Nowy format Tesco – sieć dyskontowa pod szyldem Jack's – rozpędza się. Dyskonty Jack's starają się stworzyć nowe, patriotyczne doświadczenie zakupowe, wychodząc naprzeciw nastawieniu narodu, który próbuje pójść własną drogą. Co prawda szefowie Tesco zarzekają się, że sieć Jack's „nie ma nic wspólnego z Brexitem”, wiele wskazuje na to, że jednak ma.
Po pierwsze, wskazuje na to szyld sieci. Ma to być hołd dla założyciela Tesco, ale nie jest chyba przypadkiem, że w pierwszych dwóch dyskontach niemal wszędzie można dostrzec brytyjską flagę, którą na wyspach nazywa się… Union Jack. Równie wszechobecne są zapewnienia, że „każda kropla świeżego mleka jest brytyjska” oraz deklaracje, że osiem na dziesięć artykułów spożywczych z oferty sieci to produkty brytyjskie.
Obecnie tylko nieco ponad 60 proc. żywności sprzedawanej na Wyspach pochodzi z miejscowej produkcji, a po Brexicie może to być jeszcze mniej. Zatem tylko tyle produktów spożywczych na półkach sklepowych może pochodzić od brytyjskich farmerów.
Sieć Jack's, z ofertą okrojoną do 2,6 tys. produktów, z czego 70 proc. to marka własna, sprawia wrażenie, jakby przygotowywała się na apokalipsę, jaka czeka brytyjski detal po Brexicie. Zarówno wystrój sklepów, jak i opakowania produktów jakby celowo wywołują nostalgię – jak gdyby Tesco chciało nawiązać do czasów sprzed Unii, gdy Brytyjczycy jedli więcej peklowanej wołowiny, a mniej awokado.
kacz
Napisz komentarz
Komentarze