Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama

Santi Odnaleźć Orła

- Był to jeden z naszych najsłynniejszych i najnowocześniejszych okrętów w II wojnie światowej. Zasłużył się bardzo dla Polski. Jako jedyny był ufundowany przez społeczeństwo polskie. Chcemy go odnaleźć i dowiedzieć się, co rzeczywiście było przyczyną jego zatonięcia oraz uhonorować poświęcenia i walkę naszych dzielnych marynarzy za naszą ojczyznę i wolność – mówi Piotr Michalik, członek grupy „Santi Odnaleźć Orła”, zajmującej się poszukiwaniem zaginionego podczas II wojny światowej polskiego okrętu podwodnego ORP Orzeł.
Santi Odnaleźć Orła
Od lewej: Tomasz Stachura, Benedykt Hac, Piotr Michalik

Autor: Fot. Arch. Santi Odnaleźć Orła

Jesteś współpomysłodawcą i członkiem grupy zajmującej się szukaniem polskiego okrętu podwodnego ORP Orzeł, który zatonął na Morzu Północnym na przełomie maja i czerwca 1940 roku. Dlaczego podjąłeś się tej misji?

Sprostuję, że nie jestem pomysłodawcą. Pomysł narodził się w Gdyni, w polskiej bazie Orła, a Tomek Stachura został szefem projektu. Ja zaangażowałem się nieco później poprzez kontakty rodzinne i jestem jedynym członkiem ekipy, mieszkającym w Wielkiej Brytanii. A dlaczego podjąłem się tej misji? Jest to bardzo intrygująca historia, a zarazem bardzo patriotyczna. W końcu gdzieś na dnie Morza Północnego spoczywają szczątki naszych marynarzy, którzy oddali za nas życie. Gdy zlokalizujemy okręt, będziemy mogli ich pożegnać i zamknąć pewien fragment naszej dumnej historii.

 

Zatem zajmujesz się sprawami organizacyjnymi?

To nie jest mój główny wkład. Nasze wypłynięcia na Morze Północne w poszukiwaniu wraku są uwieńczeniem długiej i często żmudnej całorocznej pracy na lądzie. Ja tym w większości się zajmuję. To ja głównie zajmuję się badaniami historycznymi, chodzę do archiwów, do muzeów, dawnych siedzib wywiadu jak Bletchley Park, spotykam się z historykami i archiwistami, z ludźmi prywatnymi i instytucjami. Wiele osób, zwłaszcza starszych, w dalszym ciągu posiada cenne pamiątki z II wojny światowej, w tym oryginalne dokumenty, pamiętniki, notatki, mapy, etc., często zakurzone na strychach. Zdarza się, że dokładnie nawet nie wiedzą, co mają i jak ważne historycznie mogą być niektóre dokumenty. Próbuję do tych osób dotrzeć, zebrać jak najwięcej wiadomości i wyciągać wnioski, które później mogę użyć do obliczania i ustalania tras ekspedycji. 

 

Dlaczego tak ważnym jest, by zlokalizować miejsce zatonięcia tego okrętu?

Był to jeden z naszych najsłynniejszych i najnowocześniejszych okrętów w II wojnie światowej. Zasłużył się bardzo dla Polski. Jako jedyny był ufundowany przez społeczeństwo polskie, czyli był to okręt, który należał do nas wszystkich. Jego załoga wsławiła się wielką odwagą i bohaterstwem. Początkowo broniła naszych polskich wybrzeży, później po słynnej i brawurowej ucieczce prawie całkowicie rozbrojona i bez map z Tallina, gdzie „Orzeł” został bezprawnie internowany, walczyła przeciwko nazistom w Royal Navy i wsławiła się bohaterską walecznością. Chcemy go odnaleźć i dowiedzieć się, co rzeczywiście było przyczyną jego zatonięcia oraz uhonorować poświęcenie i walkę naszych dzielnych marynarzy za naszą ojczyznę i wolność.

 

Jakie mogły być prawdopodobne przyczyny zatonięcia okrętu ORP Orzeł?

Bierzemy pod uwagę osiem hipotez zatonięcia Orła. Pierwsze trzy to zbombardowanie okrętu poprzez brytyjskie lotnictwo RAF w tak zwanym „friendly fire” lub zatopienie przez aliancki okręt nawodny lub podwodny. Następne trzy to zniszczenia „Orla” przez niemiecką Luftwaffe lub niemiecki okręt nawodny lub podwodny. Siódmą hipotezą równie bardzo prawdopodobną jest zatonięcie okrętu na minie. Min na Morzu Północnym było bardzo dużo, zarówno zapór minowych jak i pojedynczych min, które odrywały się od zapór i dryfowały, zagrażając statkom i okrętom właściwie wszędzie. Dużo okrętów w tamtym czasie ginęło na minach. Następna hipoteza, to zatonięcie okrętu z przyczyn technicznych lub przypadkowe uderzenie w dno morskie lub inną przeszkodę pod wodą. Okręt nie był w 100% sprawny, gdy wypłynął w morze z Rosyth 23 maja 1940 roku; a poza tym Morze Północne jest bardzo wymagającym akwenem do pływania. Pogoda często nagle się zmienia, co utrudnia nawigację. Głębokość morza jest bardzo zróżnicowana, od kilkuset metrów w rejonach Norwegii do zaledwie kilkunastu metrów w rejonie Dogger Bank. Przy nagłym zanurzaniu okręt łatwo mógł uderzyć w jakąś przeszkodę pod wodą. Tak więc techniczno - przypadkowe zatonięcie, również jak najbardziej należy brać pod uwagę. Niestety, ta hipoteza jest najtrudniejszą do zbadania.

 

Konkretna lokalizacja „Orła” nie jest jeszcze zatem znana, ale szukaliście już go od pewnego czasu i zapewne wiecie na jakim obszarze mniej-więcej można działać…

Tak, czysto teoretyczną trasę „Orła” znamy, choć ciągle wnoszę do niej poprawki na podstawie nowo znalezionych materiałów. Wiemy z archiwów brytyjskich i z innych źródeł, gdzie „Orzeł” powinien się znajdować po wypłynięciu ze szkockiego portu Rosyth 23 maja 1940 roku. Początkowo miał płynąć do tak zwanego rejonu „A3”, który miał patrolować mniej - więcej przez tydzień. Później otrzymał rozkaz przejścia do nowego obszaru patrolowania, rejonu „A1”, a następnie miał popłynąć jeszcze bardziej na północ, patrolować rejon koło wybrzeży Norwegii i stamtąd powrócić do bazy Rosyth. Morze Północne jest jednak bardzo duże, a okręty nigdy nie płyną z punktu A do B dokładnie tą samą trasą. Na dodatek mówimy o czasach wojennych, w których łodzie podwodne, często zbaczały z kursów podążając za łodziami nieprzyjaciela lub w obronie przed nalotami wroga. Dodatkową trudnością jest to, że „Orzeł” podczas swojego ostatniego patrolu nigdy nie odpowiedział na otrzymane rozkazy, a więc praktycznie, w każdej chwili od momentu wyjścia z Rosyth mógł zatonąć, z różnych przyczyn. Dlatego odnalezienie okrętu jest tak trudne.

 

Kto personalnie w trakcie poszukiwań tworzy zespół „SANTI Odnaleźć Orła”?

Motorem napędzającym projektu są głównie trzy osoby: Tomek, „Beniek” i ja. Tomek Stachura jest nurkiem, Benedykt Hac jest hydrografem oraz ja, jak już wspomniałem głównie zajmuję się badaniami historycznymi i zdobywaniem nowych informacji, które wykorzystujemy w planowaniu kolejnych ekspedycji. Ściśle ze sobą współpracujemy. Szukanie „Orła” stało się dla nas wielką pasją i pomimo pracy zawodowej, która każdy z nas ma poświęcamy projektowi każdą wolną chwilę. Oprócz nas są jeszcze inne osoby, które bezpośrednio lub pośrednio z nami współpracują, zaangażowane są w organizację wypraw czy dołączają do nas w czasie ekspedycji. W czasie wypraw na morzu na pokładzie jest nas przeważnie 7 - 8 osób. Oprócz naszej trójki przeważnie dodatkowo dwóch hydrografów, których potrzebujemy, ponieważ sprzęt działa non stop i pracujemy 24 godziny na dobę, dwóch nurków/fotografów, gdyż każdy nurek powinien mieć jeszcze dodatkowe wsparcie w innej osobie w czasie nurkowania. Czasami ekipa jest mniejsza, jak w ubiegłym roku, kiedy to wypłynęliśmy na tydzień w listopadzie. Było nas wówczas tylko czterech.

 

Ile razy podejmowaliście już próby odnalezienia okrętu?

Wszystko zaczęło się w 2014 roku. Wtedy odbyła się pierwsza wyprawa w morze. W tym roku wypłynęliśmy w morze już po raz ósmy. W ciągu pierwszych czterech lat, z przerwą w 2016 roku, badaliśmy hipotezę zatopienia „Orła” przez brytyjski RAF – „friendly fire”. Zdarzenie zatopienia obiektu, opisanego w brytyjskich narodowych archiwach jako niezidentyfikowanego okrętu podwodnego 3 czerwca 1940 roku  przez brytyjski bombowiec Lockheed Hudsons jest dość dokładnie opisane, jednak nigdy do końca nie było zweryfikowane. Teoretycznie nasz okręt w owym czasie powinien znajdować się około 100 mil na wschód od punkt ataku. Jednak biorąc pod uwagę fakt, że „Orzeł” nie był w pełni sprawny gdy wyszedł na swoją ostatnią misję oraz zachowaną niemiecką notatkę mówiącą, że Niemcy przechwycili jakąś depeszę ze statku alianckiego mówiącą, że ze względu na uszkodzenia, niezidentyfikowany okręt aliancki będzie wracał do bazy prędzej, zaatakowany obiekt mógł teoretycznie być naszą łodzią podwodną. Była to bardzo prawdopodobna teoria, więc badaliśmy ją przez cztery lata, ale niestety nie przyniosła oczekiwanych rezultatów. W 2016 badaliśmy wybrzeże Holandii, a w tym roku po raz pierwszy wypłynęliśmy w rejon pierwszego patrolu „Orla” - obszar „A3”, do którego „Orzeł” miał dopłynąć z Rosyth w ciągu pierwszych 24 godzin. Stwierdziliśmy, że ponieważ „Orzeł” nigdy w czasie swojej ostatniej wyprawy nic nie zameldował, mógł zginąć już w ciągu pierwszego tygodnia, a więc w obszarze „A3”.

 

Jakim sprzętem dysponujecie i jakimi informacjami dotyczącymi ewentualnej lokalizacji legendarnego Orła?

Używamy naprawdę światowej klasy sprzętu – multibeam scanner. Uzyskujemy go z Instytutu Morskiego w Gdańsku i jesteśmy im za to bardzo wdzięczni. Jest to naprawdę dobra, solidna multi wiązka, której używamy w poszukiwaniach. Sprzęt montujemy sami  na kutrze, który wypożyczamy i przekształcamy na czas wyprawy w statek badawczy. Będąc w morzu w czasie rzeczywistym skanujemy i widzimy to, co znajduje się pod nami, na dnie morza. Tak więc bardzo dokładnie możemy określić długość, szerokość, wysokość wraków i innych obiektów, na które natrafiamy. I oczywiście na jakiej głębokości się znajdują. W zależności od warunków atmosferycznych i głębokości średnio skanujemy około 200 metrów szerokości dna morskiego za jednym razem.

 

Gdzie szukać informacji o was i o waszych badaniach? Czy można was w jakikolwiek sposób wesprzeć w poszukiwaniach „Orła”?

„SANTI Odnaleźć Orła” jest to inicjatywa prywatna. Sami za wszystko płacimy włączając badania, podróże i ekspedycje. Naszym głównym sponsorem jest firma „Santi”, stąd nazwa „Santi Odnaleźć Orła”. Jest to firma Tomka produkująca światowej klasy skafandry i sprzęt do nurkowania. Oraz oczywiście Instytut Morski w Gdańsku, wypożyczający nam sprzęt na okres ekspedycji. Więcej można się o nas dowiedzieć na naszej stronie internetowej www.santiodnalezcorla.pl  lub po angielsku www.santifindtheeagle.com  oraz na Facebooku „Santi Odnaleźć Orła”. Ja również sporo na temat naszych poszukiwań i organizowanych spotkań Tweet-uję pod nazwą: @PiotrMichalik_. Mówimy o „Orle” i naszych ekspedycjach na różnych spotkaniach, w radiu i telewizji zarówno w Polsce jak i w Wielkiej Brytanii. Próbujemy rozpowszechnić bohaterskość naszych marynarzy w obu krajach. W końcu jest to nasza wspólna polsko - brytyjska historia. Pomimo tego, że „Orzeł” był polską łodzią podwodną zawsze pływającą pod polską banderą, pływał w Royal Navy. W czasie patroli na Morzu Północnym na pokładzie również zawsze znajdowali się brytyjscy marynarze. A jak nam można pomóc? Koszty naszych wypraw jak na razie udaje nam się w pełni pokryć. Bylibyśmy jednak wdzięczni za dwie rzeczy. Po pierwsze, informacje, zarówno bezpośrednie jak i  pośrednie, które mogłyby pomóc zawęzić nasz obszar poszukiwań. Wszelkie informacje na temat życia na okrętach podwodnych podczas II wojny światowej, fragmenty historii lub informacje o wojnie na Morzu Północnym zarówno ze strony alianckiej jak i niemieckiej w maju / czerwcu 1940 r. mogą być dla nas bardzo cenne. Po drugie, chcielibyśmy, aby ludzie wiedzieli i rozmawiali o heroicznej misji i pracy „ORP Orzeł” i jego odważnej załogi, aby pamięć o tych, którzy stracili życie walcząc o naszą wolność, nigdy nie została zapomniana.

 

Próba znalezienia okrętu ORP Orzeł to jedno, ale wasza grupa ma już kilka innych sukcesów za sobą…

Tak, co roku znajdujemy kilkadziesiąt obiektów pod wodą, znanych i nieznanych, które precyzyjnie zaznaczamy na naszych mapach i opisujemy. Jak do tej pory chyba naszym największym sukcesem było znalezienie w 2017 roku brytyjskiej łodzi podwodnej, o nazwie „Narwal”, która zatonęła w 1940 roku. Ukazały się artykuły w brytyjskiej prasie i ni stąd ni zowąd zaczęły do nas napływać dziesiątki e-maili od różnych osób z gratulacjami i  podziękowaniami. Krewni dziękowali nam za to, że znaleźliśmy po 78 latach miejsce spoczynku ich rodzin. Część osób chciałyby się z nami spotkać osobiście i podziękować. Zorganizowaliśmy więc dla nich w Londynie spotkanie. Ku naszemu zdziwieniu, przyszło naprawdę dużo osób. Było to chyba jedno z najbardziej emocjonujących spotkań, w którym brałem udział. Dużo ludzi płakało, ale to były łzy radości. Mówili: „Wreszcie po 78 latach wiemy, gdzie spoczywają nasi przodkowie”. Córka kapitana ze łzami radości powiedziała: „Miałam dwa lata, jak ojciec wypłynął i zginął. Po tylu latach teraz wiem, gdzie spoczywa. Dziękuję wam bardzo za to, co zrobiliście dla nas”. Wiele osób pytało jak mogą nam pomóc. Wszyscy byli wdzięczni za zorganizowane spotkanie. Muszę przyznać, że marzy mi się podobne spotkanie z rodzinami naszych dzielnych marynarzy z „Orła” i mam wielką nadzieję, że niedługo tego doświadczę.

 

Oprócz pracy zawodowej byłeś ponadto członkiem zarządu Ogniska Polskiego oraz m.in. założycielem Polish City Club. Skąd czerpiesz energię na te wszystkie działania?

Tak, zawodowo zawsze pracowałem w londyńskim City w bankowości i technologiach finansowych, ale oprócz tego staram się brać aktywny udział w życiu polonijnym w Londynie. Faktycznie jestem jednym z członków założycieli i pierwszym Prezesem Polish City Club. Założyliśmy klub w 2004 roku i parę tygodni temu świętowaliśmy jego 15-lecie w Ambasadzie RP w Londynie, z czego jestem bardzo dumny. Byłem również dyrektorem i członkiem zarządu Ogniska Polskiego, jestem dożywotnim członkiem Ogniska i nadal zaangażowany w organizację różnych wydarzeń. Ostatnio prezentuję Musical Moments for Children, cykl koncertów muzyki klasycznej dla dzieci. Skąd czerpię energię? Chyba się z tym urodziłem! Dostaję dodatkową energię, gdy widzę, że mogę coś pozytywnego zrobić dla innych, zwłaszcza, gdy współpracuję z entuzjastycznie nastawionymi do życia ludźmi. Myślę, że wszyscy mamy gdzieś w nas ukrytą dodatkową energię. Kluczem jest wydobycie jej, kiedy jest nam najbardziej potrzebna.

 

Powiedz zatem jeszcze w jaki sposób i gdzie można szukać kontaktu z tobą i grupą zajmującą się poszukiwaniami okrętu podwodnego ORP Orzeł?

Mamy stronę na Facebooku „Santi Odnaleźć Orła”, która jest dostępna dla wszystkich.  Podczas naszej ostatniej wyprawy za pomocą połączenia satelitarnego aktualizowaliśmy ją codziennie i byliśmy bardzo mile zaskoczeni zainteresowaniem. Mieliśmy setki fanów. Ja również sporo Tweet-uję na temat Orła, o naszych ekspedycjach i wydarzeniach pod nazwą @PiotrMichalik_. Najłatwiej jest skontaktować się ze mną e-mailowo pod adresem [email protected]. Jeśli ktoś ma jakieś informacje, które mogą być istotne dla naszych poszukiwań, proszę dajcie znać. Każda wiadomość bezpośrednio lub pośrednio związana z Orłem jest dla mnie bardzo ważna. Często mała, nie wydająca się bardzo istotną informacja może być ważną wskazówką, która może pomóc nam rozwiązać tajemnicę zniknięcia Orła. Wierzę, że w końcu Orła znajdziemy. Jest to tylko kwestia czasu. Patriotyzm i odwaga załogi Orła są tak inspirujące, że z roku na rok jesteśmy bardziej zdeterminowani do dalszych poszukiwań!

 

Rozmawiał: Dariusz A. Zeller


2019 Expedition Team

HMS Tarpoon, SonarScan wraku

Praca w messie

Piotr Michalik w National Archives Kew

Przy pracy

2019

Piotr Michalik, Tomasz Stachura

Piotr Michalik

Thyboron w porcie


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz
Komentarze
KM 21.11.2019 21:47
Trzymam kciuki!

Reklama