Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama

OPINIE: Brytania pracująca

Zjednoczone Królestwo notuje rekordowe wskaźniki zatrudnienia. Problemem jest jednak jakość i pewność pracy.

Praca stała się dziś najwyższą wartością, luksusowym dobrem, moralnym i społecznym obowiązkiem. Lewica skupia się na „katastrofalnych, społecznych skutkach bezrobocia”, zaś konserwatyści widzą ciężką pracę jako moralny imperatyw, gdyż zgodnie z protestancką doktryną „ciężka praca jest czynnością na chwałę Boga”. Wszyscy zaś razem powtarzają, że najważniejszym zadaniem rządu jest walka z bezrobociem.

Gabinetowi Theresy May to się udało. Przynajmniej częściowo i pozornie. Oficjalnie w Wielkiej Brytanii tylko jedna na 25 osób nie ma pracy. To najlepszy wynik od roku 1974. Młodsi łatwiej i szybciej znajdują zatrudnienie. Starsi zachowują swoje posady. Od 2010 roku brytyjska gospodarka wytworzyła milion nowych miejsc pracy. Sukces? Niekoniecznie.

Zdecydowana większość nowo zatrudnionych ma śmieciową pracę za śmieciową płacę. Wielka Brytania stała się fabryką niepewnych i nisko płatnych posad. Realny wzrost płac – prawdziwy wyznacznik stanu gospodarki - wynosi zero. Płacowa stagnacja to na Wyspach nowość. W latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych płace rosły średnio o 2.9 proc. rocznie, w latach 90 o 1.5 proc., a w 2000 o 1.2 proc.

Teraz obserwujemy efekty polityki rządów najpierw Davida Camerona, a później Theresy May, która w tej materii zachowała linię poprzednika. Partia Konserwatywna pozbawiła pracowników siły przetargowej i zmusiła ich do pracy na warunkach oferowanych przez pracodawców. Rezultat? Powszechne stosowanie umów zerogodzinowych, samozatrudnienia i innych form niepełnego zatrudnienia.

Konsekwencją jest powszechny brak ekonomicznej stabilizacji. Badanie przeprowadzone przez think tank RSA pokazało, że 40 proc. zatrudnionych na Wyspach nie jest w stanie „utrzymać przyzwoitej jakości życia”. Ani teraz ani w przyszłości. Elastyczność rynku pracy trzyma wskaźniki bezrobocia na niskim poziomie, ale ekonomiści twierdzą, że to fałszywy obraz.

Bo wiele osób pracuje w niepełnym wymiarze godzin i desperacko szuka kolejnych możliwości zarobkowych. Wykorzystują to pracodawcy, którzy oferują większą liczbę godzin bez podnoszenia stawek. Śmieciowe warunki zatrudnienia pozwalają biznesowi trzymać pensje na niskim poziomie, a mitologizacja i fetyszyzacja pracy samej w sobie amortyzują społeczne niezadowolenie.

Etyka pracy jest fundamentalnym elementem nowoczesnego kapitalizmu: zapewnia ogólną legitymację systemu, a w ramach jednego miejsca pracy motywuje pracowników do ekonomicznej produktywności i politycznego spokoju. Pacyfikacja przez pensję minimalną. Etyka pracy nadal służy jako wartość przewodnia zarówno dla prawicy jak i dla lewicy.

Obie strony politycznego sporu choć tego nie wiedzą wyznają „producerism”, ideologię produktywności wrogą zarówno wobec tych, którzy znajdują się na samym szczycie drabiny zarobkowej jak i tych na dole. Bo niczego nie produkują ani nie dają społeczeństwu. Ta postawa uniemożliwia realne rozwiązanie problemu bezrobocia, a zwłaszcza jakości pracy.  

Bo skoro „ciężka praca” jest najważniejsza, to pytania o jej sens, jakość i efekty schodzą na dalszy plan. Tymczasem wysoka stopa śmieciowego zatrudnienia kreuje te same społeczne kłopoty co wysokie bezrobocie - depresje, apatię, niepokój i równie niekorzystnie wpływa na stan finansów publicznych. Niszczy zdrowie jednostek i zdrowie fiskalne kraju. Rząd musi w końcu zainterweniować.

Zjednoczone Królestwo potrzebuje nowych pomysłów na walkę z bezrobociem, bo uelastycznienie rynku pracy bardziej szkodzi niż pomaga. Konieczne są nowe ramy instytucjonalne zapewniające i utrzymujące pełne zatrudnienie na dobrych i dobrze płatnych posadach.  


Radosław Zapałowski 



 

 

 


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz
Komentarze
Reklama