Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu

Seks po wiktoriańsku

Czas rządów królowej Wiktorii nazywa się epoką pruderii. Myliłby się jednak ten, kto uznałby, że była to także epoka czystości. Seksualność, którą wciśnięto w zbyt ciasny gorset, szukała ujścia z dala od wzroku ciekawskich. Był to przede wszystkim czas hipokrytów i stręczycieli.

Tabu w teorii

Zmieniła się atmosfera. To, co wcześniej było normą, stało się czymś potępianym. A niekiedy także karanym. Na ławę oskarżonych można było trafić nie tylko za seks, ale także za samo pisanie o nim. „W Anglii oprócz najsłynniejszego procesu seksualnego tej epoki – sprawy Oscara Wilde’a – odbywały się procesy przeciwko Vizetellemu, wydawcy Zoli i Maupassanta, skazany został wydawca książki Ellisa »Zboczenie seksualne«, dzieła Szekspira poddano prawdziwej »kastracji«” – pisał o tym prof. Marian Filar w świetnej, choć mającej już swoje lata „Seksuologii kulturowej”.

Unikano używania określeń związanych z seksem i sięgano po przeróżne, niekiedy absurdalne eufemizmy. Jakie? Żonę na przykład nazywano... „pełnoprawnym prześcieradłem”. A penis stawał się Nabuchodonozorem. Nie wolno było mówić także o nogach, bo takie rozmowy zbytnio podniecały i mogły prowadzić do grzechu. Dość często przytacza się także informacje o zasłanianiu nóg fortepianów, które miały być zbyt zmysłowe i kierować myśli w niewłaściwym kierunku. Choć w tym przypadku nie brak historyków, którzy twierdzą, że to wymysł i przesada.

Nie jest jednak przesadą stwierdzenie, iż ten gwałtowny skok do purytanizmu spowodował, że ciało stało się całkowitym tabu. „Panie nie miały nóg ani piersi, zwoje materiału krępowały je szczelnie jak nigdy, doktor mógł badać je jedynie przez ubranie i to w obecności męża lub matki pacjentki, nie należało do rzadkości, iż nawet mąż nie oglądał nigdy swojej żony tak, jak stworzyła ją natura” – pisał Filar.
Cenzurowano nie tylko literaturę, ale też książki medyczne. Pisano także nowe. Takie, których przesłanie odpowiadało duchowi czasów. Niejaka Elisabeth Willard twierdziła na przykład, że stosunek osłabia bardziej niż całodzienna praca. Benjamin Rush straszył zgonami spowodowanymi przez... nadmiar cielesnej miłości. A byli też lekarze zalecający swoim pacjentom, by seks – oczywiście małżeński – uprawiali najwyżej dwa razy w roku. Częstsze igraszki miały bowiem fatalnie odbijać się na ich zdrowiu.

Straszna komedia

Przesądy prezentowane pod płaszczykiem medycyny (zresztą jaka to była medycyna? – jej rozkwit na Zachodzie miał dopiero nadejść) znalazły też swoistego „Czarnego Piotrusia”. Stała się nim masturbacja, która – co potwierdzały liczne autorytety – miała wywoływać różne choroby.

Dlatego dorastające dzieci starano się zniechęcić do niej wszelkimi możliwymi sposobami. Tworzono bariery i upowszechniano zwyczaje, które ją uniemożliwiały. Uważano na przykład, że wysoce niestosowne i niebezpieczne jest mycie intymnych części ciała, więc ich nie myto. Potępiano także nagość jako stwarzającą „okazję” do samotnego grzechu, bo tak nazywano onanizm.



Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Reklama