczegόlnie też Związek Wypędzonych w Niemczech odstępował od ducha pojednania, szukając odszkodowań od Polski za straty majątkόw na Ziemiach Odzyskanych. Właśnie wtedy w roku 2004 Sejm polski jednogłośnie przypomniał o niespłaconym długu Niemiec wobec Polski, ale dalsze awantury w tej sprawie stanowczo powstrzymał rząd niemiecki, na zasadzie, że wszelka mowa o odszkodowaniach wojennych ze strony niemieckiej czy polskiej jest już przedawniona. 

Co nie znaczy, że Niemcy zupełne zamknęli furtkę do pewnej formy rekompensaty. Tylko że nazywali to pomocą humanitarną. W roku 1992 powstała Fundacja Polsko-Niemiecka Pojednanie, ktόra rozprowadzała świadczenia dla byłych polskich więźniόw obozόw koncentracyjnych czy robotnikόw przymusowych na terenie Niemiec. W Wielkiej Brytanii np. rozpowszechnieniem wiedzy o tych odszkodowaniach dla tutejszych Polakόw skutecznie zajął się były prezes Zjednoczenia Polskiego, Jan Mokrzycki. W ramach akcji Fundacji wypłacono dotychczas jednorazowo poszczegόlnym polskim ofiarom hitleryzmu na świecie około 4,7 miliardόw złotych. Jest to, zdaje się, zaledwie 3% tego, co wypłacono więźniom i przymusowym robotnikom wszystkich narodowości. Rzeczywiście jest to kropla w morzu, ale jest to wynik nie tylko powściągliwości finansowej ze strony Niemiec (ktόre w końcu uznają swoją winę moralnie jako narόd), ale rόwnież niechęci ze strony polskiej do otwierania ran przeszłości. Rozkwit gospodarki polskiej w ostatnich dwóch dekadach i długoterminowy okres pokoju i stabilizacji w Europie były jakby uzasadnieniem tej wstrzemięźliwości w sprawie szukania odszkodowań dla państwa polskiego.

Lecz płyty tektoniczne, podtrzymujące dotychczasowy harmonijny ład polityczny i gospodarczy w Europie łamią się już. Krach gospodarczy sprzed dziesięciu lat i kryzys uchodźcόw podważają wiarę wielu Europejczykόw w stałość obecnych struktur unijnych i dają upust nowym hasłom nacjonalistycznym. W Polsce obecny rząd już mniej ceni dobre stosunki z Unią, a szczegόlnie z Niemcami niż jego poprzednicy. Pozatem, zarόwno Jarosław, jak i jego brat, Lech Kaczyński, już  dawno żywili osobiste urazy wobec Nemcόw, ktόre utrudniały im trwanie w dobrych stosunkach z tym państwem. Te uczucia tkwiły głęboko w wielu Polakach, nawet tych urodzonych długo po wojnie, mimo że sukcesy gospodarcze i dyplomatyczne Polski w okresie III Rzeczypospolitej nie dawały powodu do tego rodzaju odczuć.

Na początku sierpnia, na rocznicę Powstania Warszawskiego, symboliczna oprawa fanόw Legii Warszawa, przedstawiająca wizerunek niemieckiego żołnierza trzymającego broń przy skroni polskiego chłopca z datą „1944”, była szokująca dla większości mediόw zachodnich i świadczyła o tym, że era wstrzemięźliwości społecznej wobec poruszania tematu zbrodni wojennych już kończy się. Kolejno: prezes Kaczyński, minister Macierewicz i wicepremier Morawiecki, dali wyraz potencjalnym przyszłym upomnieniom wobec Niemców o potrzebie odszkodowań, nie licząc się z tym, jak może to wpłynąć na opinię publiczną i politykę zagraniczną Niemiec, ktόre są w końcu naszym największym partnerem gospodarczym i długoletnim sojusznikiem. Poseł Arkadiusz Mularczyk zobowiązywał się do przygotowania oprawy prawnej dla wprowadzenia kwestii reparacji ponownie na forum międzynarodowe. Szefowie opozycji, jak Grzegorz Schetyna, określają te wypowiedzi jako grę polityczną wobec krytycznych unijnych wypowiedzi o sytuacji wewnętrznej Polski i ostrzegają przed potencjalnie szkodliwymi skutkami, jakie mogą wpłynąć na wizerunek Polski i dla jej przyszłych interesόw gospodarczych i politycznych.  

Jest oczywiste, że mimo słuszności prawa do odszkodowań dla państwa polskiego, obecnie rząd Polski rozgrywa to po amatorsku, groźbami moralnymi i przeciekami medialnymi, jakby dążył do przegrania sprawy. Przemienia charakter Polski w kraj roszczeniowy, co automatycznie podważa jej status międzynarodowy. Poza Węgrami i prezydentem Trumpem Polska jest obecnie dyplomatycznie osamotniona i nie ma wielu przyjaciόł, ktόrzy widzieliby interes w poparciu Polski w tej sprawie. A rosnące oczekiwania dużej części polskiego społeczeństwa, co do uzyskania odszkodowań od Niemcόw, uniemożliwiają łatwe wycofanie się z tych roszczeń. Według mnie, byłoby lepiej, gdyby rząd obniżył obecnie swόj ton w tej sprawie i przygotował, koniecznie razem z opozycją w Sejmie, odpowiednią ekspertyzę, aby ocenić podstawy prawne i możliwości finansowe do wszczęcia zakulisowych negocjacji z Niemcami, Nie wiem jednak, czy zarόwno partia rządowa jak i partie opozycyjne dorosły do tego, aby mogły wspόłdziałać w sprawie tak ważnej dla interesόw naszego kraju.


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz
Komentarze
Reklama