Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama

Z COOLTURY: Apokalipsa antybiotykowa

Z powodu uodpornienia się bakterii na antybiotyki, w Wielkiej Brytanii umiera rocznie pięć tysięcy osób. Ale kampania rządowa, sugerująca, że to pacjenci są winni postępującej antybiotykowej apokalipsie, jest błędem.


Tańczące i śpiewające pigułki są ostatnią bronią NHS nakierowaną przeciwko coraz silniejszym bakteriom. Animowane kapsułki mają przekonać Brytyjczyków do zmniejszenia konsumpcji antybiotyków. Bo według prognoz nadchodzi bakteryjny armagedon. Naukowcy ostrzegali przed nim od dekad, Światowa Organizacja Zdrowia wskazywała na problem już w latach 80., ale dopiero w ostatnim czasie alarmujące analizy uzyskały uwagę mediów i polityków. Głownie dlatego, że pojawiła się oporność na antybiotyki bakterii, które zaczęły wytwarzać enzym NDM-1. Gen bardzo szybko rozprzestrzenił się na całym świecie. Stało się tak za sprawą Belga, który w 2009 r. uszkodził sobie nogę w wypadku w Indiach i próbował leczyć niegojącą się ranę po powrocie do domu. Do końca 2010 r. zakażenia NDM-1 potwierdzono u pacjentów m.in. w Wielkiej Brytanii, Austrii, Chorwacji, Czechach, Serbii i USA. Do dziś pacjenci zarażeni bakterią walczą z niegojącymi się zakażeniami w izolatkach.

Sześć lat temu Światowa Organizacja Zdrowia podjęła próby stworzenia ogólnoświatowego programu przeciwdziałania narastaniu oporności na antybiotyki. Dwa lata temu po raz pierwszy ustanowiono Światowy Tydzień Wiedzy o Antybiotykach. Od 2008 r. corocznie 18 listopada obchodzi się Europejski Dzień Wiedzy o Antybiotykach. Problem jest poważny. Już dziś z powodu odporności na antybiotyki dochodzi do 5 tys. zgonów w Anglii. I aż 700 tys. w skali całego globu. Naukowcy prognozują, że do 2050 r. liczba ta wzrośnie do 10 mln. W jaki sposób do tego doszło i co można zrobić, żeby uchronić świat przed bakteryjnym kataklizmem?


ZOBACZ TAKŻE:

IRAN: Ogłoszono koniec Państwa Islamskiego
BBC: Kilka tysięcy bojowników ISIS do Europy
FELIETON: Uwaga! Idzie Kobieta! [WIDEO]


 

Lek na całe zło

Antybiotyki są dziś niemal wszechobecne, a stosowanie ich bez opamiętania zaowocowało powstaniem superbakterii. Przepisywanie przez lekarzy antybiotyków niemal „profilaktycznie” plus zaprzestawanie kuracji przez pacjentów z chwilą, gdy poczuli się lepiej doprowadziło do tego, że wyginęły słabsze szczepy bakterii, a przeżyły te najsilniejsze i najbardziej odporne na lek, które to cechy przekazały później namnożonym bakteriom. W ten sposób powstały formy mocniejsze i odporne na działanie antybiotyków. Co może skutkować tym, że medycyna cofnie się o dobrych kilka dekad. Trudniejsze lub nawet niemożliwe okażą się np. operacje transplantologiczne. Podczas takiej operacji pacjent przyjmuje leki, które mają zapobiec odrzutom przeszczepionego organu. Superbakterie potrafią sobie z nimi poradzić i wywołać infekcję, która może mieć tragiczne skutki. Niemożliwa stanie się także walka z zapaleniem płuc, gronkowcem i innymi schorzeniami, które jeszcze niedawno nie stanowiły dla lekarzy żadnego wyzwania. Dlatego też Public Health England (PHE) nawołuje do opamiętania. I namawia pacjentów do tego, żeby zamiast faszerować się lekami odpoczywali, pili dużo płynów i brali paracetamol. Zwłaszcza, że jedna na pięć osób, biorąca antybiotyki, wcale ich brać nie musi. Idea w teorii słuszna, tylko adresat nie ten. Po pierwsze, dlatego, że to nie pacjenci sami sobie wypisują recepty na antybiotyki. Robią to lekarze, którzy zresztą cieszą się ogromnym zaufaniem Brytyjczyków (91 proc.) i przegrywają na tym polu jedynie z pielęgniarkami (93 proc.), więc trudno pacjentom podważać ich autorytet. Po drugie, nie do końca wiadomo, co robić, kiedy człowiek poczuje się lepiej. Bo lekarze pierwszego kontaktu oraz PHE twierdzą, że należy dokończyć kurację. Ale np. Martin Llewelyn wraz z zespołem niedawno opublikował pracę w British Medical Journal, w której dowodzi, że to właśnie branie antybiotyków „do końca” pozwala rozwinąć się superbakteriom. Po trzecie wreszcie, „nieinwazyjne” podejście do chorób na Wyspach skutkuje tym, że Wielka Brytania, jeśli chodzi o zażywanie antybiotyków, lokuje się w środku europejskiej stawki. W Unii Europejskiej średnia konsumpcja antybiotyków – wyrażona w dawkach dobowych, definiowanych (DDD) na 1000 mieszkańców na dzień – wynosi 21.6. Zjednoczone Królestwo ma wskaźnik 20.90. Daleko do liderów Holendrów, którzy zażywają najmniej antybiotyków w Europie (10.60), ale i do znajdujących się na końcu Greków (34.10). Na marginesie warto dodać, że Polska znajduje się bliżej Wielkiej Brytanii niż Grecji, ze wskaźnikiem DDA 22.8, co kłóci się nieco z powszechnym przekonaniem większości Polonii, że na Wyspach, w przeciwieństwie do Polski, lekarze pierwszego kontaktu niechętnie zlecają kuracje antybiotykowe. Nie zmienia to faktu, że problem istnieje, a antybiotyków zażywamy za dużo. Tylko to nie pacjenci są odpowiedzialni za globalny kryzys. I to nie oni mają szansę go rozwiązać. Np. Friends of Earth w raporcie opublikowanym w 2015 zwracało uwagę na fakt, że w okresie zimowym znacznie więcej osób w Wielkiej Brytanii (40 proc.) jest hospitalizowanych ze względu na choroby układu oddechowego niż np. w Szwecji gdzie zimy są znacznie ostrzejsze. Co wiąże się z tym, że mieszkania na Wyspach są gorzej i mniej efektywnie ogrzewane niż w Skandynawii. Trudno więc poważnie mówić o walce z nadużywaniem antybiotyków skoro brytyjski rząd nie podejmuje rozsądnych działań prewencyjnych zapobiegającym infekcjom. A rozsądna polityka mieszkaniowa i walka z energetycznym ubóstwem (pisaliśmy o tym w 712 numerze Cooltury) jest taką prewencją.

Kuracja polityczna

Jak zawsze w przypadku trudnych i globalnych komplikacji rozwiązania muszą być kompleksowe oraz ponadnarodowe. I polityczne. Wbrew pozorom i co może zaskakiwać, David Cameron już w 2014 roku zlecił ekspertom przygotowanie raportu i miał zamiar na jego podstawie wdrożyć w życie całkiem sensowną strategię walki z superbakteriami. Opublikowany w maju 2016 roku raport Review on Antimicrobal Resistance sugerował kilka podstawowych rozwiązań. Lepszą diagnostykę i testy pozwalające na wykrycie, czy choroba ma podłoże wirusowe czy bakteryjne. Lepsze warunki pracy i wyższe wynagrodzenia dla specjalistów chorób zakaźnych, którzy zarabiają najmniej ze wszystkich specjalizacji. Raport zalecał zwiększenie wynagrodzeń pielęgniarkom, mikrobiologom i naukowcom pracującym nad rozwijaniem łatwiejszych sposobów na diagnozę. A także zwracał uwagę na zbyt duże użycie antybiotyków w rolnictwie. Z tym ostatnim Wielka Brytania ma poważny problem. Weterynarze bez opamiętania faszerują antybiotykami zwierzęta zarówno domowe, jak i hodowlane, a rolnicy stosują wspomagane opryski, żeby ochronić zbiory przed szkodnikami. W Wielkiej Brytanii rolnictwo odpowiada za 45 proc. konsumpcję antybiotyków. Np. Brytyjscy hodowcy świń stosują pięć razy więcej antybiotyków niż ich koledzy z Holandii i Danii. I aż 25 razy więcej niż rolnicy ze Szwecji. I nie dlatego, że zwierzęta są chore. Tylko ze względu na proces hodowlany – industrializację i stłoczenie zwierząt. Antybiotyki są stosowane prewencyjnie. A w przyszłości, zwłaszcza po Brexicie regulacje Unii, która zakazuje sprzedaży na terenie Europy mięsa pochodzącego np. ze Stanów Zjednoczonych, najprawdopodniej zostaną jeszcze bardziej zliberalizowane. A w USA hodowcy faszerują zwierzęta antybiotykami, żeby szybciej rosły. I to właśnie przemysłowa produkcja rolna, a nie pacjenci, w głównej mierze odpowiada za powstawanie superbakterii. Zwłaszcza, gdy chodzi o przemysł pozbawiony regulacji. Jak w Stanach Zjednoczonych czy w Chinach, gdzie np. kolistyna - znany od 60 lat, najtańszy w produkcji antybiotyk i najczęściej stosowany w leczeniu ludzi – jest nadużywany w hodowli. Głównie dlatego, że zwierzęta otrzymujące kolistynę szybciej przybierają na wadze. A podawane leki, trafiają do środowiska razem z ich odchodami i oddziałują na bakterie środowiskowe. Wydaje się, że wystarczałoby wprowadzić ogólnoświatowe decyzje ograniczenia stosowania antybiotyków u zwierząt i bakteryjna apokalipsa została by powstrzymana. Ale tu do gry wchodzi kolejny wielki gracz, czyli przemysł farmaceutyczny, dla którego produkcja antybiotyków dla rolnictwa jest niezwykle dochodowym interesem. Ten rynek do 2021 ma być wart około 5 miliardów dolarów. Nie dziwi więc, że Big Pharma ramię w ramię z farmerami lobbuje przeciwko regulacjom Unii w tej kwestii. Oba potężne przemysły mają zbyt wiele do stracenia. Ten kryzys można zażegnać. Ale nie tak, jak sugeruje Public Health England. Zmiana „stylu życia” i redukcja konsumpcji antybiotyków przez chorych pomoże. Ale żeby zwalczyć superbakterie potrzebujemy odważnych i zdecydowanych działań politycznych. Przemysł farmaceutyczny i rolniczy muszą zostać poddane ścisłym, rygorystycznym regulacjom.


Radosław Zapałowski


 


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz
Komentarze
Reklama