Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
News will be here

Pierwsza reporterska książka o disco polo

Judyta Sierakowska, z wykształcenia socjolożka, na co dzień niezależna dziennikarka, publikująca w przeszłości m.in. na łamach „Przekroju” , „Rzeczpospolitej” czy „Życia Warszawy”, w swojej najnowszej książce „Nikt nie słucha. Reportaże o disco polo” mierzy się z tematem fenomenu disco polo, które od lat 90. jest nieodłącznym elementem polskiej kultury. Można się na to obrażać, próbować wyprzeć fakty, ale badania pokazują, że co najmniej połowa Polaków słucha disco polo i nic nie zapowiada, aby miało się to zmienić. Książka Judyty Sierakowskiej dowodzi, że przez pryzmat disco polo można w ciekawy sposób opowiedzieć o przemianach w Polsce po roku 1989. Działa ono również jak lustro, w którym każdy Polak powinien się przejrzeć, aby poznać część prawdy o samym sobie, niezależnie od tego czy słucha, czy zarzeka się, że nie słucha.
Pierwsza reporterska książka o disco polo

A jak twórcy disco polo odnoszą się do seksizmu w teledyskach?

Dla starej gwardii discopolowców to jest temat rzeka. Robert Sasinowski, lider Skanera mówi otwarcie, że wkurzają go, jak to mocno określa „dziwkarskie teledyski”, których dużo pojawiło się szczególnie w ostatnich latach. Kiedyś klipy były romantyczne,  opowiadały o chodzeniu z dziewczyną za rękę, o lecie w Kołobrzegu itd. Zapytałam go, że przecież kiedyś też były piosenki takie jak np. „Bara bara” zespołu Milano. Na co on mi powiedział: - Owszem, ale to wszystko było za mgiełką, mimo wszystko inne i z żartem. Teraz to nie pozostawia pola wyobraźni.
Jak czytam opinie ludzi pod teledyskami, to często powtarzają się, że cenią sobie daną piosenkę, właśnie za ten stary, romantyczny sznyt.
Niby w tych teledyskach jest dużo rozebranych kobiet, bo to przyciąga, a z drugiej strony w żadnym innym gatunku muzycznym, tak wielu twórców nie śpiewa o miłości, żonach. Branża ma rożne teledyski, ale tak naprawdę bardziej sprzedają się te romantyczne.

Dlaczego poświęcasz aż dwa rozdziały miastu Białystok, które dzisiaj niechlubnie kojarzy się z nacjonalizmem, jak się okazuje ma też wiele wspólnego z disco polo? Piszesz, że jest to miasto w którym każdy ma sąsiada, który gra disco polo.

To taka anegdota, ale jest w niej dużo prawdy. To rozdziały nie tyle o Białymstoku, który jest uważany za matecznik disco polo, ale o ludziach stamtąd, ważnych dla branży, jak choćby Jarosław Dziemian, twórca imperium medialnego JARD. 
Znajduje się tam również najpotężniejsza do dzisiaj wytwórnia fonograficzna disco polo - Green Star, którą od początku, czyli od 1994 roku zawiaduje Cezary Kulesza. Postać kluczowa dla branży. Z Podlasia pochodzi też najwięcej muzyków gatunku.
Na okładce książki jest mural z Zenkiem Martyniukiem, który znajduje się właśnie w Białymstoku. Wszystko zaczęło się od internetowego żartu, wydarzenia: „Chcemy mural z Zenkiem w Białymstoku!” na stronie Nienormalny Białystok na Facebooku. Ale przekuło się to w poważny pomysł, i urząd marszałkowski tego miasta dofinansował go 10 tysiącami złotych. Teraz mural zdobi jeden z bloków na białostockich Dziesięcinach, a ludzie robią sobie zdjęcia z Zenkiem. Jest to teraz trochę taka wizytówka miasta. 
 
A czy myślisz, że disco polo bardziej łączy ludzi czy dzieli?

Są ci, którzy wprost i jawnie nienawidzą disco polo, ale tych co słuchają łączy. Zwłaszcza grono fanów, którzy potrafią przejechać setki kilometrów by obejrzeć swoich idoli. Mocą tej muzyki jest to, że nawiązuje do wartości rodzinnych, zabawy, dlatego puszczają ją chętnie na imprezach plenerowych czy weselach. Przy niej ludzie bawią się całymi grupami.

No ale z drugiej strony są przecież ludzie, którzy na hasło, że druga osoba słucha disco polo, odwracają się na pięcie i klasyfikują taką osobę, jako niegodną dalszej rozmowy?

Disco polo łączy i dzieli ludzi tak samo, jak polityka czy religia. Co nie zmienia faktu, że nawet ci co jej nie lubią, potrafią pląsać przy niej na imprezach. Marlena Drozdowska ostatnio opowiadała mi, że miała koncert, gdzie nie zaśpiewała ani słowa ze słynnego hitu-pastiszu „Mydełka Fa”, bo publiczność wyśpiewała z pamięci cały tekst za nią. Mówiła też, że była na inteligenckim weselu, i widziała jak ci wszyscy inteligenci, nagle zerwali się z krzeseł gdy puszczono disco polo. Pogratulowała mi, że napisałam tę książkę i przede wszystkim za poważne traktowanie tematu.
Chyba już czas zaakceptować, że od 30 lat połowa Polski słucha disco polo. Mam wrażenie, że jak to zrobimy, to będziemy zdrowsi. 

Ostatni rozdział książki zatytułowałaś „Disco polo. Uciec, ale dokąd?”. Lądujesz na kole podbiegunowym i pierwsze co słyszysz to disco polo. Zastanawiam się czy od disco polo w ogóle da się uciec?

Nie. Nie da się. 
Nie.
 



Podziel się
Oceń

Napisz komentarz
Komentarze
Reklama