Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu

Seks po wiktoriańsku

Czas rządów królowej Wiktorii nazywa się epoką pruderii. Myliłby się jednak ten, kto uznałby, że była to także epoka czystości. Seksualność, którą wciśnięto w zbyt ciasny gorset, szukała ujścia z dala od wzroku ciekawskich. Był to przede wszystkim czas hipokrytów i stręczycieli.

Ciekawa była oferta, którą zapewniało wiktoriańskie podziemie. W świecie, w którym oficjalnie nie istniała nagość, liczne burdele bynajmniej nie ograniczały się do zapewniania najbardziej standardowych rozrywek. W samym Londynie każdy fetyszysta mógł znaleźć coś dla siebie. Były domy publiczne, gdzie specjalnością było biczowanie. Były i takie, które zapewniały wrażenia homoseksualne lub biseksualne – wedle uznania i zasobności portfela. Nocami londyńskie parki zmieniały się w „pigalaki”, gdzie za niewielkie pieniądze można było kupić seks i zaraz na miejscu, pod gołym niebem, skorzystać z tego, za co się zapłaciło. Największe dramaty rozgrywały się jednak nie tam, gdzie pracowali dorośli, a tam, gdzie do prostytucji zmuszano dzieci. Miejsc tego rodzaju nie brakowało, ponieważ na ich usługi był spory popyt.
Zasięg prostytucji – w tym także prostytucji dziecięcej – to zresztą najważniejsza nauka, która płynie z tego niezwykle ciekawego okresu. Pokazuje bowiem, jakie efekty przynosi oparta na hipokryzji pseudomoralność. Taka, która woli akceptować większe zło, byle tylko wypchać problem tam, gdzie go nie widać. Zakładająca, że wystarczy czegoś zabronić, by tego nie było. Co oczywiście nie działa. Zwłaszcza gdy to coś jest dla ludzi tak ważne jak seks.



Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Reklama