Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama

Z wędką dookoła świata

Wywiad z Marcinem Janaszkiewiczem, wędkarzem i fotografem, który w poszukiwaniu rzadkich ryb podróżuje po najdzikszych zakamarkach naszej planety.
Z wędką dookoła świata

Autor: Fot. Marcin Janaszkiewicz, Rafał Słowikowski, Paweł Brandenburg

 

Marcinie, kiedy narodził się pomysł na podróże z wędką?

Muszę wrócić na chwilę do czasów dzieciństwa, kiedy to pobierałem pierwsze lekcje wędkowania od braci. Do dziś z sentymentem wspominam mały staw karpiowy wykopany przez mojego ojca, nad którego brzegami przesiadywałem po lekcjach. Z wiekiem zrozumiałem, że świat jest pełen wspaniałych miejsc, w których można by tą wędkę zarzucić i tak to się zaczęło. Podróżowanie z wędką nie jest jedynie spełnianiem hobbistycznych zachcianek, to coś… o wiele bardziej poważnego. Kiedy pierwszy raz pakowałem plecak na wyprawę, nie wiedziałem, że narodzę się ponownie i że życie po powrocie nie będzie już takie samo. Kapuściński ujął to idealnie pisząc: „Wszak istnieje coś takiego jak zarażenie podróżą i jest to rodzaj choroby w gruncie rzeczy nieuleczalnej”.

Wróciłeś niedawno z wyprawy do Amazonii. Dlaczego wybrałeś się właśnie tam?

Amazonia jest po prostu magiczna! To marzenie sprzed wielu lat, które dopisałem do listy po przeczytaniu książki Arkadego Fiedlera „Zdobywamy Amazonkę”. Już wtedy wyobrażałem sobie skąpaną w słońcu niezmierzoną dżunglę, jej rdzennych mieszkańców, a przede wszystkim ogromną rzekę, której rozmiary, jak się okazało, są ponad wszelkie wyobrażenia. Na szczęście, mimo upływu lat, marzenia się nie starzeją, a w dzisiejszym świecie skurczonym do rozmiarów pomarańczy ich spełnianie jest prostsze i sprawia, że życie jest tak fascynujące. Pomysłodawcą wyprawy był mój serdeczny kolega i fantastyczny wędkarz Marcin Ejankowski, którego poznałem nad wodami UK wiele lat temu. Jego marzeniem było złowienie Tucunare, największej ryby z rodziny pielęgnicowatych. I tak ruszyliśmy z przygotowaniami, a po drodze dołączyło do nas jeszcze kilku kolegów z UK i Polski.

Opowiedz krótko o Tucunare. Z tego co wiem w Amazonii żyje tysiące innych ryb, dlaczego akurat ta?

To prawda, ale ta jest niezwykle silną i przepięknie ubarwioną rybą. Z wyglądu przypomina trochę naszego okonia, ale dorasta do dużo pokaźniejszych rozmiarów. Tucunare jest typem myśliwego, który nie poddaje się tak łatwo. Ten pozbawiony strachu drapieżca bezwzględnie śledzi swoją ofiarę, by w najmniej oczekiwanym momencie agresywnie uderzyć w przynętę prowadzoną po powierzchni wody. Nagła eksplozja wody i huk mogą przyprawić o migotanie przedsionków. W pierwszych momentach holu odjeżdża przy dokręconym hamulcu kołowrotka niczym lokomotywa TGV często wyskakując z wody. To sprawia, że jest jednym z najbardziej pożądanych gatunków na liście marzeń wielu wędkarzy. Złowienie jej to nie lada wyzwanie.

Rozumiem, że udało ci się złowić Tucunarę?

Tak, pod tym względem wyprawa była bardzo udana. Poza głównym celem naszej wyprawy padło też wiele innych pięknych ryb, ale mogę się pochwalić, że ta największa Tucunare zameldowała się na mojej wędce i była nią samica o długości 92 cm i szacowanej wadze około 10kg. To już naprawdę duży okaz. Poza tym złowiliśmy wiele dotąd niespotykanych lub oglądanych tylko w akwariach gatunków takich, jak: piranie, aruwany, oscary… Paleta kolorów, barw i kształtów tych ryb była oszałamiająca. 

Amazonia to nie tylko raj dla wędkarzy, ale też miejsce wyjątkowe turystycznie. Łączysz wędkowanie ze zwiedzaniem? Jakie są twoje wrażenia z wyprawy?

Zawsze staramy się odwiedzić ciekawe miejsca, o ile napięty grafik podróży na to pozwala. Nie ukrywam jednak, że dla mnie liczą się przede wszystkim walory przyrodnicze, szczególnie w miejscach, gdzie nie ma ludzi. Spełniło się jedno z moich marzeń. Zawsze chciałem zobaczyć Amazonkę. To niekwestionowana królowa rzek. Przyglądając się jej z okna samolotu widziałem jak majestatycznie płynie, a właściwie zatapia zielony ocean lasów równikowych. Jej wielkość, wręcz ogrom zapiera dech w piersiach. Trudno mi było ukryć wzruszenie podziwiając z góry to wspaniałe królestwo wody i roślinności. Pamiętam, kiedy wklejony w okno małej awionetki, ukrywałem szklące oczy, a wtedy mój serdeczny przyjaciel i nasz wyprawowy lekarz Maciej podał mi z uśmiechem szklaneczkę szkockiej. Dla takich chwil warto żyć... Płynąc dalej łodzią w górę Rio Negro miałem okazję zobaczyć niezwykłe zwierzęta. Inie, różowe - słodkowodne delfiny, między nimi ciekawskie i głośne ariranie czy kajmany. Na drzewach małpy, a w powietrzu stada papug i tukanów. Dziewicze otoczenie amazońskiej dżungli i przejmująca tu cisza, z rzadka przerywana tylko krzykiem małpy czy głosem ptaka sprawia, że wrażenia są wyjątkowe. Wyjątkowi są także ludzie. Uśmiechnięci, życzliwi, zawsze chętni do pomocy. Nie narzekają, nie przejmują się głupotami, kochają życie.

Co się je w amazońskiej dżungli?

Ma nam ona do zaoferowania wiele wyśmienitych dań i przekąsek, których, w większości, nie odnajdziemy w innych częściach świata. Rejon ten obfituje w wyborne owoce, których smak pamiętam do dziś np. brazylijski cupuacu – wyglądający jak  kokos, wypełniony słodkim miąższem, przypomina w smaku mieszankę ananasa, gruszki i czekolady.  Kolejny „must to eat”  to owoc kakaowca, którego, o dziwo, w smaku w ogóle nie czuć kakao.  Spożywa się tu niezliczone ilości ryżu, obok którego serwowana jest oczywiście... ryba.

A wieczorem, po całodniowych połowach nic nie relaksuje lepiej niż capirinha – brazylijski koktajl z cachacy, lemonki i cukru.

Czy były jakieś niebezpieczne momenty podczas waszej ostatniej podróży?

Staramy się zawsze dobrze przygotować i unikać zagrożeń, niestety, ktoś kiedyś fajnie powiedział i nie trudno się z tym nie zgodzić, że podróż jest jak małżeństwo. Podstawowym błędem jest myślenie, iż możesz je kontrolować. Pokonując tysiące kilometrów często nie mamy wpływu na to, co nas spotyka. Kończąc naszą przygodę w Amazonii uśmiechnięci i opaleni wsiadamy do małej awionetki. Piękna pogoda. Ruszamy do domu. Samolot wznosi się, osiąga pułap, a po kilku minutach lotu, niebo nad dżunglą zaczyna szaleć. Widoczność zerowa. Tylko ciemne chmury rozrywane światłem błyskawic. Istny Armagedon. Turbulencje nie do opisania. Obca kobieta prosi mojego przyjaciela, aby złapał ją za rękę i wyciąga różaniec. Piloci starają się wyrwać z tego piekła lecąc to w górę to w dół, ale grzmoty i ulewny deszcz, który tłucze o szyby samolotu dając wrażenie jakby padał grad, nie ustają. Rozszalała burza tropikalna demonstruje swą potęgę, a my w swej bezsilności modlimy się, żeby jak najszybciej się to skończyło. I wiesz co? Lecieliśmy tak ponad godzinę wylatując z jednej i wlatując w drugą burzę. Emocje nie do opisania.

Która  z dotychczasowych podróży z wędką utknęła ci najbardziej w pamięć?

Zdecydowanie Nepal. I nie chodzi mi tu o aspekt wędkarski, bo akurat nie poszło mi najlepiej, ale bardziej o aspekt duchowy. Ten mały kraj, leżący wzdłuż południowej granicy z Indiami, aż po ośnieżone szczyty Himalajów, stanowi niezwykły kąsek podróżniczy. Dzika przyroda, od subtropikalnej dżungli przez malownicze tarasy ryżowe i rwące rzeki, po majestatyczne szczyty górskie oraz magiczna atmosfera miast, w których czas wydawać by się mogło zatrzymał się kilkaset lat temu, stanowi o niezwykłości tego miejsca. Tam też, w dopływach Gangesu, rozciąga się królestwo mitycznego Tora. Golden Mahseer – „brzana himalajska”, zagrożonego wyginięciem azjatyckiego gatunku dużej ryby z rodziny karpiowatych, który bardzo chcieliśmy złowić. Nepal jest pięknym, lecz bardzo biednym krajem. Obok bogatej, egzotycznej kultury, kolorów, zapachów kadzideł, powalającego widoku gór i obrazków jak sprzed wieków, widzi się tu rzeczy smutne wręcz nieprawdopodobne. Pracujące dzieci, bieda oraz desperacja ludzi, którzy pomimo przeciwności losu zaskakują pogodą ducha, życzliwością i sympatią. To nie jest kraj dla każdego i to nie jest kraj na wycieczkę. Nepal jest krajem na podróż, która po powrocie będzie jeszcze długo trwała.

Planujesz już kolejną podróż?

Ameryka Południowa mnie nie zawiodła i dlatego już za dwa miesiące wracam do Boliwii, gdzie w krystalicznych rzekach, biorących swe początki w Andach, będziemy uganiać się za złotym dorado. To wyjątkowo trudny przeciwnik do złowienia, a dotarcie do niego będzie nie lada wyzwaniem. Później chcemy odwiedzić Peru, aby zobaczyć starożytne miasto Inków wspinając się na Machu Picchu. Chciałbym także wrócić na Syberię po dużego tajmenia, a następnie do Kanady, aby zapolować na steelheada. Planów jest wiele. Mam nadzieję, że uda się je zrealizować.

 

Rozmawiała: Joanna Czerep

 



Podziel się
Oceń

Napisz komentarz
Komentarze
Janosik 08.07.2019 10:34
Fajny gość! ?

Reklama