Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama

Poczułam jakbym się przeniosła w czasie…

– Każde z nas miało się nauczyć swojej nowej tożsamości, którą otrzymaliśmy razem z fałszywymi dokumentami. Staraliśmy się dobrze przyswoić sobie nową tożsamość i przygotować się na pytania, które mogły padać w czasie legitymowania czy przesłuchania. Jednak rzeczywistość przerosła moje wyobrażenia. Przesłuchanie przez Gestapo, na które byliśmy zabierani z zaskoczenia, było tak realistyczne, że niektóre wcześniej dobrze wyuczone informacje w jednej chwili umknęły – mówi Magdalena Thomas, uczestniczka programu BBC „Secret Agents”.
Poczułam jakbym się przeniosła w czasie…

Autor: Copyright Wall to Wall Media Ltd & Brian Sweeny

 

Brałaś udział w programie BBC pt. „Secret Agent Selection”, w Polsce znanym jako „Tajni Agenci Churchilla”. Jak do tego doszło?

Do programu trafiłam trochę przez przypadek – zadzwonił do mnie ktoś z firmy, która prowadziła casting. Kontakt do mnie znaleźli poprzez moją pracę w Polskiej Szkole Sobotniej w Cardiff myślę, że producenci szukali kogoś z Polski. Potem była rozmowa przez Skype’a, zaproszenie do Londynu na testy i kolejną rozmowę. Wszystko było bardzo tajemnicze. Potem dowiedziałam się, że zostałam zakwalifikowana, ale nie chciano mi powiedzieć, gdzie będzie szkolenie ani ilu będzie uczestników. Wiedziałam tylko, że będziemy przechodzić szkolenie wzorowane na szkoleniu SOE Special Operations Executive, czyli również Cichociemnych i w czasie programu będzie przeprowadzana selekcja. Przed rozpoczęciem zdjęć nie spotkałam nikogo z osób biorących udział w programie. Wszystkich uczestników zobaczyłam dopiero na dworcu kolejki parowej w Aviemore, w północnej Szkocji. Poczułam jakbym się przeniosła w czasie, bo wszyscy już mieli na sobie ubrania z lat 40., a dworzec wyglądał jak z początku ubiegłego stulecia. Wszystkie rzeczy osobiste poza bielizną musieliśmy zostawić w hotelu, dostaliśmy przydział kosmetyków, na który składało się mydło w kostce, krem w metalowym pudełku, proszek do mycia zębów i drewniana szczoteczka do zębów i tak wyposażeni ruszyliśmy w nieznane.

Na czym polegał udział w tym programie?

Ze wszystkimi uczestnikami poznaliśmy się podczas podróży do naszej bazy. Wśród 14 uczestników byli prawie wyłącznie Brytyjczycy, jeden Amerykanin, jeden pół Francuz, dziewczyna, która wychowała się we Francji oraz ja z Polski. Ostatnie kilometry do naszej bazy, która mieściła się jak się okazało w rezydencji Alvie House w Parku Narodowym Cairngorms, odbyliśmy w ciężarówce pokrytej plandeką, podskakującej niemiłosiernie na wyboistej drodze. Wybór takiego budynku na naszą bazę nie był przypadkowy, bo podczas wojny szkolenia odbywały się w podobnych rezydencjach, zarekwirowanych na potrzeby SOE.  Już po pierwszych dniach bardzo się zżyliśmy, podczas wspólnie wykonywanych zadań. Niestety wkrótce okazało się, że cztery osoby odpadły z programu. Odbyło się to w taki sposób, że zostaliśmy wyczytani po nazwisku i poproszeni o przejście do innego pomieszczenia - pozostałych czterech osób już nie zobaczyliśmy, a ich rzeczy zostały zabrane. Sama w pewnym momencie myślałam, że mój udział w programie się skończy, gdy podczas akcji w lesie skręciłam nogę w kolanie – bardzo spuchła i nie mogłam chodzić, ale powiedziano mi, że SOE również mieli wypadki w czasie treningu i nie powodowało to ich usunięcia ze szkolenia. Na szczęście po dwóch dniach pozwolono mi dołączyć do reszty.

Osoby, które podejmowały decyzję o selekcji były specjalistami w swoim zakresie. Nicky Moffat otrzymała najwyższy stopień wojskowy wśród kobiet w armii brytyjskiej – brygadiera, obecnie zajmuje się szkoleniem w zakresie rozwoju talentów i zdolności przywódczych. Adrian Weale przez wiele lat pracował w wywiadzie wojskowym, teraz zasiada w komisji selekcyjnej oficerów armii brytyjskiej. Mike Rennie jest wykładowcą na Royal Military Academy Sandhurst, specjalizującym się w naukach behawioralnych. Wszyscy budzili w nas respekt, czasem podszyty strachem. Szczególnie groźna wydawała nam się na początku Nicky Moffat, do której byliśmy poinstruowani, żeby zwracać się Captain Moffat lub Ma’am. Jednak po paru dniach, gdy skończyła się wstępna selekcja, okazała się osobą bardzo wspierającą i kibicującą nam, zwłaszcza dziewczynom.

Trening, który musiałaś przejść wraz z 13 innymi osobami był oparty na szkoleniu SOE, więc też – jak wspomniałaś - osławionych Cichociemnych. Zdradź jego szczegóły…

Szkolenie było oparte na materiałach SOE, które zostały odtajnione zaledwie parę lat temu. Było oczywiście znacznie okrojone, bo trwało tylko trzy tygodnie, a Cichociemni byli szkoleni miesiącami. Pierwszym etapem było sprawdzenie naszych predyspozycji, umiejętności logicznego myślenia, wyobraźni, pamięci, umiejętności pracy w zespole.  Po tym pierwszym etapie zostało nas 10 osób i zaczęło się szkolenie zwane „paramilitary training” – strzelanie, walka wręcz, przygotowanie i podkładanie ładunków wybuchowych, przetrwanie w lesie, w wodzie, korzystanie z map, trudno wyliczyć wszystko i nie wszystko zostało pokazane w programie. Pewną wskazówką, co do zajęć danego dnia, mogło być to, jakiego rodzaju mundur mieliśmy włożyć. Jeżeli był to cienki battle dress i jeszcze nasze mikrofony były zawinięte w folie, mogliśmy się domyślić, że możemy mieć tego dnia do czynienia z wodą.

Na drugi etap szkolenia zostaliśmy przewiezieni do wspaniałej rezydencji Forglen House w okolicy Aberdeen. Miejsce to przypominało mi Audley End, gdzie szkoleni byli Polacy z Polskiej Sekcji SOE. Tam zostaliśmy podzieleni na dwie grupy, moja grupa uczyła się m.in. nadawania i odbierania kodem Morse’a oraz metod kodowania wiadomości. Druga grupa poznawała metody otwierania zamków i uczyła się posługiwania aparatami do tajnej fotografii.

Każde z nas miało się nauczyć swojej nowej tożsamości, którą otrzymaliśmy razem z fałszywymi dokumentami. Staraliśmy się dobrze przyswoić sobie nową tożsamość i przygotować się na pytania, które mogły padać w czasie legitymowania czy przesłuchania. Jednak rzeczywistość przerosła moje wyobrażenia. Przesłuchanie przez Gestapo, na które byliśmy zabierani z zaskoczenia, było tak realistyczne, że niektóre wcześniej dobrze wyuczone informacje w jednej chwili umknęły.

Po programie zdałam sobie sprawę, że nadana mi data urodzenia i nazwisko matki były takie same jak Krystyny Skarbek. W czasie nagrań rozmawiałam o Krystynie Skarbek z historykiem Roderickiem Bailey – wykładowcą z Oxfordu, specjalizującym się w SOE, który był obecny z nami podczas całego szkolenia. Niestety, nie zostało to zamieszczone w programie.

Ostatnim etapem szkolenia było dwudniowe zadanie, w którym mieliśmy okazję użycia naszych umiejętności na terenie otaczającym rezydencję, który na ten czas miał być Francją pod okupacją niemiecką.

No właśnie wspominałaś, iż twoje fałszywe dane, których musiałaś nauczyć się pod koniec szkolenia były częściowo wzięte od Krystyny Skarbek. Myślisz, że to przypadek, czy dlatego, iż byłaś tam jedyną Polką?

Krystyna Skarbek była niewątpliwie najbardziej znaną polską agentką na Wyspach Brytyjskich i była niesamowitą osobą, o czym można się przekonać czytając jej biografię napisaną przez Clare Mulley, którą miałam przyjemność poznać. Krystyna Skarbek pracowała bezpośrednio dla służb brytyjskich, więc w tym rozumieniu nie była Cichociemną. Jedyną Cichociemną, która była zrzucona do Polski była Elżbieta Zawacka „Zo” również wyjątkowa osobowość. Było to dla mnie wielkie wyróżnienie, że mogłam wziąć udział w tym szkoleniu i poczuć namiastkę tego, co przechodzili Cichociemni w czasie szkoleń. Kobiety musiały wykonywać te same zadania co mężczyźni, co w tamtych czasach było czymś bardzo nietypowym.

Czy teraz zamierzasz brać udział w innych tego typu programach?

Myślę, że ten program był jedyny w swoim rodzaju, jestem w kontakcie z większością osób, które brały udział w programie, spotykamy się i mamy plany związane z upamiętnianiem SOE. Na początku maja wraz z dwiema uczestniczkami programu: Debbey i Rohini byłyśmy we Francji w Valençay na uroczystościach upamiętniających SOE zrzuconych do Francji z Sekcji F, czyli francuskiej, które są organizowane co roku przez organizację Libre Résistance. Jedynym Polakiem w tej sekcji SOE był Stanisław Makowski, który jest upamiętniony na pomniku w Romorantin-Lanthenay, gdzie został zamordowany. Jest nam również ulica nazwana jego imieniem. W tegorocznych obchodach w Valençay wzięło udział kilkaset osób, stronę brytyjską oprócz ambasadora reprezentowała też księżniczka Anna. Ja byłam jedyną osobą z Polski, więc starałam się jak najwięcej mówić o Polakach, którzy walczyli w czasie wojny, w tym o polskich SOE z sekcji EU/P, którzy byli szkoleni w celu zrzucenia do Francji i nawiązania kontaktów z Polonią tu mieszkającą, zwłaszcza w północnej Francji. Szczególnie zasłużył się tu kapitan Władysław Ważny, którego siatka odkryła ponad sto lokalizacji wyrzutni V1. Dzięki jego działalności większość z nich została zbombardowana, więc ocalił on wielu mieszkańców Wielkiej Brytanii, niestety sam zginął w sierpniu 1944 r. SOE z sekcji EU/P są często pomijani, bo w Polsce upamiętnia się głównie Cichociemnych, a we Francji SOE z Sekcji Francuskiej, jednak powoli to się zmienia. Ja dowiedziałam się o kapitanie Ważnym od pana Bogdana Rowińskiego z Fundacji im. Cichociemnych Spadochroniarzy Armii Krajowej.

Skąd twoje zainteresowania historią? 

Zawsze interesowała mnie historia mojej rodziny, tworzyłam drzewa genealogiczne i szukałam informacji w bibliotekach. Po udziale w programie szczególnie skupiłam się na historii wojennej mojej rodziny – mój dziadek ze strony taty kapitan Wiktor Gilewicz był szefem łączności obwodu siedleckiego Armii Krajowej, został zaaresztowany przez Sowietów w 1944 i zmarł w łagrze na Syberii w 1948 r. Siostra mojej babci ze strony mamy Irena Piwarska walczyła w suwalskim ruchu oporu, straciła życie pod gilotyną w Królewcu w 1943 r. Pamięć o dziadku Wiktorze i cioci Irenie była zawsze żywa w mojej rodzinie.

Czym zajmujesz się na co dzień?

Na co dzień pracuję jako public service interpreter, tłumaczę głównie w sądach, na policji i w szpitalach, uczę też w Polskiej Szkole Sobotniej im. Janusza Korczaka w Cardiff. Prywatnie mam męża Walijczyka i dwie córeczki.

Kiedy przyjechałaś do UK?

Do UK przyjechałam w 2005 na roczne studia MA – International Public Relations na Cardiff University, poznałam mojego męża, nauczyłam się języka walijskiego i mieszkam tu już od 14 lat.

Jakie zatem są twoje plany na przyszłość?

Chciałabym wykorzystać swoje doświadczenia i kontakty, które nawiązałam poprzez mój udział w programie, w upamiętnieniu Polaków, którzy walczyli w czasie wojny. Mamy parę planów wspólnie z innymi uczestnikami programu np. przejście przez Pireneje drogą, którą przechodzili Cichociemni. W przyszłym roku planuję wspólnie z Fundacją im. Cichociemnych Spadochroniarzy Armii Krajowej z Warszawy i The Secret WW2 Learning Network zorganizować prelekcję, a może też wystawę o udziale Polaków w zwalczaniu rakiet V1 i V2. Niestety jest mała świadomość polskiego zaangażowania w tym zakresie. Jest mi to szczególnie bliskie, bo mój dziadek odpowiadał za łączność na terenie, na który były zrzucane testowe rakiety V2 na Podlasiu i znam te tereny od dziecka. Cieszy mnie, że jest wiele osób wśród Polonii na wyspach, którym zależy na upamiętnieniu Polaków, o większości inicjatyw dowiaduję się z twittera no i też z tygodnika Cooltura”. Z najbliższych wydarzeń, zachęcam do udziału w prelekcji Paula McCue z The Secret WW2 Learning Network o kapitanie Stanisławie Makowskim i Clare Mulley o Krystynie Skarbek 12 września w Ognisku Polskim.

Gdzie można obejrzeć program z tobą i ew. gdzie śledzić twoje dalsze poczynania?

Program był pokazywany w ubiegłym roku na BBC Two, a w tym roku powtarzany na BBC Four, można go zobaczyć na YouTube i również na Netflix jako Churchill’s Secret Agents lub w Polsce jako Tajni Agenci Churchilla. Informacje o wydarzeniach związanych z SOE staram się umieszczać na twitterze @MagdaHT.

 

Rozmawiał: DARIUSZ A. ZELLER

 


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz
Komentarze
Reklama