Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama

Polska dusza w brytyjskich barwach

Ma na koncie bogatą kolekcję medali z najważniejszych światowych imprez. – Urodziłam się po to, żeby walczyć. Sport wyzwala niesamowitą adrenalinę – mówi zakotwiczona na wyspie Jersey kickbokserka Monika Markowska w rozmowie z Piotrem Gulbickim.

W chwili, kiedy ukaże się ten numer „Cooltury”, przystąpisz do rywalizacji w mistrzostwach świata w Budapeszcie.

Solidnie się do nich przygotowałam, tym bardziej, że postanowiłam, iż będzie to moja ostatnia impreza tej rangi, po której zawieszę rękawice na kołku. Chyba że uda się zorganizować walkę o zawodowe mistrzostwo światowa federacji WAKO, o czym marzę od dawna. Wcześniej trzykrotnie z różnych powodów ją przesuwano bądź odwoływano, ale może do czterech razy sztuka. To jedyny tytuł, którego brakuje w mojej sportowej kolekcji.

Ale ta i tak robi wrażenie.

W zawodach rangi mistrzostw świata i Europy zdobyłam łącznie 18 medali. W 2011 roku w Dublinie, jako pierwsza w historii kobieta reprezentująca Wielką Brytanię, zostałam championką globu w full contakcie, największej i najbardziej renomowanej organizacji WAKO. Rok później powtórzyłam ten sukces w Cardiff, tym razem w federacji IKF, a od siedmiu lat jestem niepokonana na Wyspach, wygrywając kolejne krajowe mistrzostwa.

Wspomnień jest wiele, jednak bodaj największą satysfakcję sprawił mi udział w tegorocznych World Games we Wrocławiu, będących odpowiednikiem igrzysk dla dyscyplin nieolimpijskich. Kickboxing debiutował na tej rozgrywanej co cztery lata imprezie, a ja musiałam się przekwalifikować z full contaktu na formułę K1. Przygotowania zajęły mi pół roku, narzuciłam sobie ogromny reżim treningowy i nie żałuję, chociaż zajęłam miejsce tuż za podium.

Walczysz w barwach brytyjskich.

Bo po przeprowadzce na Wyspy tylko w ten sposób mogłam rywalizować na najwyższym poziomie. Ale przygodę ze sportem zaczęłam w moim rodzinnym Gdańsku, od taekwondo. Byłam w kadrze narodowej, zdobyłam siedem tytułów mistrzyni Polski federacji ITF. Brałam udział w mistrzostwach Europy w formule WTF, uczestniczyłam w dziesiątkach turniejów krajowych i zagranicznych, a jednocześnie nie zaniedbywałam nauki – ukończyłam studia pedagogiczne na wydziale animacji społeczno-kulturalnej na Uniwersytecie Warmińsko-Mazurskim w Olsztynie, a później podyplomowo reklamę i promocję na Uniwersytecie Adama Mickiewicza w Poznaniu. Miałam w ręku dwa dyplomy, jednak, kiedy ciężko było o pracę, wyjechałam na wyspę Jersey, gdzie mieszkał mój przyjaciel i zaproponował mi pomoc w znalezieniu wakacyjnego zajęcia. Planowałam na krótko, a minęło już 14 lat – tak mi się tu spodobało.

Co najbardziej?

Luźne podejście do życia. Niby są tu normalne troski, zwykła proza życia, ale mam wrażenie, że w mniejszym stopniu niż gdzie indziej. Ludzie się uśmiechają, są zrelaksowani, nikt się nie spieszy. Tylko ja biegam w pogoni za sukcesem (śmiech). Moi znajomi już się przyzwyczaili, a reszta mieszkańców uważa mnie za zwariowanego sportowca, ale zawsze mogę liczyć na ich wsparcie i doping.

Uwielbiam tutejsze plaże, codziennie rano robię jogging wzdłuż brzegu. To najlepsza pobudka i relaks – bez względu na to czy pada, czy grzmi, czy wschodzi słońce, widoki zapierają dech w piersiach zmiennością, kolorami i nastrojem morza.

Dobre warunki do treningu.

Wymarzone, to takie małe Hawaje. Po wyjeździe z Polski szybko się tu zaaklimatyzowałam – nadal uprawiałam taekwondo, zdobywałam medale w różnych imprezach, ale jednocześnie rozpoczęłam trenować boks tajski oraz kickboxing. W tym drugim zadomowiłam się na dobre – wygrałam w nim 50 walk, przegrałam 11, mam też 1 remis.

Jesteś czynną zawodniczką, a jednocześnie szkolisz swoich następców.

Mam własną szkółkę, gdzie prowadzę zajęcia z taekwondo i kickboxingu. Uzbierała się już grupka utalentowanych i głodnych sukcesów zawodników, którzy nie mogą się doczekać, kiedy skończę reprezentacyjną karierę i skupię tylko na nich.

Zajmuję się też kilkoma innymi rzeczami i przyznam, że sama nie wiem, jak to wszystko godzę. Ale czuję, że to mój żywioł. Jestem księgową w firmie finansowej, ukończyłam szkołę księgowości, potem kurs technika finansowego, a obecnie studiuję finanse. Cóż, sport i niekończąca się edukacja podtrzymują młodość, zupełnie nie czuję swoich 37 lat.

Ale czasami zostają ślady walki.

I dochodzi do zabawnych sytuacji. Ważę 50 kg, mam 166 cm wzrostu, więc wyglądam dość niepozornie, a po walkach czy treningach różnie bywa. Nie zapomnę pierwszego dnia w mojej obecnej pracy. Po ciężkich sparingach miałam solidnie podbite oko, więc pierwsze wrażenie, mimo usilnej próby zakamuflowania tego makijażem, wywołało różne reakcje moich nowych kolegów i koleżanek. Odzwierciedleniem tego było hasło, jakie dostałam do komputera –„wielka purpurowa panda”.

Jersey to twoja ziemia obiecana?

Świetnie się tu czuję, aczkolwiek myślę, że nie jest to mój ostatni dom w życiu. Świat stoi otworem, więc warto to wykorzystać. A gdzie konkretnie za kilka lat chciałabym zamieszkać? Może Włochy, może Hiszpania, może Francja. Zobaczymy, co los przyniesie…


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz
Komentarze
Reklama