Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama

#COOLTURA: Kiedy zobaczyłam barki, pomyślałam, że to coś dla mnie

Dla jednych jest stacją końcową, a dla innych tylko przystankiem na „jakiś czas” w emigranckiej tułaczce po świecie. Dla Stephanii Michaux Londyn stał się bezpieczną przystanią. W przenośni i dosłownie. W jej żyłach płynie francusko-kanadyjska krew, a pod łóżkiem woda. Stephanie mieszka na barce. To pierwsza  bohaterka naszego nowego cyklu w „Coolturze”, w którym zaprezentujemy osoby różnych narodowości, tworzące koloryt londyńskiej „wieży Babel”.

Opowiedz mi o swoich korzeniach, proszę.

Mój tata jest Francuzem, a mama Kanadyjką. Poznali się w Londynie, zakochali i po dwóch, trzech latach na świat przyszłam ja. Urodziłam się w dzielnicy Hammersmith i do dziesiątego roku życia mieszkałam tutaj. Uczęszczałam do francuskiej szkoły, więc już w okresie dorastania byłam osobą dwujęzyczną. Później tata znalazł nową pracę i przeprowadziliśmy się do Francji.

Czy to oznacza, że posiadasz podwójne obywatelstwo?

W ostatnim czasie dopiero postanowiłam się tym zając, ponieważ moi dziadkowie od strony mamy byli Anglikami. Kiedy nastała II wojna światowa, byli oni bardzo mali. Ze względu na bombardowania w Londynie dla bezpieczeństwa wywożono wtedy dzieci poza jego terytorium. Spotkało to i mojego dziadka. Kiedy wrócił, poznał moją babcię. Później wspólnie postanowili wyjechać do Kanady.

To twoja historia rodzinna stała się powodem, aby przeprowadzić się do Londynu, czy stoją za tym inne motywy?

Mam wspaniałe wspomnienia stąd, z dzieciństwa; oczywiście teraz jest zupełnie inaczej, ponieważ jestem dorosła. Prawda jest taka, że dużo podróżowałam po ukończeniu studiów z zarządzania w organizacjach pozarządowych. Mieszkałam w Hiszpanii, Portugalii, Etiopii, Kenii, aż w końcu spędziłam trzy lata w Ekwadorze. Stamtąd przyleciałam do Londynu…

Jak do tego doszło?

Zdecydowałam polecieć do mojej najlepszej francuskiej przyjaciółki, która właśnie przeprowadziła się do Londynu. Była pierwszą osobą, którą postanowiłam odwiedzić, wracając z drugiego końca świata. Kiedy tu przyjechałam zaczęły do mnie wracać obrazy z dzieciństwa. W Londynie jest tyle pięknych parków! Pamiętam, że będąc małą dziewczynką bawiłam się w nich cały czas. W końcu wyobraziłam sobie siebie dorosłą, żyjącą w Londynie aż zdecydowałam, że muszę tu wrócić. Tak więc zrobiłam i myślę, że mogłabym tu zostać już na zawsze.

Po przeprowadzce udało Ci się znaleźć pracę zgodną z wykształceniem?

Tak. Pracuję dla DKMS; jest to organizacja zajmująca się pomocą osobom chorym na raka krwi. Świetne jest to, że organizacja działa w różnych krajach. Daje to możliwość podróżowania, ale i pomocy na szerszą skalę. W pierwszym tygodniu mojej pracy pojechałam do Polski i bardzo mi się tam podobało.

Co zapadło ci w pamięć najbardziej?

Przyznam, że uwielbiam miasta, w których jest rzeka. Podobało mi się to, że latem przy warszawskiej Wiśle tętni życie, jest dużo barów i imprez. Woda bardzo silnie na mnie oddziałuje. Zapewne jestem wodnym znakiem… (śmiech). Jeśli w otoczeniu nie ma żadnej rzeki, jeziora, kanałów – dla mnie po prostu czegoś brakuje…

Nie da się ukryć! Zdecydowałaś się kupić barkę i zamieszkać w londyńskim kanale. Powiedz, skąd przyszedł ci ten absolutnie szalony i zarazem bardzo odważny pomysł?

Dużo moich francuskich znajomych decyduje się na życie poza schematem. Na życie w domu, który sami zbudowali na kompletnym odludziu, bez elektryczności i innych udogodnień. Można powiedzieć, że prowadzą poniekąd hipisowski tryb życia. Jest to dość duża sprawa aktualnie we Francji. Ja też chciałam czegoś takiego spróbować, ale jednocześnie mieszkając w Londynie, ponieważ miałam już pracę. Któregoś dnia spacerowałam sama brzegiem kanału i kiedy zobaczyłam barki, pomyślałam, że to jest coś dla mnie. Zdecydowałam, że chciałabym spróbować czegoś takiego póki jestem jeszcze młoda.

Jaki jest koszt zakupu takiej barki?

Koszty są znacznie mniejsze niż zakupu mieszkania czy domu w Londynie. Dla wielu osób tak naprawdę mogłoby być to bardzo dobre rozwiązanie. Za moją barkę zapłaciłam 46 000 funtów. Może wydawać się to dużo, ale jak się pomyśli o tym głębiej, jest to koszt 4 lat wynajmowania mieszkania lub pokoju w Londynie. Barkę zawsze można sprzedać. A przez ten czas ma się małe studio na wodzie.

Czyli marzenie się spełniło?

Tak. Kupując barkę myślałam jednak, że będę mieszkać głównie w centrum Londynu. Po czasie odkryłam, że główne kanały są rozmieszczone na obrzeżach. Oczywiście niektóre prowadzą przez środek miasta, jak np. Paddington czy Kings Cross, ale to są miejsca, w których wszyscy chcą być, więc są tam wieczne korki. Co więcej, posiadając barkę musisz się przemieszczać co dwa tygodnie. Możesz wykupić stałe miejsce parkingowe, które jest dość drogie albo zdecydować się na roczną opłatę nawigacyjną, która wynosi 700 funtów.

Czy musiałaś posiadać jakąś licencję, aby móc zakupić barkę i poruszać się nią po kanałach?

Każda pełnoletnia osoba może mieć barkę. Nie każdy jednak jest w stanie sprostać wszystkim wyzwaniom, które wiążą się z mieszkaniem na wodzie.

Opowiedz, co najbardziej lubisz w życiu na barce?

Najlepsze są widoki, jest naprawdę pięknie. Żyje się w spokojnym otoczeniu natury, nie ma się wrażenia, że to wielkie, zatłoczone miasto. Przez większość czasu jesteś dość blisko metra, centrum miasta wcale nie jest tak daleko.

Czy gdybyś stała przed wyborem zakupu barki jeszcze raz, podjęłabyś tę samą decyzję?

Przede wszystkim mam życie, jakiego chciałam, dzięki czemu siedzimy teraz w moim małym ogródku na wodzie i muszę przyznać, że było warto. Nie musiałam płacić czynszu, żyłam na czymś, co było moje i był to cudowny czas.

A więc spałaś tutaj, gotowałaś i organizowałaś imprezy?

Tak, jest to jak mały dom, który może i z zewnątrz nie wygląda na duży, ale w środku masz wszystko to, czego ci potrzeba: kuchnię, przestrzeń mieszkalną, łazienkę i sypialnię, więc jest to jak małe studio.

Skąd pochodzą na ogół ludzie o podobnym stylu życia, mieszkający tu na barkach?

Z różnych krajów. Historycznie kanały służyły do handlu, z czasem ludzie zaczęli osiedlać się tu ze względu na swoją pracę. Moją barkę kupiłam od Czecha, który wcześniej żył w ten sposób przez długi czas wraz ze swoją żoną. Zdecydowali się na wyprowadzkę, kiedy okazało się, że spodziewają się dziecka. Dla dzieci życie na barce może nie być najbezpieczniejsze. Teraz obydwoje mają mały barkowy biznes. Kiedy zdecydowałam się na zakup, bardzo dokładnie wszystko mi wyjaśnili.

Dlaczego więc chcesz teraz sprzedać barkę?

Oczywiście były też ciemne strony całego przedsięwzięcia, jak np. mały dostęp do energii, światła, mój laptop głównie ładowałam w pracy. Musisz być dość zaradny i kreatywny. Uczysz się szacunku do wody. Masz zbiornik, ale jeśli wyczerpiesz zapasy, musisz udać się do źródła, jak w dawnych czasach. Nie miałam normalnego ogrzewania tylko mały piec na drewno, więc musiałam zdobywać opał. Czujesz się jakbyś mieszkał w starym domu na wsi. Bardzo mi się to podobało przez rok, ale teraz czuję, że chciałabym odkrywać Londyn z innej strony. Cieszyć się jego bogactwem kultury, teatrami, być w mieście, a nie martwić się, że muszę wrócić na barkę przed zmierzchem.

Czułaś się czasem niebezpiecznie?

Czasami, szczególnie w czasie zimy, kiedy dni są krótsze, a ty musisz iść sama ciemną ścieżką przy kanale. Wtedy starałam się wracać do domu od razu po pracy, czyli ok. 17:00, co uniemożliwia ci niestety eksplorowanie życia nocnego Londynu. Myślę, że byłoby inaczej, gdybym mieszkała tutaj z partnerem, w dwie osoby zawsze raźniej.

Podobno istnieją nawet grupy wsparcia na Facebooku dla osób, które mieszkają w kanałach?

Tak, głównie są one zamknięte, więc admin decyduje o dodaniu cię, wcześniej zapytawszy czy jesteś posiadaczem barki czy osobą zainteresowaną tematem. Można tam znaleźć wiele cennych wskazówek technicznych, dotyczących nawigacji czy aktualnej sytuacji w poszczególnych częściach kanałów. Ostatnio w niektórych miejscach znacząco spadł poziom wody i ludzie dyskutowali, jak zachować się w tej sytuacji. Są też grupy bardziej skonkretyzowane np. grupa tylko dla kobiet. Kobiety potrzebowały prywatnego kanału komunikacji, ponieważ nie chciały się dzielić swoją lokalizacją, zapewne ze względów bezpieczeństwa. Nie chcą też, aby ktoś z góry patrzył na nie, kiedy pytają o mechaniczne sprawy.

Kobiety wspierają się tutaj nawzajem?

Tak, bardzo. Chodziłam na zajęcia w temacie systemu elektryczności na barce, które były organizowane przez kobiety. Dodatkowo, jeśli któraś z nas czuje się niebezpiecznie, może to zakomunikować na grupie i wtedy inne przyjdą jej z pomocą.

Co najbardziej zapadnie ci w pamięć z czasu mieszkania na barce?

Myślę, że to uczucie dumy, kiedy udaje ci się podołać czemuś, co na pierwszy rzut oka było nie do przejścia. Nawet ruszenie tą wielką barką nie jest takie proste, więc jak coś ci się uda, rozpiera cię radość. Wczoraj musiałam pokonać szesnaście śluz, pomogło mi dwóch moich przyjaciół z Włoch. To było bardzo fizyczne wyzwanie. Poza tym to niesamowita przygoda, podczas, której poznajesz wielu ciekawych ludzi.

Wracając do tematu Londynu, co szczególnie tutaj lubisz?

Cała kultura miejska jest zachwycająca. Kiedy mieszkałam w Ekwadorze, było tam bardzo tradycyjnie, co również mi się podobało, ale czułam, że potrzebuję więcej wolności. W Londynie masz mury wymalowane graffiti, dużo muzyki na żywo. Uwielbiam tutaj po prostu spacerować, ponieważ w architekturze kryje się wiele historii, z drugiej strony jest dużo szokujących pomysłów, dziwnych trendów, modnych sklepów pop-up. Cały czas jestem zaskakiwana.

Czy widzisz dużą różnicę pomiędzy Anglią a Francją?

Musimy pamiętać, że cała Anglia nie jest taka sama jak Londyn, który jest bardzo multikulturowy. Właściwie to jest coś, co lubię najbardziej. Kiedy byłam małą dziewczynką moja najlepsza przyjaciółka była z Pakistanu, jej mama była z Armenii. Pamiętam, że przychodziłam do nich na obiady i jadłam ich tradycyjne potrawy, doświadczałam ich kultury. To jest ogromna różnica między Francją, gdzie nie masz aż tak dużego zróżnicowania populacji. Oczywiście w jakimś stopniu jest, ale nie zawsze jest to postrzegane jako coś pozytywnego. W Londynie jest większa otwartość. Ludzie mają pozytywniejsze nastawienie. Pytają z ciekawością skąd jesteś i chcą cię poznać. Myślę jednak, że w innych częściach Anglii, poza Londynem, ludzie nie są aż tak otwarci, tak samo jak we Francji. Zależy gdzie się udasz, na kogo trafisz oraz jakim jesteś człowiekiem. Możesz być tak samo ciepło przyjęty, jak i odrzucony.

Co myślisz o Brexicie?

Bardzo starałam się zdobyć mój brytyjski paszport na czas, aby zdążyć zagłosować przeciwko Brexitowi, ale dostałam go dwa tygodnie po czasie. Nie mogłam uwierzyć w to, co się stało. Byłam przekonana, że to się nie wydarzy. Możliwe, że niektórzy ludzie, którzy mogli głosować, nie zrobili tego, łudząc się, że do tego nie dojdzie. Uważam, że to straszne, co się wydarzyło. Mam nadzieję, że przynajmniej przygotowane zostaną jakieś dobre opcje dla ludzi, którzy chcą zostać w kraju oraz dla tych, którzy chcieliby przyjechać. Myślę, że to ogromna strata.

Jakie rozwiązanie byłoby dla ciebie najlepsze?

Pamiętam taką lekcję geografii w szkole, podczas której padło pojęcie „pangea”, czyli jeden, niepodzielny superkontynent. Wcześniej wszystkie kontynenty stanowiły jedną całość, aż z czasem zaczęły się rozpadać. To, co mnie uderzyło, to obraz tego, że wszystkie kontynenty były jednością, więc czemu teraz mamy przejścia graniczne, ktoś mówi ci, że nie możesz wejść na to terytorium… To jest bardzo bolesne dla wielu ludzi. Weźmy pod rozwagę sytuację uchodźców: to, co się dzieje, jest dla tych ludzi ogromną tragedią. Kraje nie powinny niszczyć twoich marzeń o lepszym życiu.

A co myślisz o ostatnich wydarzeniach w Syrii i bombardowaniach ze strony Stanów Zjednoczonych, Anglii i Francji? Czy widzisz różnicę w informacjach, jakie pokazywane są w mediach w Anglii a Francji na ten temat?

Francja i Anglia są sojusznikami, więc ich stanowisko w tej sprawie musi być podobne. Nie wiem, czy to rozwiąże sprawę. Myślę, że powinni poszukać innych rozwiązań, które nie uderzają bezpośrednio w cywili. Uważam, że Francja powinna zaprzestać sprzedawania tak dużej ilości broni, tak samo jak Anglia. Nie możesz najpierw sprzedawać broń, a później dziwić się, że jest jak jest. Dla mnie temat Syrii jest bardzo przykry, mam wielu przyjaciół z Libanu, który jest niedaleko granicy Syrii. Mój tata często podróżował do Damaszku i opowiadał, że jest tam bardzo pięknie, a teraz wszystko okazuje się tam zniszczone.

Chciałabym zapytać cię o stereotyp związany z tym, że francuzi nie mówią z założenia w innych językach, uważając, że ich jest najwspanialszy? Ile jest w tym prawdy?

Absolutnie nie jest to stereotyp. W szkole niewystarczająco przykłada się do tego wagę. Osoby, które nie widzą podróżowania, jako istotnej części swojego życia, nie poświęcają wystarczająco dużo czasu na naukę, nie widzą, że może im to bardzo pomóc w życiu. Powinniśmy brać przykład z innych krajów, takich jak np. Skandynawia, gdzie w ogólnodostępnej telewizji mają programy i filmy z tłumaczeniami w innych językach.

Czy chciałabyś zostać już w Anglii, czy planujesz więcej podróży?

Podróżowałam już wystarczająco długo, myślę, że Anglia jest krajem, który najbardziej do mnie pasuje. Jest to też poniekąd powrót do moich korzeni. Nie postanowiłam jeszcze ostatecznie, gdyż mam chłopaka w Francji. Kto wie, co się wydarzy. Czuję jednak, że chciałabym zostać tutaj.


Rozmawiała Marietta Przybytek


 

 

 


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz
Komentarze
Reklama