Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama

TYGODNIK COOLTURA: Łowca Spidermana, raper, legenda

Bohater tej rozmowy jest człowiekiem wyjątkowym – pierwszą osobą, która przyłapała „na gorącym uczynku” brytyjskiego Spidermana, Jamesa Kingstona, stając się dla jego fanów na całym świecie „The Legend”. Przede wszystkim jednak Sławomir Staśkiewicz jest „emigracyjnym raperem”, koncertującym zarówno w Wielkiej Brytanii, jak i w Polsce, znanym powszechnie pod pseudonimem Stahoo.

 

Jak zostałeś łowcą Spidermana?

(śmiech) Pytanie brzmi jak z komiksu. Wiesz, całkiem normalnie. Pracując w ochronie czy jako „dog handler” zdarzają ci się takie sytuacje co jakiś czas, że wkrada się ktoś na obiekt, na którym pracujesz. W tym przypadku było to około 6 rano. Jeden z pracowników, wchodząc na wysoką konstrukcję, zauważył coś niepokojącego na dźwigu, który stał obok. Kiedy wokół ciemno, nie jest się pewnym, co lub kto tam może być. Dał mi znać i zaczęła się gra.

 

Jesteś pierwszy, który go zatrzymał. Jak wyglądał ten moment?

Lecimy z nim... Schowałem psa do klatki. Teren naokoło dźwigu jest za bardzo ryzykowny dla psa, a jego bezpieczeństwo jest najważniejsze :) Poza tym osoba, która wspięła się na dźwig, w życiu by nie zeszła na dół, gdyby zobaczyła Drago w akcji. Sam James później to potwierdził.   

Dotarłem na miejsce. Typ wspiął się wysoko, widziałem postać, lecz nie widziałem twarzy.

Mówię, że ma zejść na dół  i że nie będzie miał żadnych  kłopotów. Chciałem go złapać na stary, polski numer – wzbudzić zaufanie, a potem ciach. Więc gdy powoli schodził na dół – rozmawialiśmy. Widziałem daszek z drugiej strony. Był nisko nad ziemią, przeczuwałem, że kiedy schodzący będzie na jego wysokości, ucieknie tą drogą.

Żeby się do niego dostać muszę obiec drewniany, wysoki płot, który ochrania dźwig albo  – druga opcja – wspiąć się na 5 metrów i skoczyć z drugiej strony dźwigu. Gość postąpił jak przeczuwałem. Przeskoczył na daszek i zaczął uciekać. Wystartowałem w jego stronę, było ciemno, brak światła. Przecinając mu drogę wybiegam za róg i widzę jak zmierza w moją stronę. Miałem chwilę na reakcję, więc centralnie wjechałem w niego. Trochę wrestlingu na ziemi, przekleństw, krzyków, duszenia i już go miałem. Silny typ, miałem z nim chwilę problemów. No i tyle.

Gość okazał się spoko. Nie musiałem go transportować do biura za rękę, nie gadał żadnych śmieci itd. Wszystko można zobaczyć na filmie, który wrzucił na swój kanał Youtube James Kingston. Jak szliśmy to łapał się za głowę, przeklinał do siebie pod nosem i nie mógł uwierzyć, że dał się złapać. Okazało się, że byłem pierwszą osobą, która go złapała.

W biurze rozmawialiśmy o wszystkim: pytałem, czy jest mega pie…nięty, że wspina się na tak wysokie konstrukcje. Jak działa jego głowa i psychika to dla mnie Matrix. „Prze...kot”. A on pytał, czym ja się zajmuję poza pracą, skąd pochodzę i tak dalej. Był w mega szoku, że nie zadzwoniłem na policję. Że nie dostał po pysku. (śmiech) Że dałem mu wodę do picia i do tego wysłałem kolegę, żeby mu znalazł jego plecak, który schował pod płotem. Były w nim dron i droga kamera, więc nie mógł wyjść z podziwu.

 

Jakim człowiekiem jest Spiderman James Kingston?

Wiesz, byłem w szoku, kiedy mi pokazał, czym się zajmuje. Lata po całym świecie i wspina się na wszystko co wysokie. Totalny wariat. Po obejrzeniu kilku filmów stałem się jego fanem ha ha ha. Poważnie. Trzeba mieć mega silną psychę, wierzyć w siebie i mieć sporego świra, żeby robić coś takiego. Do tego zarabia na tym. Czasem ma sponsorów. Napisał i wydał książkę pt. „Never look down”. Poza tym, to bardzo pozytywny gość, z poczuciem humoru. Widać od razu, że bawi się życiem w każdym jego wymiarze. Wyciska z niego full na maxa, albo i jeszcze więcej. (śmiech)

 

Utrzymujecie teraz kontakt z sobą?

Tak. Śledzimy się teraz na YouTubie i Instagramie. Czasem żartujemy sobie z całej tej sytuacji. Mamy dill. Mam płytę dla niego, a on książkę dla mnie. Oczywiście z dedykacją, tak się zgadaliśmy.

Może wezmę go do Polski, żeby się tam powspinał. (śmiech) Mówił mi, że  jeszcze tego w naszym kraju nie robił.

 

Jak już mimowolnie wspomniałeś, jesteś także raperem. James wrzucił do filmu z tamtego wydarzenia jeden z twoich utworów. Jaki jest oddźwięk?

To prawda, bawię się muzyką. I fakt: to, co ten gość zrobił, rozwaliło mi głowę. Zmontował filmik z całej tej akcji i na koniec wrzucił kawałek mojego klipu. Dał znać swoim fanom, że mają sprawdzić moją muzę i daje mi mega propsy, nie kumając wcale polskiego języka ha ha.

Chwilę potem się zaczęło… Dostaję teraz dużo wiadomości z całego świata i wiele komentarzy pod klipami, od fanów Spidermana i nie tylko. Wszyscy piszą, że jestem „Legenda” ha ha ha. „You are fucking Legend”!  Nie wiedziałem, o co kaman –

„The Legend”??? Nie czuję tego, wiesz o co chodzi. Nawet próbowałem odpisywać, że nie jestem żadną Legendą, ale to nic nie dało. (śmiech) Nadal to piszą. Dla nich jestem „Żywą legendą” i tyle.  

Wiesz, teraz na spokojnie sobie myślę, że ludzie, którzy to oglądają, są w pozytywnym szoku – primo, że Spiderman został w końcu złapany. Dwa – wiesz, Polak w UK. Typ, który pracuje w ochronie tak się zachował wobec gościa, który centralnie wkradł się na teren budowy

i wspiął się na wysoki dźwig. Nie zadzwoniłem na policję, a powinienem. To ludziom się podobało chyba. Poszarpaliśmy się trochę, fakt, ale po chwili dałem mu wody do picia, znalazłem plecak z drogim sprzętem i rozmawiałem z nim jak z człowiekiem, a nie napinka max. Taka naturalność bije z tego filmiku. (śmiech) Nie wiedziałem, że nagrywa. Może to i lepiej ha ha ha. Żart.

Na koniec okazało się, że reprezentuję polski rap w UK i choć nie znają polskiego, to słuchają tego i piszą, że im się podoba. Pewien Polak napisał, że żyje w Anglii 12 lat i nigdy nie słyszał, żeby Anglik nazwał Polaka „Legendą”. Ludzie różnie odbierają takie akcje. (śmiech) Dla mnie to nic wielkiego. Zrobiłem robotę i tyle. Dobrze, że nie spadł z tego dźwigu na ziemię i się nie zabił.

 

Skąd u ciebie zainteresowanie muzyką i rapem w szczególności?

Muzyka jest przy mnie od zawsze, od kiedy pamiętam. Mam farta, wychowałem się w Jarocinie Rytmy. Moim zdaniem stare festiwale były najlepszymi koncertami, esencją wolnej muzyki na świecie. Rapem i hip-hopem zaraziłem się dawno temu, w latach 90., wiesz: MTV Raps, kasety kupowane na targu, walkmany i mikrofony w szafie. Nagrałem w studio osiedla demo i latała kaseta po mieście. Tak się zaczęło. Potem nagrywam nielegale z  osiedlową ekipą Anonim Squad. Później emigruję do UK. Wypuszczam mixtape’a „Teatr życie”, z kolegami płytę „Emigrande family”. No a teraz „Solo S1”. Do tego różne kooperacje z innymi artystami, również międzynarodowe.

Jak wygląda twoja kariera muzyczna?

Kariera… Nie nazwałbym tego karierą, nie nie. To bardziej pasja. Swój świat. Nie mam kontraktu  z żadną wytwórnią. Wszystko ogarniam sam. Pracuję normalnie, jak większość i jak coś zaoszczędzę, to inwestuję w muzykę. Płacę za studio. Za wydanie płyty, za klipy czy produkcję koszulek. Nie zarabiam na muzyce, raczej dokładam. Ciężkie podziemie. Nie jest tak kolorowo, może się wydawać, ale...  ja wolę skupić się na pozytywach, jakie niesie muzyka, a jest ich wiele. Dużo charytatywnych akcji, poznawanie ludzi itd itp.

  

Skąd czerpiesz motywy i jak wygląda doskonalenie się muzyczne?

Szlifuję warsztat przez słuchanie różnych stylów muzyki, czytanie materiałów na ten temat i oczywiście książek. Nie jestem wbity w jedną ramę muzyczną. Głowa jest otwarta na samo dobro, jak to mówią. Motywy czerpię z codzienności i z mojego życia, co widziałem, co przeżyłem. Czasem mieszam to wszystko i dodaję jeszcze coś ekstra. Poza tym pomysłów mam za dużo (śmiech), gorzej z realizacją. Mam wiele projektów w głowie, kilka już rozpisanych, ale nadal brak kasy, ludzi i czasu, żeby je realizować na takim poziomie, jakim bym chciał.

 

Gdzie i jak często koncertujesz?

Co do koncertów w UK i Polsce to gram ich zdecydowanie za mało. Teraz po wydaniu „Solo S1” jest tego więcej, ale nadal bardzo bez szału. Mam nadzieję, że będzie tego więcej, bo  uwielbiam grać koncerty.

 

Czym jest dla ciebie muzyka i konkretnie rap?

Muzyka i rap są mega ważne w moim życiu. Nawet sobie nie wyobrażałem jak bardzo. Wyszło po czasie. Wiesz, ja się tym bawię, poważnie, bawię się tym wszystkim. Nie mam wkrętki na artystę czy mega rapera. Muzyka pozwala mi na cały wachlarz emocji. Pomaga odciąć się od monotonii i życiowych problemów, z którymi człowiek zderza się na co dzień, będąc na emigracji. Pozwala uciec od systemu i przenieść się na swoją planetę. Tak bym to nazwał. I jeszcze bardzo ważny aspekt: pomaga innym – bo znam wiele takich historii, które to potwierdzają, co bardzo cieszy. Wspierajcie rap w UK i kupujcie płyty ekip z emigracji.

 

A czym zajmujesz się na co dzień?

Na co dzień pracuję jako „dog handler” (przewodnik psa - przyp. red.)

 

Gdzie można śledzić twoje poczynania?

Instagram Dragoo i Stahoo, Fb fun page: Stahoo, youtube: Stahoo, ponadto Deezer, Spotify, iTunes, Tidal, Google play oraz strona do zakupu płyty "S1" - www.stahoo,pl.

 

Rozmawiał Dariusz A. Zeller

 

 


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz
Komentarze
Reklama