Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama

Better call Saul!

Dla fanów „Breaking bad” to niezła gratka. Zanim Walter White spotkał się prawnika Saula, ten ostatni musiał przejść bardzo długa drogę, żeby stać się obrońcą przestępców.

Spin off jednego z najbardziej popularnych seriali ostatnich lat jest istnym majstersztykiem. Pod względem prowadzonych ujęć, kadrów, kolorystyki ten serial bije na głowę 99 proc. produkcji filmowej na świecie. Ale większość widzów i tak będzie zwracała uwagę na coś innego.

 

Główny bohater, Jimmy McGill (później znany jako Saul Goodman), grany przez Boba Odenkirka to wczesne, prawnicze wcielenie znanego z „Breaking Bad”… Saula Goodmana, który wyciąga na wolność największe szumowiny miasteczka Albuquerque w stanie Nowy Meksyk.

Oprócz Saula spotykamy też innych bohaterów, między innymi Mike’a Ehrmantrauta, który z kolei jak zwykle jest oazą spokoju i cierpliwości.

 

Podobno kiedy skończył się ostatni sezon „Breaking Bad” na twarzach wielu fanów malowała się rozpacz. Teraz czekamy już na czwarty sezon „Better call Saul!”.

W pierwszym sezonie ani razu nie pojawia się nawet wspomnienie o „starszym bracie” jednak podobieństwo widoczne jest od pierwszego spojrzenia.

 

Pierwsze trzy sezony są do obejrzenia na Netflix – żadna polska telewizja nie pokazywała jeszcze tego serialu, a szkoda. Serial ogląda się bardziej niż lepiej. Z resztą, osobiście długo ociągałem się z obejrzeniem pierwszego odcinka. Z jednej strony pociągała mnie rekomendacja jednego z kolegów, z drugiej wisiała nade mną obawa przed zawalonymi dniami i nocami. Wolałem poświęcić czas jakiejś lekturze. Teraz muszę dzielić ten czas pomiędzy serialem a książką, nie mówiąc o tym, że ze względu na „Saula” musiałem zawiesić oglądanie dalszych odcinków „Designated Survivor”.

 

Generalnie „Better call Saul!” (polski tytuł to „Zadzwoń do Saula”) to „przygody pechowego prawnika próbującego zaistnieć na sądowej scenie”. W rzeczywistości to bardzo dobrze i nietuzinkowo podany obraz. Dosłownie i w przenośni. O dosłowności pisałem wcześniej. W przenośni to obraz przemiany człowieka i rezygnacja z własnych ideałów. Obraz niekończącej się (czasem syzyfowej) pogoni za ideałami. Okazuje się nagle, że ideały nie dają jeść. Jeść daje skuteczność, pragmatyzm i pewnego rodzaju cynizm. Z tymi problemami natury – a jakże – moralnej musi zmierzyć się nasz bohater.

Co widzowi nie przeszkadza w przebyciu pasjonującej podróży stylistyczno-werbalnej.

Polecam.


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz
Komentarze
Reklama