Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama

Mira Łuksza

Poetka, prozaik, dziennikarka, tłumaczka. Urodziła się 9 listopada 1958 roku w Hajnówce na Podlasiu, wśród polskiej mniejszości białoruskiej. Ukończyła filologię polską i rosyjską w Filii Uniwersytetu Warszawskiego w Białymstoku. Mieszka w Białymstoku. Debiutowała w 1973 roku. Jest członkinią Białoruskiego Stowarzyszenia Literackiego „Białowieża”, Związku Literatów Białoruskich I Związku Literatów Polskich. Od 1985 r. jest dziennikarką „Niwy” – tygodnika Białorusinów w Polsce . Wydała 19 książek. Laureatka Światowego Dnia Poezji UNESCO w 2017 r. za książkę „Rodosłów” i Nagrody Literackiej im. Wiesława Kazaneckiego w 2017 roku. Jej teksty były tłumaczone na języki angielski, rosyjski, ukraiński, czeski, rumuński, portugalski i grecki.
Mira Łuksza

Autor: Fot. Joanna Gościk

Aut. Adam Siemieńczyk

Poezja. Dlaczego jest ona tak ważna w twoim życiu?

Urodziłam się na Podlasiu w wiosce Borowe – na granicy Podlasia i Wielkiego Księstwa Litewskiego. Poletka mojego rodu, wydarte lasowi, leżą po obu stronach starodawnego traktu granicznego. Dziś jest tam tylko dróżka: jej koleiny wyjeżdżone są przez koła aut obcych, nietutejszych, którzy kupują za pieniądze, czasem wirtualne, ziemię tych – którzy odeszli i odchodzących, ziemię zapomnianą, ale pamiętającą. To wszystko jej zapisane w cyrylicy. Po słowiańsku. Pierwsze litery zapisywałam patykiem po koleinach na piasku, najlepiej gdy deszcz omył wszystko. Rysowałam. Pierwsze zdanie od naszej chaty aż do chaty Andrejuków. Miałam 5 lat. Umiałam czytać także drukowane. Razem ze mną uczyła się pisać po polsku także moja babcia Luba, mama mamy, wykształcona w bieżeństwie (1915 – 1921) na Powołżu w rosyjskiej szkole, którą, po powrocie do ojczyzny, uważano za niepiśmienną. Było nas wielu takich. Babcia była genialną matematyczką. I poetką w życiu. Pisałam tak, jak się stawia ślady na wilgotnym piachu, w który wsiąkły łzy nieba. Pisałam też za tych, którzy napisać nie zdążyli, nie mogli, których nikt by nie przeczytał. Bo ich słowa są też jak wiatr na pograniczach. Zapisuję też siebie. Swój ślad w duchu i materii. Zostanie na tej miedzy między księstwami. Dlatego tłumaczę inne słowa na nasze, słowa naszych na inne.

 

Żyjesz, piszesz w obrębie kilku języków. Jak to się ma do twojej twórczości, twojej tożsamości literackiej?

Żyję w obrębie tych języków, i one ożywają. W tłumaczeniu – ożywiam ich klimat. Odnawiam za każdym razem, odnawiają je ci, którzy czytają. Czy dzisiaj, czy potem. Może wtedy, gdy i ja będę po tamtej stronie. Jestem tym, co napisałam. Co odnowi się w słowie. Od „Zamowy” – do „Kroków”. Od „Wyspy”, od oddzielnego księstwa, które ma rozmyte, rozwiane granice. Przypieczętowane drzewem, które rośnie tam, zapuściwszy korzenie w głąb gleby, z krzyżem w objęciach.

 

Barbara Jurkowska-Nawrocka. Czy mogłabyś powiedzieć kilka słów o niej, o waszej współpracy?

Barbara Jurkowska-Nawrocka znała te pędy i kłącza słów. Obejmując duszą przestrzeń, pilnie drobiła litery, robiąc materialne księgi. Budowała Mosty razem z Aleksandrem. Jej sprzęt nie miał cyrylicznej litery. Miał, z pewnością, gdzieś tam w głębi swoim metalowo-krzemowych trzewi, ale Pani Basia, składając któreś Mosty, czasem w głębi czarnej nocy, gdy wszyscy śpią, oprócz poetów, łączyła się z Białym Stokiem: sprawdź Literę. Jak wygląda to tłumaczenie na Słowiańszczyznę z Polszczyzny? I odwrotnie. Czy nie utracona prawda słowa, jego sedno i iskra? Wydaje się, że aż zwieszałyśmy nad klawiaturą głowy w te noce. Śni mi się to do dziś. A numer Pani Basi nadal jest w moim telefonie. Czy zadzwoni do mnie z tamtej nocy? I czy tamta noc jest czarna?

 

Nad czym obecnie pracujesz? Gdzie cię można zobaczyć?

Teraz piszę dla dzieci. Wiersze. Zobaczyć mnie można w „Niwie”., tygodniku moim i moich Białorusinów. To jest najbardziej niezależne pismo w świecie. Wychowało pokolenia ludzi książki, poznających swoją tradycję, twórczych. Dzięki niemu i nim jesteśmy tu. I przytulamy dzielnych Białorusinów i Białorusinki, walczących o wolność. Każde białoruskie słowo – to ziarno i kula. A przede wszystkim – dźwięk i litera Ў.


 



Podziel się
Oceń

Napisz komentarz
Komentarze
Reklama