Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama

Piechurzy i cykliści

Przez kilka ostatnich tygodni społeczeństwo Wielkiej Brytanii żyło procesem Charliego Allistona, dziewiętnastolatka, który śmiertelnie potrącił Kim Briggs. Charlie pomykał sobie na rowerze, a że miał finezję, to sobie pomykał bez hamulców. Potem okazało się, że nie posiada również innych hamulców.

Wypadek wydarzył się w zeszłym roku. Natomiast Charlie usłyszał wyrok w sierpniu tego roku. Oczyszczono go z zarzutu umyślnego spowodowania śmierci, jednak i tak nie uchroni go to przed karą i mówiąc kolokwialnie: „pójdzie pierdzieć w pasiaki”. Rodzina zmarłej ma pretensje, że niestety będzie „pierdział” dosyć krótko. Prawo w tym przypadku mówi o maksymalnej karze dwóch latach. Prawo pochodzi z XIX wieku i nie było aktualizowane.

 

Znowu będzie o różnicach kulturowych. Polacy są raczej przyzwyczajeni do tego, że wszelkiego rodzaju miejscy kolarze poruszający się po drogach, odpowiadają karnie tak samo jak kierowcy i mają takie same obowiązki drogowe. W Wielkiej Brytanii jest jakby na to inne spojrzenie.

Tym bardziej jest to dziwne, że jak widać na zdjęciach i filmach zamieszczanych w Internecie, nie ma pełnej akceptacji społecznej dla rowerzystów i sposobu ich poruszania się po Londynie.

 

Rowerzyści notorycznie łamią przepisy drogowe i najgorsze jest to, że przez wiele lat byli utwierdzani w swojej drogowej anarchii między innymi przez byłego (całe szczęście) mera Londynu Borisa Johnsona, który jest obecnym (niestety) ministrem spraw zagranicznych. Johnson sam jeździł „na czerwonym”, nie stosował się do przepisów drogowych i wybudował sieć „autostrad” rowerowych w całym mieście, często kosztem miejsca dla pieszych i samochodów. Przez tę politykę – faworyzującą rowerzystów – nie dając nic w zamian dla przechodniów i kierowców, poszedł na wojnę. Kto bez roweru ten przeciw nam.

Niestety, w tej wojnie nie bierze się jeńców, a trup (jakby) ściele się gęsto.

 

Nie raz zdarzyło mi się widzieć jak rowerzyści nie zważają na przechodniów i na takim na przykład Embankment piesi nawet mając zielone światło muszą uciekać przed rowerzystami. Jak może się skończyć zderzenie z rowerzystą przekonała się na swojej skórze ofiara Allistona. Niestety.

 

Charlie Alliston jest tu dokładnym odwzorowaniem postawy przeciętnego londyńskiego rowerzysty. Po wypadku napisał na Twitterze (skracając wypowiedź), że Kim sama jest sobie winna. Ta powszechna arogancja rowerzystów została zwerbalizowana w jednym stwierdzeniu tego młodego człowieka.

I tu właśnie płynnie przechodzimy do pieszych.

 

Połączenie nierozgarniętych kolarzy z nierozgarniętymi pieszymi jest mieszanką wybuchową. Ludzie chodzą po mieście i są zazwyczaj tak pochłonięci tą czynnością, że nie patrzą na to, co się wokół nich dzieje. Kto przynajmniej raz przechodził przez most Westminsterski wie, jak trudno jest przejść po jego wschodniej stronie. Stający nagle w miejscu turyści tarasujący chodniki czy całe grupy znajomych stojących na ulicy, bo oczywiście na chodniku już nie ma miejsca, to tylko część krajobrazu na moście. Myślę, że to naprawdę szczęście-w-nieszczęściu, że podczas ostatniego ataku na moście, kierowca wybrał jego zachodnią stronę, po której od zawsze chodzi mniej ludzi.

 

Nie wspomnę już o chodzeniu z telefonem w ręce, słuchaniu muzyki podczas przechodzenia przez jezdnię czy rozmowy przez telefon – nie ogarniając otoczenia.

Weźmy przykład taki. Rowerzysta bez kasku i z muzyką na uszach wjeżdża na czerwonym świetle na przejście dla pieszych, na którym akurat pojawia się przechodzień, rozmawiający przez słuchawki, trzymający w ręce telefon, bo akurat rozmawia przez WhatsApp w opcji wideo…

Co się dalej dzieje? Albo inaczej: co się może wydarzyć?

Ku przestrodze.


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz
Komentarze
Reklama