Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama

Kuba Sienkiewicz - lekarz artysta

Kuba Sienkiewicz - wokalista, kompozytor i autor tekstów oraz lekarz neurolog odkrywa w tej rozmowie z Niką Boon różne swoje oblicza. Bob Dylan polskiej estrady, który prawie że w Orwellowski sposób umie obserwować zachowania ludzkie, opowiada o życiu w czasach koronawirusa i o nowej płycie Elektrycznych Gitar, o której mówi następująco: “Będzie o brexicie, wojnie w naturze ludzkiej, trudnej wolności, niewoli jednostek, tęsknocie za miłością. Piosenki na płycie „2020” nie dają nadziei. Pozostawiają słuchacza w konfuzji, rozdarciu i chaosie. Zapraszam do słuchania.”
Kuba Sienkiewicz - lekarz artysta

Autor: Fot. Tatiana Łysiak

Jesteś nie tylko wokalistą, autorem tekstów, liderem zespołu Elektryczne Gitary, ale również aktywnie pracujesz jako lekarz neurolog. Jak na te obie profesje wpłynęła obecnie panująca na świecie epidemia korona-wirusa?
Nie ma występów z publicznością. Uczymy się logistyki występów on-line. Wieszam nowe piosenki do słuchania w Internecie. Bez pośpiechu przygotowuję nowe programy. Jest czas na nowe teksty i domowe nagrywanie. Nie muszę daleko jeździć na koncerty. Zaczęło mi się już podobać. Żebym się tylko za bardzo nie przyzwyczaił, bo potem będzie szok dla organizmu. To tyle w zawodzie piosenkarza, a w działalności lekarskiej nie ma takiej radykalnej różnicy. Wizyty domowe są nadal potrzebne. Do prywatnych gabinetów przychodzi mniej pacjentów. Większość decyduje się na połączenie video. W poradni przyszpitalnej w ogóle nie ma chorych, nie są wpuszczani, tylko telefony i e-recepty. Najciężej mają lekarze i cały personel w oddziałach szpitalnych. Pracują dodatkowo za tych, którzy są chorzy albo na kwarantannie.
 
Ponieważ potrafisz w swojej twórczości często trafnie podsumować naturę ludzką, pozwolę sobie na takie egzystencjalne pytanie. Jakie twoim zdaniem będą konsekwencje tej epidemii dla świata? Czy taka pauza w pędzie kapitalistycznym może mieć w ogóle jakieś dobre strony?
To duży temat. Dobre strony już są widoczne. Mniej ludzi ginie na drogach, szczególnie w Polsce. Przyroda się odradza. Ludzie wypoczywają, dostają dodatkowy czas na swoje zainteresowania, przyjemności, kontakt z rodziną. Najbardziej zyskują domy wielopokoleniowe. Powietrze się oczyszcza. W debacie publicznej była znana kwestia, jak wymusić na wszystkich państwach ograniczenie emisji CO2. Nieoczekiwanie z pomocą przyszedł wirus. Kolejna rzecz - możemy jeszcze lepiej się przekonać jak pracować i co da się załatwić, nie wychodząc z domu. To zmieni nasze życie po epidemii na lepsze. Filozofia „slow” zdobędzie powszechne doświadczenie. Okaże się, że bardzo wiele naszych aktywności i potrzeb konsumpcyjnych nie miało istotnego znaczenia. Mam nadzieję, że po pandemii zaczniemy żyć bardziej tak, jak naprawdę chcielibyśmy.
 
Jak myślisz potoczyło by się twoje życie, gdyby Elektryczne Gitary nie odniósły takiego sukcesu? Czy skupił byś się po prostu na pracy lekarskiej, która też jest twoją pasją?
Gdyby to nie chwyciło w roku 1990, zostałbym obiema nogami w klinice neurologii, w pracy naukowej i dydaktycznej. To też jest praca twórcza. Nie czułbym straty. Obecnie właściwie żałuję, że porzuciłem naukę. Doceniam pozycję, w której jestem dziś, ale czuję żal, że zostawiłem badania. Na szczęście mam praktykę lekarską, która też daje mi dużą satysfakcję.
 
Jak przyjechałam do Londynu w połowie lat 90. to przywiozłam ze sobą tylko 3 płyty. Jedna z nich była “Wielka Radość” Elektrycznych Gitar wydana w r. 1992. Na początku Twojej kariery chodziły słuchy, że jesteś psychiatrą i dlatego tak trafnie diagnozowałeś zachowania ludzkie, a natchnieniem do piosenek byli Twoi pacjenci ze szpitala psychiatrycznego. Teraz wiem, że to plotki. Czy to był wymysł jakiegoś dziennikarza, czy po prostu syndrom tzw. “głuchego telefonu”, bo nie sądzę żeby wtedy stał za wami sztab ludzi od wizerunku publicznego. Czy zdawałeś sobie sprawę z tych plotek? Nie było jeszcze Internetu i social-mediów.
Zdawałem sobie sprawę, ponieważ nawet wśród samych tylko dziennikarzy spotykałem przekonanie, że jestem m.in. ginekologiem, neurochirurgiem, dentystą, weterynarzem, psychologiem, oraz człowiekiem, który studiował medycynę ale jej nie skończył. Najwięcej czasu na dyżurach psychiatrycznych spędziłem w dzieciństwie. Mama była ordynatorem oddziału szpitala w Tworkach pod Warszawą. Czasem nie miała co ze mną zrobić, więc mnie zabierała na swoje dyżury. Chodziliśmy razem na obchody. Teren szpitala w Tworkach jest bardzo ładny, jak wielki park. Podobało mi się, jak mama sobie radzi z trudnymi pacjentami. Lubiłem te stare budynki i oddziałowe zakamarki. Natomiast z wizerunkiem publicznym miałem kłopot. Nie czułem potrzeby dbania o strój sceniczny. Źle się czułem na sesjach fotograficznych. Nie rozumiałem, że występ to wyjątkowa okoliczność i że artysta powinien podkreślać to swoim wyglądem. A do płyty „Wielka radość” nie jestem tak bardzo przywiązany jak Ty. Wolę to, co nagrywam teraz.

W 1977 roku, razem z Piotrem Łojkiem, z którym stworzyliście potem Elektryczne Gitar najpierw założyliście akustyczną grupę pod prześmiewczą nazwą SPIARDL (Stowarzyszenie Piosenkarzy i Artystów Robotniczych Działaczy Ludowych). Graliście prawie wyłącznie w domu i nagrywaliście na magnetofon szpulowy. Czy przez epidemie korona wirusa świat wraca do takiego muzykowania w domu i nagrywania teraz już na telefony komórkowe? Czy nic się tak na prawdę nie zmienia oprócz technologii?
SPIARDL to fake news, kaczka dziennikarska - wypuszczona jeszcze przed epoką post-prawdy. Graliśmy z Piotrem tylko dla siebie. Poza magnetofonem szpulowym są pewne podobieństwa z czasem przełomu lat 70/80. Nagrywałem w domu jakąś kasetę, a potem ludzie spontanicznie kopiowali te nagrania. Ponieważ nie chodziłem do cenzury po pozwolenie, nie mogłem prezentować tej twórczości publicznie. Jednak ta naturalna promocja moich nagrań sprawiła, że byłem zapraszany do wykonywania recitali w prywatnych mieszkaniach. Tu jednak podobieństwa się kończą. Dziś można z domu transmitować na cały świat oraz publikować. Epidemia pokazała jak bardzo twórcy pragną kontaktu ze swoimi odbiorcami, nawet gotowi są występować w sieci bez wynagrodzenia. Ja kiedyś dawno temu też tak się zachowywałem. Podobnego powrotu do sytuacji sprzed lat doświadczyłem na początku lat 2000., kiedy skończyła się moja popularność, a ja wróciłem do mojego ulubionego grania na małych scenach literacko muzycznych. Czasem nawet za wynagrodzenie do kapelusza.
 
Jesteś praktycznie pionierem jeśli chodzi o koncerty on line, bo już w pierwszym tygodniu kwarantanny zagrałeś taki koncert. Jak się czujesz kiedy grasz, nie widząc praktycznie publiczności? Czy wystarcza ci tylko świadomość że ktoś cię ogląda on line? Czy myślisz, że jak epidemia się skończy, to ten trend występów w necie pozostanie, bo technologia się rozwinie w tę stronę?
To jest bardzo prawdopodobne. Jak logistyka okrzepnie, to występy będą się odbywały z pominięciem sal koncertowych i innych kosztów, na przykład podróży. Wiemy już dziś, że urzędy miast i gmin w Polsce do końca roku nie będą przeznaczać środków na wydarzenia artystyczne. Tymczasem już teraz są dostępne ekipy i podmioty świadczące kompleksowo takie usługi. Kiedyś miałem podobne doświadczenie podczas występów prosto na antenę z małego radiowego studia koncertowego bez widowni. W przypadku koncertu „on line” w Internecie dochodzi jeszcze możliwość komentowania na forum i reagowania na te komentarze w trakcie występu. Szkoda, że nie można normalnie rozmawiać z widownią, bo jest 20-skundowe opóźnienie. To zapewne też się szybko zmieni. Występ „on line” to najczęściej transmisja z domu wykonawcy do odbiorców we własnych domach. Ta sytuacja sprawia, że można grać spokojniej, dłuższe formy, więcej mówić do słuchaczy, eksperymentować. Czyli tworzy się nowa jakość.
 
Kiedyś jak szłam z tobądeptakiem, młody muzyk uliczny robił furorę, śpiewając twoja piosenkę “Koniec” i zgromadził się wokół niego tłum ludzi. Namawiałam Cię żebyś tam podszedł i zaśpiewał zwrotkę. Byłam pewna, że wszyscy byliby zachwyceni tą niespodzianka, ale ty nie chciałeś zwracać na siebie uwagi, adoracja tłumu nie była Ci potrzebna. Wielu artystów jest uzależnionych od aplauzu. Ty możesz sobie swobodnie spacerować po mieście, chociaż jesteś osobą rozpoznawalną i charakterystyczną. Jak to robisz, że przemykasz się czasami zupełnie niezauważony? Czy byłoby Ci trudno gdyby ten aplauz publiczności nagle umilkł?
Już wspominałem, że moja popularność się skończyła. Nikt mnie nie rozpoznaje, bo się postarzałem. Znalazłem się z powrotem w niszy, w jakiej byłem w latach 80. Dobrze mi z tym. Po 60-tce nie będę już grał rokendrola. A ten cały aplauz jeszcze się nie kończy. Mam wierną widownię zasilającą małe sceny, która oczekuje nowości tak samo mocno jak i starszych piosenek.
 
Pewnego razu jak byłam w Warszawie, zaprosiłeś mnie na występ w domu kultury, który był częścią cyklu „Dolina Prapremier”. Polegało to na tym, że co miesiąc stała grupa śpiewających autorów tworzyła po 2 piosenki na zadany temat. Wtedy zobaczyłam Ciebie jako barda i miałam wrażenie, że jestem świadkiem powstawania piosenek na żywo. Czy jesteś w stanie napisać coś na każdy temat, czy tylko na taki, który Cię porusza? A może dużo rzeczy cię po prostu interesuje?
Wbrew pozorom zadany temat ułatwia pisanie. Ja chętnie podejmuję takie zadania, bo mi to pomaga uruchomić skojarzenia. Piszę do obrazów (np. „Głowy Lenina”), do filmów (np. „Kiler”), do reklam, czy dla uczczenia miejsc i instytucji. Lubię zamówienia związane z wydarzeniami historycznymi. Popełniłem dwa programy wydane na płytach „Elektrycznych Gitar” - „Historia” (2010) i „Czasowniki” (2016). W obu przypadkach chodziło o okrągłe rocznice. Mam kilka piosenek inspirowanych fizyką i astronomią, na przykład „Atomistyka”, „W mgławicy Orzeł”, „Ciemna materia”. Mam nadzieję, że „Dolina Prapremier” jeszcze powróci w jakiejś formie. Są chętni, żeby to reaktywować. Scena literacko muzyczna wymuszająca nowości jest bezcenna. Wzbogaca repertuar i pozwala poznać młodych świetnych muzyków i solistów.
 
Piszesz piosenki o tematyce historycznej, które nadaje telewizja publiczna w Polsce. Czy to oznacza, że jesteś dumny jak paw z historii Polski? Świętowałeś hucznie 100-lecie odzyskania niepodległości?
Historia Polski nie jest dla mnie żadnym powodem do dumy. Polacy na własne życzenie stracili niepodległość w rozbiorach, a potem uznali, że są męczennikami, straszny obciach. Do tego nieszczęścia dołożyła się jeszcze dominacja kościoła katolickiego. Państwa, które przeszły na protestantyzm, znacznie lepiej na tym wyszły w historii. Polacy nie zrozumieli, że religia służy przede wszystkim do uprawiania polityki, tak jak to było przy chrzcie Polski. Okrągłą 100. rocznicę niepodległości Polski obszedłem szerokim łukiem. Po 100 latach od odzyskania własnego państwa jesteśmy potęgą w produkcji mięsa i w uboju rytualnym - kompletna porażka. Naród, który pali swoje wysypiska, wyrzuca śmieci do lasu i wycina swoje puszcze, właściwie nie zasługuje na własne niepodległe państwo. Raczej na kaftan bezpieczeństwa. Tradycja roku 1918' jest sztuczna. Nic szczególnie chlubnego się wtedy nie wydarzyło.
 
Czy to znaczy, że nie ma dla ciebie niczego wartościowego w naszej historii?
Dla mojego pokolenia prawdziwą żywą historią są wydarzenia marca 68', grudnia 70', czerwca 76', sierpnia 80', karnawału Solidarności i stanu wojennego. Do tej tradycji należy również opozycja demokratyczna w PRL, pontyfikat JPII, niezależna kultura lat 70. i 80. Szczególnie ważne jest to, co przeżyliśmy świadomie jako przełom. Było nim zwycięstwo społeczeństwa obywatelskiego w roku 1989. Wiem jednak, że nie wszyscy się cieszyli. Socjalizm był wygodny. Połowa Polaków go popierała. Dlatego nigdy nie będzie jednej polskiej tradycji historycznej. Nasza historia lepiej się nadaje do tego, żeby ją badać czy poznawać m.in. poprzez piosenki, a nie świętować.
 
Niedawno po stosunkowo długiej przerwie wydaliście nowy singiel o tematyce ekologicznej. Podobał mi się od razu, zanim jeszcze ujrzał światło dzienne. Uderzyła mnie w nim charakterystyczna dla Elektrycznych Gitar melodyjność i bezpośredniość przekazu. Jak będzie brzmiała wasza nowa płyta i kiedy się jej można spodziewać?
Nowa płyta Elektrycznych Gitar ukaże się w kwietniu br. i będzie miała tytuł „2020”. Nagrana jest w stylo electro-pop. W zakresie treści przeważają utwory zaangażowane, jak właśnie „Najwyższa pora” - piosenka o tematyce ekologicznej. Będzie też o brexicie, wojnie w naturze ludzkiej, trudnej wolności, niewoli jednostek, tęsknocie za miłością. Piosenki na płycie „2020” nie dają nadziei. Pozostawiają słuchacza w konfuzji, rozdarciu i chaosie. Zapraszam do słuchania.
 
Myślę, że twój rodzaj twórczości sprawdza się szczególnie dobrze akustycznie. W twoich piosenkach teksty się liczą najbardziej.
Liczy się wszystko - tekst, melodia i interpretacja. Dlatego występuję chętnie poza zespołem Elektryczne Gitary. Współpracuję z takimi scenami jak „Warszawska Scena Bardów”, „Śmietanka Łowicka”, „Scena kabaretowa przyjaciół Marka Majewskiego”, czy „Biesiada Bardów” i festiwal OPPA. Chętnie przenoszę do wykonań scenicznych domową praktykę muzyczną opartą na luźnym jam session. Mam jednak też swoją propozycję i osobny skład o mocnym, ciężkim brzmieniu elektrycznym dla scen alternatywnych np. „Zacieralia”, gdzie wiele razy grałem. Zawsze miałem też ochotę na aranżację moich piosenek w formule - wokal z komputerem. Moje marzenia spełniają się właśnie na najnowszej płycie Elektrycznych Gitar.
 
Twoje teksty zawierają obserwacje, dzięki którym słuchacz bardziej rozumie swoje własne problemy.
To zabrzmiało groźnie, jakby wstęp do psychoterapii. Ja na pewno się odreagowuję. Zarówno pisząc jak i wykonując piosenki. Problemy przez to nie znikają, ale stają się lżejsze. W moim repertuarze przeważają utwory autoironiczne. Być może moje stresy i upadki występują powszechnie, dlatego inni odnajdują w tych piosenkach coś dla siebie.
 
Z twoimi utworami utożsamiają się ludzie z różnych środowisk, bo są one często wieloznaczne, a dla mnie nawet Orwellowskie. Jak ta epidemia się skoczy, mam nadzieję, że zagrasz jeszcze dla nas w Londynie, właśnie na takim intymnym koncercie autorskim w nadchodzącym cyklu spotkań „Gwiazdy Niki Boon na żywo”, gdzie widzowie będą mogli poznać Cię bliżej i zadawać pytania.
Bardzo chętnie. To może być po prostu wieczór autorski. Nie boję się pytań. Nie będzie moderatora ani cenzora. Orwella czytałem jako licealista poza cenzurą - w drugim obiegu. Zapraszam wszystkich zainteresowanych z różnych środowisk, jak wspomniałaś. Można przede wszystkim spodziewać się niestandardowego programu muzycznego na żywo. Przebieg rozmowy z widownią może natomiast wymknąć się spod kontroli.
 
Postaram się to jakoś delikatnie skontrolować, przynajmniej to żeby nie rzuciły się na Ciebie rozkochane fanki i nie zdarły z Ciebie koszuli.
Kuba Sienkiewicz 15 kwietnai będzie jednym z gości urodzinowej audycji Gwiazdy Niki Boon jak zwykle co środę od 20:00-22:00 na antenie Polskiego Radia Londyn i transmicj wideo na Facebooku @PolishRadioLondon i Youtube @GwiazyNiki
 
 
Rozmawiała: Nika Boon


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz
Komentarze
Reklama