Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama

UK: Rząd sprzeczności narodowej

Theresa May próbowała za wszelką cenę utrzymać jedność Partii Konserwatywnej, mimo że od początku była skazana na porażkę.

Przez dwa lata w postreferendalnym chaosie Theresa May robiła wszystko co w jej mocy, żeby uniknąć rozpadu swojej partii i politycznego chaosu w państwie. Koszty były wysokie, a gra niewarta świeczki. Szefowa rządu zmarnowała negocjacyjny czas próbując połączyć rzeczywistość z fantazjami swoich eurosceptycznych posłów i ministrów. Ilość sprzeczności, niespójności i absurdów prezentowana partnerom z Unii Europejskiej była zatrważająca.

Z perspektywy Europy Zjednoczone Królestwo stało się krajem niepoważnym. May stąpała na cienkiej linii między eurosceptykami a realistami każdej z grup, obiecując rzeczy niemożliwe do spełnienia. Trzymało to w kupie szeregi partyjne, ale powodowało negocjacyjny impas, polityczny bezruch i dezinformację opinii publicznej. Dopiero po dymisjach Davida Davisa – ministra ds. brexitu i Borisa Johnsona – ministra spraw zagranicznych 10 Downing Street przygotowało plan na brexit. Dwa lata za późno. I w zasadzie na marne.

Mapa drogowa z The Chequers w teorii powinna być brexitową Magna Carta – określać miejsce Królestwa na arenie międzynarodowej i wytyczać kierunek gospodarczego rozwoju. Ale May, ten z mozołem wypracowany kompromis, który spowodował turbulencje w rządzie i doprowadził do dymisji twardych brexitersów, może wyrzucić do kosza. Chyba nigdy w historii Wielkiej Brytanii nie było dokumentu o tak wielkim znaczeniu, a jednocześnie tak absolutnie nieistotnego.

Unia na plan 10 Downing Street zareagowała dyplomatycznie, ale negatywnie. O ile dla Brukseli dymisje Davisa, który w ostatnich miesiącach i tak był marginalizowany (w rzeczywistości rozmowy z UE prowadził Olly Robbins), a zwłaszcza Borisa Johnsona na kontynencie uważanego za bufona, niepoważnego polityka i architekta Brexitu, są dobrą, długo oczekiwaną wiadomością, o tyle sam plan jest nie do przyjęcia. Proponowane przez Londyn FCA (facilitate customs arrangement) pokazuje, że brytyjski rząd wciąż funkcjonuje w rzeczywistości równoległej.

Brak unii celnej, ale szybkie sprawdzanie dóbr na granicach dzięki specjalnej technologii? Science Fiction. Pozostanie Królestwa we wspólnym rynku, ale bez wolnego przepływu ludzi? Political Fiction. Komisja Europejska jest nieugięta, a oficjele z Unii za kulisami coraz częściej mówią, że brak umowy z Londynem czyli twardy brexit to możliwy scenariusz, z którym Europa sobie poradzi. Gorzej z Wielką Brytanią.

Co oznacza, że Theresa May w kolejnych miesiącach będzie zmuszona jeszcze bardziej uginać się w rozmowach z Brukselą. W teorii, dzięki roszadom w rządzie i pozbyciu się hamulcowych powinno być łatwiej, w praktyce jednak szefową brytyjskiego rządu czeka krwawy polityczny bój. Być może dlatego tak długo zwlekała z dymisją Johnsona, który od momentu powołania na urząd ministra spraw zagranicznych był epicentrum kłopotów i kompromitacji. Ale trzymając go w gabinecie May unikała wojny domowej w Partii Konserwatywnej, która zawsze w kontekście Europy wybucha.

Bitwa między torysowymi eurosceptykami, a eurorealistami jest i zawsze była nieunikniona. Ale to nie koniec kłopotów 10 Downing Street. Bo gdy brytyjski rząd przedstawi w końcu parlamentowi ostateczną umowę z Unią – czyli najprawdopodobniej coś na kształt relacji Brukseli z Norwegią, nikt nie będzie zadowolony. Te same obowiązki, płatności, brak kontroli emigracji i jednocześnie brak jakiegokolwiek wpływu na decyzje Unii? Taką wersję Brexitu odrzucą zarówno eurosceptycy jak i opozycja. Nikt w Izbie Gmin nie zgodzi się też na twardy brexit czyli gospodarczy armagedon.

Parlament zagłosuje przeciwko obu opcjom, co będzie skutkowało impasem i kryzysem konstytucyjnym. Z odliczaniem zegara do brexitowej bomby atomowej w tle.  Labour będzie chciała nowych wyborów, na które nie zgodzą się torysi. Torysi będą chcieli zastąpić May, ale roszady w rządzie niczego nie rozwiążą. Te decyzje trzeba było podjąć wcześniej. Byłby chaos, Królestwo przeżywałoby polityczne turbulencje, ale dziś byłoby w zupełnie innym miejscu.

Utworzenie rządu sprzeczności narodowej miało utrzymać jedność Partii Konserwatywnej, ale to nie mogło się udać. Dwa lata zostały zmarnowane.  Teraz nikt nie wie, co się wydarzy, a czasu już nie ma.


Radosław Zapałowski 



 


 

 


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz
Komentarze
Reklama